Polacy sieją postrach na brytyjskich drogach
Polscy kierowcy na Wyspach są już owiani czarną legendą. W Internecie krąży mnóstwo filmików przedstawiających "polish drivers" i pokazujących lekceważący stosunek naszych rodaków do przepisów brytyjskiego kodeksu drogowego - czytamy w dzienniku "Polska".
04.03.2008 | aktual.: 21.04.2008 16:30
Zmotoryzowani Polacy mają na Wyspach coraz większe kłopoty. I to nie tylko z obowiązującym tam ruchem lewostronnym. Przez nieznajomość brytyjskiego prawa mogą słono zapłacić, a nawet stracić samochód. Wszystko przez to, że jeżdżą na polskich numerach rejestracyjnych.
Brytyjskie prawo zezwala co prawda na jazdę samochodem na numerach rejestracyjnych innych niż miejscowe, jednak tylko przez sześć miesięcy. Potem taki pojazd należy zarejestrować w brytyjskim urzędzie. Chodzi o to, by wszystkich kierowców obowiązywało to samo prawo. A jeśli kierowcy nie rejestrują swoich samochodów, nie podlegają tym samym zasadom, co inni. nie można ich także zidentyfikować, gdy złamią przepisy.
Wyspiarze zaczęli egzekwować ten przepis z większą surowością, gdyż Polacy coraz częściej sprowadzają na Wyspy polskie samochody. Robią to, bo jest im łatwiej prowadzić auto z kierownicą po lewej stronie, a ponadto rejestracja samochodu w Polsce jest dużo tańsza niż na Wyspach.
Jeśli policja stwierdzi, że zagraniczny samochód jest w Wielkiej Brytanii dłużej niż pół roku, wysyła do jego właściciela pismo z ostrzeżeniem. Od tej chwili adresat ma cztery tygodnie na zarejestrowanie auta lub jego wywóz. Po tym czasie policja może pojazd odholować, żądać grzywny, zlicytować lub zezłomować. Policja bywa jednak czasem nadgorliwa, tak jak choćby w okolicach szkockiego Oban, gdzie nie ma już ani jednego samochodu na polskich numerach.
Także styl jazdy Polaków wzbudza emocje. W tym przypadku dodatkowym problemem okazuje się brak znajomości języka angielskiego. Władze jednego z angielskich hrabstw wpadły na pomysł, aby na drogach ustawiać znaki w języku polskim. Tym sposobem w zeszłym roku w hrabstwie Cheshire pojawiły się drogowskazy: "zwolnij", "skręć w następną drogę w prawo" itp. Znaki wzbudziły kontrowersje, nawet wśród Polonii. Uznano, że takie faworyzowanie Polaków godzi w prawa innych imigrantów. Jest to główna przyczyna, dlaczego projekt wprowadzenia podobnych znaków w całym kraju wylądował w koszu - czytamy w "Polsce".