Polacy wrócili z Egiptu; "na ulicach są ludzie z siekierami"
Problemy z zakupem żywności w sklepach, strzały na ulicach, bandy szabrowników, chaos na lotnisku, brak łączności telefonicznej oraz internetowej, ale jednocześnie życzliwość mieszkańców - tak o Kairze opowiadali Polacy, którzy wieczorem wrócili do Warszawy.
01.02.2011 | aktual.: 02.02.2011 08:14
Samolot PLL LOT z około 100 osobami na pokładzie wylądował na warszawskim lotnisku Chopina ok. godz. 19. Większość pasażerów to Polacy.
- Ulice Kairu są puste i smutne. Pozabijane sklepy, większość miejsc turystycznych, jak np. muzea, nieczynna. W ciągu dnia niewiele jest miejsc, które można zwiedzić, czas na to jest też ograniczony, ponieważ od godz. 15 do 6 rano trwa godzina policyjna - powiedział pan Henryk.
- Nasz autokar jechał nocą, widzieliśmy grupy ludzi, którzy grasowali na ulicach; stali z maczugami, siekierami, przy rozpalonych ogniskach. Część z nich pilnowała własnego dobytku - opowiadał z kolei pan Marian, który wraz z żoną przyjechał z Luxoru do hotelu w Kairze dwa dni temu.
Jego żona mówiła, że przed północą ich autokar został zatrzymany na jednej z tzw. bramek kontrolujących. - Kierowca został wyciągnięty na zewnątrz, ręce miał założone z tyłu na kark i czterech wojskowych mierzyło do niego z karabinów. Nie wiedzieliśmy, czy zaczną do niego strzelać. To były straszne emocje. Ale sprawdzili, że jesteśmy turystami i puszczono nas dalej - opowiadała.
Czytaj więcej o rewolucji w Egipcie: "Policja tłukła nas kijami, zabrali mi telefon i portfel".
Tomek, który spędził w Kairze jeden dzień, był przed siedzibą tamtejszego ministerstwa spraw zagranicznych oraz telewizji. - W centrum miasta popołudniami są "zadymy". Łatwo można oberwać kamieniem albo jakimś innym przedmiotem. Tłum chce zmian i czuć to, kiedy się na nich patrzy - relacjonował.
Panią Helenę ujęła życzliwość mieszkańców Kairu. - Ludzie są bardzo przyjaźni i serdeczni dla turystów. Jest to ruch oddolny, a zatem nie jest on skierowany przeciw obywatelom. Bardzo dobrze jest odbierane przez mieszkańców Kairu wojsko. Wchodzą na czołgi i robią sobie zdjęcia - opowiadała.
Pasażerowie polskiego rejsu mówili o chaosie, jaki panował na lotnisku w Kairze, ale podkreślali, że czuli się bezpiecznie.
- Mnóstwo ludzi czeka na lotnisku, by się wydostać do swoich krajów. Egipcjanie nie panują nad sytuacją. Jest dezorganizacja, nie przyjmują do terminalu pasażerów, którzy nie mają zaklepanego lotu - opowiadała pani Elżbieta. Wspomniała jednak o innym problemie:- Spędziliśmy jedną noc na lotnisku, bez picia i jedzenia. Dopiero jak przyjechał konsul, otrzymaliśmy posiłek.
Również Marcin ubolewał, że w strefie dostępnej dla wszystkich brakowało napojów i jedzenia. - Dopiero w strefie bezcłowej mogłem sobie coś zakupić do picia - mówił.
Pan Krzysztof poleciał do Kairu w interesach, ale ze względu na zamieszki jego spotkania zostały odwołane. - Wrócę tam, jak tylko sytuacja się uspokoi - zapowiedział.