Polska"Polacy są z wiarą katolicką na bakier"

"Polacy są z wiarą katolicką na bakier"

Bóg powiedział, że stworzył nas na swoje podobieństwo. Proszę mi wybaczyć, ale czegoś tu nie rozumiem. Niechaj za przykład mi posłuży nasz naród - Polacy. Szczycimy się jedną z największych ilości kościołów katolickich w Europie, a jednak z tą wiarą jesteśmy na bakier - pisze Internautka Ewa Tranel.

"Polacy są z wiarą katolicką na bakier"
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

20.10.2009 | aktual.: 20.10.2009 21:41

Zawiść, nienawiść, zazdrość... Oto cechy polskiego chrześcijanina. Biegamy do świątyni, pokazujemy wszem i wobec ile to mamy futer, złota, jak bardzo pobożni jesteśmy. Klęczymy przed ołtarzem w "skupieniu", rozglądając się czy widzą to sąsiedzi i wrogowie. Kiwamy sobie głowami na znak pokoju, a w myślach obliczamy za ile pani Z. kupiła sobie to nowe futro i skąd miała na to pieniądze, skoro raz w miesiącu odwiedza ją pani z opieki społecznej?! A pan J. podjechał pod kościół nowym samochodem, choć zalega z opłatami za prąd. No właśnie! Skąd oni mają na to pieniądze?

Oto nurtujące pytania, na które oczekujemy odpowiedzi siadając blisko księdza spowiednika. Pani Z., czy pan J. szeptem usprawiedliwiają swój dobrobyt, a ksiądz głośno i z naciskiem (tak by go słyszano) gani za "występne" życie, za zbytnie przywiązanie do rzeczy ziemskich, materialnych. A w ramach odpuszczenia grzechu podwyższa stawkę za ślub, chrzest, pogrzeb. Sąsiedzi, przyjaciele, wrogowie szeptem opowiadają kto i za co sobie coś ulepszył, poprawił czy z czego skorzystał. I wszędzie słychać słowa potępienia, wściekłości, zawiści.

Zresztą nie trzeba iść do kościoła, by to wszystko zobaczyć, usłyszeć. Wystarczy wejść na forum dyskusyjne! Może to i jest forum, ale definicja słowa dyskusja, nijak się ma do rzeczywistości. Odnoszę nieodparte wrażenie, że są już wyspecjalizowani, prawie etatowi opluwacze wszystkich, którzy usiłują mieć inny pogląd niż oni sami. Agresja opanowała większość Internautów. Nie wiem czy wynika to z bezradności, czy po prostu Polacy schamieli, stali się bezwzględnymi oprawcami, których piętnują, opluwają depcząc w ten sposób swoją własną historię. Zapominając o walce ich protoplastów o tą ponoć lepszą Polskę.

Czuję się oszukana jak większość z nich, ale znam naszą historię i to nie od 1939 roku, lecz co najmniej od momentu chrztu Polski. Czyli od chwili, gdy Kościół katolicki "obdarzył" nas naukami Chrystusa. Naukami, które tak bardzo powinny zmienić duszę człowieczą w krystaliczne źródło dobroci, wyrozumiałości i miłości do bliźniego.

Jestem osobą wierzącą. Wierzącą w Boga, a nie w Jego złych ministrów. Nie biegam, co niedziela do kościoła! Modlę się wszędzie, bo nauczano mnie, że Bóg jest wszędzie. Nie noszę też moherowego beretu, nie słucham ojca Rydzyka, ani radia "Józef". Od czasu do czasu czytuję biblijne psalmy, zachwycając się ich mądrością i wspaniałym językiem. Upajam się ich spokojem. Ale nie jestem w stanie pogodzić się z wtrącaniem się kleru do polityki, do decydowaniu o życiu kobiet, które traktowane są, jako podgatunek ludzki bez prawa do decydowania o swoim życiu.

Przy tym wszystkim nie zauważam u siebie braku wyrozumiałości. Niosę pomoc wszystkim, którzy o tę pomoc się do mnie zwrócą lub gdy sama dostrzegam czyjś ból, niemoc czy bezradność. Najczęściej też nie otrzymuję za to zwykłego słowa "dziękuję". Nie oczekuję wdzięczności. Sprawia mi satysfakcję moja zaradność i ogromnie się cieszę, że zostawiam w ten sposób swój ślad na tej ziemi. Że ktoś dzięki mnie uśmiechnie się lub uroni łzę ulgi. Jestem tak samo jak większość ludzi bezradna, czasami wściekła na to, co się wokół mnie dzieje. Ale nie opluwam jadem, nie obwiniam systemu, w jakim przyszło mi żyć. Każdy system stworzony przez człowieka jest tak kaleki, jak ci, którzy są jego autorami. A że nie ma ludzi bez ułomności, to i w Polsce mamy to, co sobie stworzyliśmy. Więc powinniśmy mieć pretensję do siebie samych. Cechą Polaka jest krytykanctwo. Krytykujemy wszystko i wszystkich. Jesteśmy, mimo braku wykształcenia w danym kierunku, najlepszymi lekarzami, politykami, prawnikami. A tak naprawdę nie znamy się na
niczym. Znamy tylko nasze obowiązki. Praw niestety nie. Jesteśmy powierzchowni, reprezentujemy tę zaściankową szlachtę, która gdy czegoś nie umie albo nie zna odpowiedzi na trudne pytania, krzyczy głośne "VETO"! Rozdzieramy szaty i oczekujemy współczucia, wsparcia tych niby silniejszych.

W naszej świadomości jesteśmy najmądrzejsi, niezastąpieni, najsilniejsi... Zawsze wybielamy nasze karty historii, więc zapominamy, że i my krzywdziliśmy, byliśmy zaborcami, a na swoim koncie też mamy liczne ofiary. Wystarczy trochę poczytać nie tylko naszą, często zafałszowaną historię.

Reasumując - nasze chrześcijaństwo nie ma nic wspólnego z naukami Chrystusa. Jesteśmy katolikami nie z przekonania, lecz z własnej potrzeby usprawiedliwiania swoich błędów, lub jeśli ktoś woli grzechów. Z własnej niemocy potrafimy uczynić oręż przeciwko wydarzeniom, na które nie mamy wpływu. Nie mamy, bo nie chcemy tak naprawdę wziąć odpowiedzialności za nasze życie, decyzje i błędy. Stąd mała frekwencja na przykład w wyborach. Jednak krzyczeć potrafimy głośno i coraz bardziej agresywnie. Strajkujemy, obrzucamy błotem bliźniego, prowokujemy. Tylko mam pytanie. Czy nie mamy innych sposobów na wyrażanie swojego sprzeciwu? Dlaczego potrafimy tylko niszczyć wszystko i wszystkich? Przecież to tylko destrukcja. Unicestwianie dorobku całych pokoleń tego narodu. Naszych dziadków, rodziców... Co tak naprawdę chcemy pozostawić naszym dzieciom i wnukom? Co, oprócz nienawiści, arogancji i bezwzględności?!

Nie zgadzam się na taką Polskę. Nie akceptuję samozniszczenia, do jakiego zmierza mój kraj. Ale żeby cokolwiek zmienić, należy nauczyć się wybaczania i samokrytyki. Przyjąć do naszej świadomości, że tak naprawdę jeśli sami sobie nie pomożemy, to nikt nam nie pomoże. Musimy stać się samodzielni i niezależni. Nie mówię tu o izolowaniu się od pozostałych, np. członków Unii Europejskiej. Jednak nie możemy dopuścić do dalszego rozgrabiania naszej gospodarki. Powinniśmy reaktywować wiele dziedzin przemysłu, które dadzą nam możliwości nie tylko w sferze likwidowania bezrobocia, ale przywrócą miejsce Polski na gospodarczej i ekonomicznej mapie świata. W końcu kiedyś byliśmy znani z produkcji tekstylnej, stoczniowej, wydobycia węgla.

A gdybyśmy tę naszą nienawiść, jad i wściekłość zamienili na chęć dokonania zmian na lepsze? Przecież nie wszystko, co stworzył poprzednie system było złe! Wystarczy, więc trochę obiektywizmu i chęci do zweryfikowania własnych poglądów i wiedzy. Więcej wytrwałości i wiary we własne siły. Bez oglądania się na to, co powinni dać nam inni tylko dlatego, że uważamy się za naród pokrzywdzony prze system zwany komunizmem, którego tak naprawdę u nas nie było!

A Bóg powiedział, że stworzył nas na Swoje podobieństwo. Gdyby tak było, mógłby być z nas dumny. Ale sądzę, że dumny może być tylko z nielicznych przedstawicieli naszego narodu, bo na pewno nie ma powodu do dumy z takiej interpretacji chrześcijaństwa, jaką reprezentujemy.

Ewa Tranel

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)