Polacy są zadowoleni z życia seksualnego. Dlaczego?
Gdy dokładniej się spojrzy na wyniki badań seksualności Polaków, czasami można by westchnąć: Boże, i z czego niektórzy z tych ludzi są tak zadowoleni?
04.05.2011 | aktual.: 04.05.2011 14:13
Prof. Zbigniew Izdebski, seksuolog pedagog, dziekan Wydziału Pedagogiki, Socjologii i Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Zielonogórskiego, kierownik Podyplomowego Studium Wychowania Seksualnego na Uniwersytecie Warszawskim, współpracownik Instytutu Kinseya.
Rozmawia Andrzej Dryszel
– Czy Polacy są zadowoleni ze swego życia seksualnego?
– Zdecydowanie tak. Dziewięciu na dziesięciu Polaków wskazuje na zadowolenie z życia seksualnego, a w tej grupie ok. 20% jest wręcz bardzo zadowolonych. Z prowadzonych przeze mnie badań, jakie wykonał OBOP na reprezentatywnej próbie mieszkańców naszego kraju, wynika, że ta sfera życia dostarcza nam wielu pozytywnych emocji.
– Co nas tak cieszy?
– Gdy spojrzy się dokładniej na wyniki badań seksualności Polaków, czasami można by westchnąć: Boże, i z czego niektórzy z tych ludzi są tak zadowoleni? Ale skoro są zadowoleni, jest to najważniejsze. Jakość życia seksualnego nie musi przecież się wiązać z częstotliwością współżycia czy rozmaitymi pozycjami. Niektórzy Polacy cieszą się z samego faktu, że w ogóle współżyją. Są też tacy, którzy wskazują na zadowolenie ze swojego życia seksualnego, chociaż już przestali współżyć.
– Widocznie mają piękne wspomnienia.
– Właśnie, że nie. Ich wspomnienia często są nie najlepsze. Parę lat temu po wykładzie podeszła do mnie starsza już dama i powiedziała: „Proszę pana, gdyby dotarli do mnie pańscy ankieterzy i spytali, czy jestem zadowolona z życia seksualnego, odpowiedziałabym: tak, jestem bardzo zadowolona. Ja już dwa lata nie współżyję z mężem!”. Ta pani pozostawała w związku, ale nie współżyła – ani z mężem, ani z żadnym innym mężczyzną. W jej koncepcji szczęśliwego życia mieści się bliskość, dobre relacje z mężem, bycie z nim – ale już nie aktywność seksualna. Takie sytuacje zdarzają się np. wtedy, gdy mężczyzna ma problemy ze wzwodem i partnerka z roli żony kochanki przechodzi do roli żony opiekunki. Ona nadal go kocha, nawet bez tego wzwodu. Starsi mężczyźni boją się natomiast kłopotów z erekcją, więc leki, które tym problemom zapobiegają – viagra, cialis, levitra, a także znacznie tańsza, choć tak samo skuteczna, polska maxigra – są jednym z większych osiągnięć minionej dekady. Niestety, tylko kilka procent polskich
mężczyzn mających zaburzenia erekcji chodzi do lekarza seksuologa czy urologa.
– Co robi pozostałe dziewięćdziesiąt parę procent?
– Nic nie robi. Reszta często ogląda telewizję do późnej nocy i czeka, żeby żona zasnęła. I to zasnęła tak głęboko, żeby już się nie obudziła, kiedy on wreszcie trafi do łóżka. Bo gdy mąż kładzie się do łóżka, żona często się budzi i myśli, że może do czegoś dojdzie. Co więcej, on nie dość, że nie ma wzwodu, to jeszcze unika jej dotyku, przytulenia, pieszczot, tak żeby żona nie spodziewała się współżycia, którego nie będzie, bo mąż ma kłopoty z erekcją. I tu powstają zakłócenia w relacjach męsko-damskich, bo kobieta czasem myśli: a może ja już mu się nie podobam, dlaczego on unika kontaktów ze mną, może ma kochankę?
– Przecież jeśli od 20 lat współżyje się z tą samą osobą, która w tym czasie siłą rzeczy staje się mniej atrakcyjna, to może pojawić się znudzenie, osłabnie zapał do kontaktów erotycznych.
– Eee tam. Nie trzeba czekać tak długo, znudzenie może wystąpić i po kilku latach – bo żona po urodzeniu dzieci już nie jest taka szczupła albo zaczął się ujawniać jej prawdziwy charakter, którego mąż na początku nie dostrzegał. To nie jest kwestia lat, lecz relacji między partnerami. Gdyby intensywność związku, chemia, miłość i namiętność były ciągle takie same jak na początku, można by zwariować, czulibyśmy się bez przerwy tak jak pod wpływem narkotyku – a w ten sposób nie można stale funkcjonować. Musimy mieć świadomość, że są różne etapy intensywności uczucia, co wcale nie znaczy, że ktoś kogoś przestaje kochać. Bywa że namiętność wygasa tak całkowicie, że jedna strona – obojętne, kobieta czy mężczyzna – nie tylko nie chce współżyć, lecz w ogóle nie zamierza dłużej pozostawać w związku. Wszystko zależy od tego, co rzeczywiście łączyło tych ludzi.
– A ci, którzy współżyją i cieszą się, że to robią, czy powinni chcieć jeszcze czegoś więcej?
– Są naturalnie obiektywne wskaźniki zadowolenia seksualnego, takie jak wzwód, wytrysk, wilgotność pochwy, orgazm. Natomiast, jak wykazują badania, dla wielu osób, zwłaszcza w wieku 50 plus, tak samo jak stosunek seksualny ważne jest poczucie bliskości, to, że można do kogoś się przytulić. Zdrowie seksualne to nie tylko sama fizjologia, to cały proces związany z komunikowaniem się partnerów i okazywaniem miłości. Powinniśmy zatem dawać sobie więcej prawa do czerpania przyjemności z seksu. Życie seksualne stwarza przecież szerokie możliwości przeżywania radosnych chwil. Rosnące znaczenie przyjemności jest już zresztą widoczne w badaniach, bo coraz mniej Polaków ma poczucie winy i grzechu w związku ze swoim życiem seksualnym.
– Czyli coraz rzadziej skaczemy w bok? Bo poczucie winy i grzechu mamy chyba wtedy, gdy zdradzamy partnera?
– Niekoniecznie. Poczucie winy i grzechu występuje nieraz także w stałych związkach małżeńskich. Np. wtedy, gdy ktoś poza seksem klasycznym uprawia także inne formy współżycia – seks oralny czy analny – i sądzi, że porządni ludzie, w uczciwych związkach nie powinni takich rzeczy robić.
– Podobno są to coraz powszechniej akceptowane formy współżycia.
– To prawda, częste są jednak również postawy, wedle których jest to coś niewłaściwego. Co więcej, nieraz zdarzają się one nawet w grupie ludzi młodych. Z tego, że, jak pokazują badania, coraz więcej ludzi uprawia np. seks oralny, nie wynika, że ta forma współżycia spotyka się już z powszechną aprobatą. Mówiąc na wykładach o pojęciu normy – medycznej, społecznej, prawnej czy kulturowej – czasami pytam: jak państwo sądzą, czy seks oralny jest patologią życia seksualnego, czy normą? I nie zdarzyło się nigdy, by cała sala jednoznacznie odpowiedziała, że jest to norma. Kiedy jednak dochodzimy do ustalenia, że to jest norma, przez salę przebiega jakby westchnienie ulgi. Widać, że ludzie lepiej się poczuli ze świadomością, że nie robią niczego niewłaściwego.
– Czy normą w życiu seksualnym jest to, na co obie strony się zgadzają i co nikomu nie wyrządza szkody?
– To, o czym pan mówi, jest normą partnerską, moim zdaniem najistotniejszą we wzajemnych relacjach. Ustalenie, że np. seks oralny stanowi normę życia seksualnego, jest oczywiście ważną informacją. Co z tego jednak, że jest to norma medyczna czy prawna, skoro jedna strona może być fanem seksu oralnego, a druga w ogóle tego nie zaakceptuje? A zmuszanie do takich zachowań to naruszanie godności drugiej osoby i łamanie jej prawa do swobodnego wyboru. Nie wolno realizować potrzeb seksualnych kosztem innych. Z drugiej strony, w latach 60. i na początku lat 70. homoseksualizm traktowany był jako patologia życia seksualnego. Jeśli jednak na takie relacje godziły się dwie dorosłe osoby, to ich norma partnerska miała tu znaczenie decydujące.
– Dorosłe – zgoda. Do norm w życiu seksualnym trudno jednak podchodzić z pełnym zaufaniem, skoro kiedyś normą było współżycie dorosłych mężczyzn z dziećmi.
– Na szczęście współczesna cywilizacja wyznaczyła inne standardy dotyczące pojęcia dobra dziecka, więc obecne normy, także prawne, są oczywiście dla nas obowiązujące. Relacje seksualne z dziećmi często wynikają z faktu manipulowania nimi przez osoby dorosłe. Do prowadzenia odpowiedzialnego życia seksualnego nie wystarczy sama dojrzałość płciowa. Choć oczywiście także wśród dorosłych często zdarzają się nieodpowiedzialne zachowania w tej sferze.
– Czasami decyduje tu coś innego niż rozum?
– Tak się zdarza. Wiadomo przecież, że ludzie, którzy nie znają się za dobrze i nie wiedzą nic o swojej przeszłości seksualnej, powinni współżyć, stosując prezerwatywę. Nie zawsze jednak tak postępują. Z obserwacji dotyczących życia seksualnego, wypowiedzi zamieszczanych w internecie i relacji moich pacjentów, przychodzących wykonywać testy na obecność wirusa HIV, wynika, że niektórzy, szukając zastrzyku adrenaliny i dodatkowych doznań, decydują się nawet na współżycie podczas spotkań, w których uczestniczy osoba z wirusem HIV. Nie wiadomo która. Prowadziłem badania w ramach projektu „Zdrowie seksualne osób żyjących z HIV i chorych na AIDS w Polsce”. W tej grupie byli ludzie, którzy stwierdzili, że nieraz spotykali się z ofertą uprawiania seksu bez zabezpieczenia, składaną przez osoby zdrowe.
– Przykładem wyjątkowo nieodpowiedzialnego zachowania było uprawianie seksu przez wiele młodych Polek z Simonem Molekem, zmarłym na AIDS w 2008 r.
– Wśród jego partnerek, które uległy zakażeniu, są kobiety wykształcone, wrażliwe, inteligentne. Gdybyśmy wśród tych kobiet wykonali test wiedzy o HIV, jestem przekonany, że ogromna większość z nich prawidłowo odpowiedziałaby na pytania, jak można, a jak nie można zarazić się tym wirusem. Tragiczne, że mimo to zgodziły się one na bardzo ryzykowne zachowania seksualne.
– Co pokazuje, jak wielką siłę mają ciekawość i pożądanie.
– A także pokazuje to, że mamy tendencję do ryzykowania. I że w sytuacjach erotycznych również osoby dorosłe mogą być manipulowane. Zwłaszcza jeśli wykazują niewysoki poziom asertywności, nie chcą ulegać stereotypom, boją się oskarżeń o rasizm i w związku z tym, choć wiedzą, że nie powinno się współżyć bez zabezpieczenia z przygodnym partnerem, wstydzą się wymagać stosowania prezerwatywy od czarnoskórego mężczyzny. W relacjach seksualnych każdy z nas musi myśleć za siebie i za drugą osobę. Tak naprawdę, nigdy przecież nie znamy dokładnie przeszłości seksualnej partnera. Tymczasem my, Polacy, mamy pewne skłonności do idealizowania drugiej osoby i nie zawsze umiemy wyrażać wobec niej swoje oczekiwania. Dlatego właśnie kobieta może wzbraniać się przed wymaganiem użycia prezerwatywy od mężczyzny – żeby on nie pomyślał np., że ona jest zakażona HIV czy inną chorobą albo że jest bardzo doświadczona, bo miała za wielu partnerów seksualnych. Kobieta często boi się oceny sfery jej moralności przez partnera i dlatego
niepotrzebnie poddaje się jego życzeniom.
– Jak internet wpływa na życie seksualne Polaków?
– Z moich badań „Seks a internet” wynika, że ten wpływ jest coraz bardziej znaczący. W internecie ogłaszają się ludzie, informując wprost, jakich partnerów seksualnych szukają, jak często i w jaki sposób chcą współżyć. I do takich spotkań osób o podobnych oczekiwaniach i temperamencie rzeczywiście dochodzi, co bez udziału sieci byłoby trudniejsze do zrealizowania. Internet niesie wiele zagrożeń dla dzieci, ale dla dorosłych jest szansą znalezienia kogoś, kto im odpowiada. Są też osoby tak zmęczone lub tak leniwe, że nie mają ochoty na spotkania. One wchodzą na strony i czaty erotyczne, mogą się wygadać, nieraz się masturbują – i w ten sposób zaspokajają potrzeby erotyczne. Kiedyś służyły do tego filmy pornograficzne na wideo, ale dziś, w dobie internetu, znacznie częstsze jest korzystnie z sieci. Ludzie nieraz w ciągu dnia i w czasie pracy wchodzą na strony erotyczne. Niektórzy pacjenci skarżą się, że przecież wiedzą, iż nie powinni tego robić, ale nie mogą się powstrzymać. Niby siedzą przy swoim projekcie,
a naprawdę prowadzą korespondencję erotyczną.
– Wśród pana pacjentów przeważają oczywiście mężczyźni.
– Średnio na dziesięć osób siedem to mężczyźni. U mężczyzn dominują zaburzenia erekcji, lęk, że się nie sprawdzą, a także brak ochoty na seks oraz duża różnica w oczekiwaniach seksualnych między nimi a ich żonami. Przychodzą też ci, którzy mają romans, lecz czują, że wciąż kochają żonę, i nie wiedzą, co z tym wszystkim zrobić, bo jest im dobrze i z jedną, i z drugą. Niekiedy przeżywają dylemat moralny (poczucie grzechu) i raczej powinni iść do księdza, niekiedy chcą po prostu się wygadać, bo z nikim innym wcześniej nie mogli o tym swobodnie porozmawiać. Ja nie podejmuję za nich decyzji, próbujemy razem przyjrzeć się relacjom w związku, motywom, które nimi kierują. Pacjenci sami muszą wyliczyć sobie zyski i straty płynące z przebywania w takich, a nie innych układach.
– A kobiety?
– Także przychodzą z problemem braku ochoty na seks. Z drugiej strony, jest też sporo pań mówiących, że mają dużą ochotę, ale mąż nie spełnia ich oczekiwań. Są pacjentki wchodzące w romanse, które przyznają, że w rzeczywistości nie kochają tego mężczyzny, lecz po prostu uprawiają z nim seks dla samego seksu – i nie wiedzą, czy to jest OK, szukają jakiegoś usprawiedliwienia. W ostatnich latach wyraźnie wzrosła świadomość seksualna kobiet, co uważam za zjawisko pozytywne. Coraz więcej pań rozumie, że przykładowo mogą oczekiwać od partnera poświęcenia dłuższego czasu na grę wstępną, że mają prawo liczyć na więcej takich pieszczot, jakich sobie życzą, że seks nie powinien się sprowadzać do samych ruchów frykcyjnych. Tyle że mężczyźni wcale nie czują się dobrze z tą rosnącą świadomością kobiet. Panowie widzą, że są oceniani, że ich partnerki zwracają uwagę na strategię i metodykę pieszczot, na to, czy dobrze prowadzą grę wstępną. Mam wrażenie, że mężczyźni, owszem, byliby zadowoleni, że kobiety więcej wiedzą o
seksie, lecz chcieliby, aby ta wiedza oznaczała wyłącznie otwartość pań na seks wtedy, kiedy oni będą mieli na to ochotę. Żeby ich partnerki bardziej się pogimnastykowały i nie mówiły, że coś im nie odpowiada.