Polacy oburzeni norweskim pomysłem
Norweska Partia Pracy postuluje ograniczenie niektórych przywilejów socjalnych dla pracowników z zagranicy. Mieszkający w Norwegii Polacy, którzy w ostatnich latach stali się znaczącą siłą polityczną, w większości nie zgadzają się z tym projektem.
21.09.2012 12:22
Norweska rządząca Partia Pracy (Ap) przedstawiła pomysł na ograniczenie "eksportu" norweskich benefitów socjalnych za granicę. W artykule dla dziennika "VG" Hadia Tajik kierująca w Ap grupą ds. tego, co Polacy nazywają w uproszczeniu "socjalem" powiedziała, że renta, zasiłek rodzinny oraz zasiłek opiekuńczy transferowane poza Norwegię powinny być dostosowane do poziomu cen obowiązujących w danym kraju. - Zgadzamy się na to! - odpowiadają Polacy. - Tylko pod warunkiem, że również płacone przez nas w Norwegii podatki zostaną dostosowane do poziomu polskich cen - dodają.
Jak bumerang
Temat ograniczenia przywilejów socjalnych dla obcokrajowców często powraca w norweskich debatach politycznych, ale najczęściej kończy się na dyskusji. Mniej i bardziej rozsądne pomysły wychodziły niejednokrotnie od polityków konserwatywnej i uchodzącej za populistyczną Partii Postępu, słynącej między innymi z tak kontrowersyjnych projektów jak na przykład obniżenie płac wszystkim obcokrajowcom, czy przeprowadzanie badań genetycznych wśród azylantów. Projekt rządzącej Partii Pracy należy jednak traktować poważniej. Od momentu publikacji artykułu mieszkający w Norwegii Polacy dyskutują jego założenia.
- Trudno mi komentować ten projekt bez emocji - mówi szefowa consultingowej firmy z Oslo Polish Connection, Aleksandra F. Eriksen. - W mojej ocenie to polityczna gra, ale to, co mnie niepokoi, to wzrastająca ilość pochlebnych komentarzy dla takich pomysłów. Przeczytałam dziś opinię, że tylko osoby z norweskim paszportem powinny mieć prawo do świadczeń socjalnych. Zatem Polak, który założy w Norwegii firmę, stworzy miejsca pracy, da z siebie wszystko i będzie uczciwie płacił podatki zostanie pozbawiony na przykład praw do zasiłku rodzinnego? To niedorzeczne i niezgodne z europejskim prawem - komentuje gorzko.
Sceptycy i zwolennicy
O pomyśle Partii Pracy sceptycznie wypowiedziała się Karin Andersen z lewicowej SV, argumentując, że niełatwo byłoby wprowadzić go w życie. Bent Hoeie z partii Hoeyre, która w ostatnich wyborach samorządowych usilnie zabiegała o około 30 tysięcy polskich głosów w Norwegii, ostrożnie poparł go w krótkim komentarzu dla "VG".
Osoby zabierające głos w dyskusji na temat "eksportu" benefitów poza Norwegię spierają się o sprawiedliwy podział publicznych pieniędzy. Słowo klucz to podatki. Zdaniem jednych każdy, kto dzięki swojej pracy wnosi pieniądze do budżetu, ma prawo je z niego w różnych formach pobierać. Zdaniem innych, ten, kto mieszka w Norwegii, wnosi do budżetu zdecydowanie więcej niż zamieszkałe w Polsce rodziny polskich pracowników.
Mowa o wielu milionach koron rocznie, które w postaci zasiłków rodzinnych i opiekuńczych płyną z Norwegii do Polski. Ci, którzy chcieliby znacznego pomniejszenia tej kwoty argumentują, iż większość dzieci polskich pracowników nigdy nawet nie postawiła stopy na norweskiej ziemi. "Nie wyłudzamy"
Agnieszka Gieras, starszy konsultant, specjalista z zakresu prawa ubezpieczeń społecznych w jednej z firm zajmujących się doradztwem Polakom mieszkającym w Norwegii, wskazuje, że w sporze o sprawiedliwy podział benefitów socjalnych wszystkie strony niejednokrotnie wykazują się ignorancją. Jej zdaniem pada zbyt wiele krzywdzących Polaków opinii, a niektóre wypowiedzi polityków wprowadzają nieświadomych wyborców w błąd.
- Norwegia podpisała z krajami EOG umowę, na mocy, której zasiłki socjalne przysługują w pierwszej kolejności w kraju wykonywania pracy. Pracujący nad fiordami Polak, którego dzieci przebywają w ojczyźnie, ma zatem prawo pobierać zasiłek rodzinny w Norwegii. Co więcej, świadczenie pomniejsza się o ewentualnie otrzymywany w Polsce, krajowy zasiłek - tłumaczy. - Trzeba zdecydowanie podkreślić, że zasiłek jest ściśle powiązany z dochodem. Kto nie ma dochodu, ten wspomnianych benefitów socjalnych nie otrzyma - dodaje.
Gieras irytuje się, gdy czyta w norweskiej prasie, że "Polacy pobierają zasiłki długo po tym, jak skończyli pracę w Norwegii i wrócili do kraju".
- To błędne przekonanie pokutuje wśród Norwegów - mówi. - A przecież na przykład zasiłek dla bezrobotnych lub choroby przysługują nam wyłącznie podczas pobytu w Norwegii - wyjaśnia.
Pracująca, na co dzień z polskimi migrantami w Norwegii doradca ma żal do tych, którzy używają "polskich" argumentów w rozgrywkach politycznych. Z benefitów socjalnych korzystają wszyscy - Norwegowie, Szwedzi, Somalijczycy, Irakijczycy - ale słowo "wyłudzać" pada najczęściej w polskim kontekście.
Trzeba rozmawiać
Warto przypomnieć, że Polacy są najliczniejsza grupą mniejszościową w Norwegii i potencjalnie mają do dyspozycji tysiące głosów wyborczych. Prawa głosu w wyborach lokalnych nabiera się już po 3 latach pobytu. Wielu z Polskich obywateli mieszkających w Norwegii nie korzysta jednak z tego przywileju, zatem większość norweskich partii nie bierze Polaków pod uwagę, jako siły politycznej. Problemem w przeprowadzaniu konsultacji z polskim środowiskiem jest również brak silnej i dobrze zorganizowanej reprezentacji - polskie organizacje są nieliczne i niemal nieobecne w norweskim życiu publicznym oraz mediach.
Czy w tym, istotnym dla pracujących w Norwegii Polaków temacie, uda się wypracować i przedstawić jedną opinię? Źle by było, gdyby dotyczące wszystkich migrantów decyzje zapadały w gabinetach politycznych bez polskiego stanowiska.
Tuż po publikacji w "VG" poprosiliśmy autorkę projektu Partii Pracy Hadię Tajik o komentarz specjalnie dla mieszkających w Norwegii Polaków. Jak dotąd nie znalazła czasu na odpowiedź.
Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad