Polacy uwięzieni na lotnisku w Tajlandii
Tajlandzkie władze rozpoczęły ewakuację pasażerów uwięzionych dzień wcześniej przez protest przeciwników rządu na międzynarodowym lotnisku Suvarnabhumi pod Bangkokiem, stolicą Tajlandii. Wśród turystów, którzy nie mogli dotychczas opuścić lotniska są Polacy. Na lotnisku doszło do serii niewielkich wybuchów, w których rannych zostało kilku zwolenników opozycyjnego Ludowego Sojuszu na rzecz Demokracji (PAD).
Po południu czasu lokalnego zmęczonych pasażerów zaczęto ewakuować z hali przylotów lotniska. Po podróżnych przyjechały autobusy podstawione przez władze tajlandzkich lotnisk (AOT).
Od wtorku wieczorem na okupowanym przez zwolenników opozycji lotnisku koczuje ponad 3 tys. pasażerów. Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski mówił wcześniej, że na teren lotniska nie można się dostać. - W tej chwili na lotnisku jest ok. 1000 protestujących, 40 ciężarówek ze zwolennikami opozycji jedzie w tamtym kierunku. Wezwano policję i wojsko - dodał.
Zygmunt Langer z polskiej ambasady w Tajlandii potwierdził radiowej Trójce, że Polacy mieli lecieć m.in. do Frankfurtu nad Menem. Pracownicy placówki ustalają, ilu polskich obywateli nie może opuścić Tajlandii.
Langer powiedział, że Polacy zostaną z lotniska wyprowadzeni, po czym otrzymają rezerwację na inne loty. Zapewnił, że polska ambasada zrobi wszystko, aby im pomóc. Lotnisko jest już zamknięte, więc kolejni turyści nie są w stanie tam dotrzeć. Port przyjmuje przylatujące maszyny, ale zawiesił starty.
Wcześniej w środę do wieży kontroli lotów portu Suvarnabhumi wdarli się zamaskowani członkowie opozycyjnego Ludowego Sojuszu na rzecz Demokracji (PAD). Członkowie Ludowego Sojuszu na rzecz Demokracji, okupujący lotnisko, domagają się ustąpienia rządu.
Z kolei zwolennicy rządu mają również w środę zorganizować w stolicy wiec poparcia dla premiera Somchaia Wongsawata.
Antyrządowi demonstranci mają zamiar pozostać na międzynarodowym lotnisku do dymisji premiera Somchaia. Jak poinformowano, zażądali oni od linii lotniczych, by pytały ich o pozwolenie na starty i lądowania. Według wcześniejszych doniesień, odwołano wszystkie środowe loty.
Eksplozje nastąpiły też na innym lotnisku, gdzie gromadzą się przeciwnicy i zwolennicy rządu - krajowym porcie pod Bangkokiem Don Muang. Granat rzucono w kierunku zwolenników opozycji; kilka osób odniosło obrażenia.
Ładunki wybuchowe eksplodowały też w tłumie zwolenników rządu, zgromadzonych na drodze prowadzącej na lotnisko.
Na lotnisku Don Muang znajduje się tymczasowa siedziba rządu, ponieważ ta właściwa jest okupowana od końca sierpnia przez przeciwników politycznych premiera.
We wtorek w stolicy Tajlandii doszło do starć zwolenników premiera Somchaia z jego przeciwnikami. Obrażenia odniosło 11 ludzi.
Opozycja oskarża zaprzysiężonego 25 września na stanowisku premiera Somchaia, że jest sterowany przez byłego szefa rządu, a prywatnie swojego szwagra Thaksina Shinawatrę, obalonego w 2006 roku w rezultacie wojskowego zamachu stanu.
Thaksin Shinawatra został w ubiegłym miesiącu skazany przez sąd w Bangkoku na dwa lata więzienia za złamanie prawa o konflikcie interesów. Ciąży na nim kilka innych zarzutów o korupcję.