Polacy nie płacą na Kościół; wolą być ateistami
Część polskich polityków, a także część Polaków, chciałaby finansowania Kościoła katolickiego na wzór niemiecki, przez opodatkowanie wiernych. Tymczasem wielu Polaków w Niemczech dokonuje apostazji, tylko po to, by uniknąć podatku kościelnego.
Monika mieszka w Bonn. Przyjechała tu na studia z małego miasteczka w południowej Polsce i już została. Niedawno wyszła za mąż za Niemca. Jest katoliczką. - Jestem ochrzczona, chodzę do kościoła, obchodzę kościelne święta - zapewnia. Jednak Kościół, przynajmniej ten w Niemczech, widzi to inaczej: Monika jest apostatą, bo na swojej karcie podatkowej nie wpisuje wyznania katolickiego.
Haracz na kościół?
Wierzący zobowiązani są do solidarnego wspierania swojego Kościoła. W Niemczech odbywa się to poprzez podatek kościelny. Podatek płacony jest przy okazji corocznego rozliczenia podatku dochodowego i wynosi od 8% (w Bawarii i Badenii-Wirtembergii) do 9% (w pozostałych landach) podatku dochodowego. Jest obciążeniem dodatkowym, doliczanym do podatku, a nie jego częścią, jak miałoby to wyglądać w Polsce. W imieniu Kościołów podatek ściągają urzędy skarbowe, które za odprowadzenie pobierają opłatę, od 2 do 4% podatku kościelnego, która trafia do budżetu państwa.
Reszta podatku przekazywana jest związkowi religijnemu, do którego swoją przynależność zgłosił podatnik. Z tej możliwości finansowania korzysta Kościół katolicki i ewangelicki, oraz m.in. Kościół starokatolicki, kilka mniejszych protestanckich a od niedawna także gminy żydowskie. Podatku kościelnego nie płacą muzułmanie, ze względu na status prawny gmin islamskich w Niemczech, które traktowane są jak stowarzyszenia. Podatek na dany Kościół pobierany jest corocznie. Chyba, że ktoś zdecyduje się na oficjalną apostazję, czyli wystąpienie z Kościoła.
Apostazja zarobkowa
Monika na studiach pracowała na pół etatu, jako recepcjonistka w hotelu. Przy podpisywaniu umowy o pracę podała wyznanie rzymskokatolickie. O podatku dowiedziała się po paru miesiącach. - Polscy znajomi powiedzieli mi, że trzeba haracz odprowadzać. Płacić kilkaset euro rocznie. Zarabiałam mało, nie chciałam tracić pieniędzy - opowiada. Chciała usunąć z karty podatkowej informacje o wyznaniu. W urzędzie stanu cywilnego podpisała oświadczenie: "Odstępuję od wiary katolickiej dnia....". Zapłaciła 30 euro, dostała dokument. Zaniosła go do urzędu skarbowego. To zwolniło Monikę od zobowiązań finansowych wobec Kościoła w Niemczech.
W ten sposób zachowuje się wielu Polaków pracujących w Niemczech, Austrii, czy Szwajcarii. W pewnym momencie zjawisko tak się nasiliło, że księża w kraju zaczęli mówić o "apostazji zarobkowej", występowaniu Polaków zagranicą ze struktur kościelnych, by w ten sposób uniknąć obciążeń finansowych. W środowisku emigrantów krążyły informacje o ogromnych sumach, które można w ten sposób zaoszczędzić. Od kilkuset, do nawet dwóch tysięcy euro. To przemawia do wyobraźni. W końcu większość wyjeżdża po to, by zarobić, a nie oddawać.
Podatek? to nie problem
Ania z Berlina mieszka w Niemczech od 10 lat. Też wyszła za Niemca, mają dwoje dzieci. Podatek płaci. - Nie żartujmy. Zarabiam 3 tysiące euro brutto, na podatek kościelny idzie mi jakieś 9 euro miesięcznie. To jakby 6 złotych dawać, co niedzielę na tacę. Majątek to nie jest. Jak jestem w Polsce, to widzę, że ludzie więcej potrafią dawać. I to nierzadko. Zresztą w polskim kościele w Berlinie też potrafią rzucić po 10, czy 20 euro. Pewnie więcej, niż płaciliby, jako podatek - twierdzi Ania.
W kościele Maria Frieden w Berlinie, przy zbieraniu na tacę brzęczą monety, banknotów nie widać. Moneta to najwyżej dwa euro. Wierni dają tylko na konkretny cel, taki, który leży im na sercu. Nie krępują się, że nie dają na tacę, co niedziela, lub za mało. To przecież rozwiązuje podatek. - Swój obowiązek wobec Kościoła już spełniłem, przy zeznaniu podatkowym - wyjaśnia Ania tok myślenia niemieckich wiernych. - Słyszałam w polskich mediach, jak to Niemcy występują masowo z Kościoła, bo nie chcą płacić. Bzdura. Znam paru niemieckich apostatów. Niektórzy od dzieciństwa nie byli w kościele i jak dorośli, to usankcjonowali ten stan. Sporo wystąpiło w ostatnim czasie, jak wyszły afery z molestowaniem. Jako protest, ale nie przeciw podatkowi, tylko Kościołowi - twierdzi Ania. Ile trzeba zapłacić?
Magda zarabiała w hotelu około 600 euro miesięcznie. Zgodnie z prawem od takiego wynagrodzenia nie musiała płacić podatku dochodowego, a zatem i kościelnego. Nie wiedziała. Bała się, że straci zbyt wiele. Gdyby uwierzyć w sumy, które według plotek odciągane są na podatek kościelny Polakom pracującym w Niemczech, to przeciętny Kowalski zarabia tu ponad 80 tysięcy euro rocznie i jest bezdzietnym singlem, bo to oni płacą najwięcej podatku dochodowego, a co za tym idzie i kościelnego.
W rzeczywistości pozostający w związku małżeńskim podatnik z dwójką dzieci, zarabiający do mniej więcej 2500 euro brutto, nie zapłaci w ogóle podatku kościelnego. Przy 3500 euro zapłaci 7 euro miesięcznie, przy 4000 - 15 euro. Bezdzietny singiel, w najmniej korzystnej grupie podatkowej, ma gorzej. Zarabiający 1500 euro miesięcznie odprowadzi na Kościół 9 euro, przy 4 tysiącach jest to 70 euro miesięcznie. Więcej zarabiający płacą więcej. Ale z ograniczeniem: w zależności do landu ustalana jest maksymalna granica wysokości dochodów, od których płacony jest podatek kościelny. Od kwoty powyżej tej granicy, podatku kościelnego się nie płaci. To taktyka Kościołów, które obawiały się wystąpień z powodów ekonomicznych ponadprzeciętnie zarabiających członków.
Mimo informacji o przynależności wyznaniowej na karcie podatkowej, nic nie zapłacą słabo zarabiający (w praktyce też samozatrudnieni, zarabiający do około 1500 euro), czy też większość emerytów, ale nadal pozostaną członkami Kościoła i mają wszystkie związane z tym prawa. To oznacza m.in., że mogą korzystać ze wszystkich sakramentów. Bezpłatnie. Nawet, bez "co łaska". We własnej parafii bezpłatny jest dla nich chrzest, pogrzeb, czy ślub. Nic nie płaci się za dokumenty, mszę, czy organistę, dla którego uczestnictwo w udzielaniu sakramentu członkowi parafii jest obowiązkiem służbowym. Z "co łaska" można spotkać się w wypadku towarzyszenia do grobu niewierzącemu zmarłego na prośbę jego wierzących krewnych, albo, gdy para chce wziąć ślub w parafii, z którą nie jest związana. Ale jest to zwyczaj, a nie obowiązek. Kto nie płaci podatku kościelnego, temu i duże, „co łaska" nic nie da.
A co ze ślubem? A co z pogrzebem?
Ania ślub brała w Berlinie, w swojej parafii. Za kwiaty dekorujące kościół zapłaciła 30 euro, to wszystko. Magda z Bonn planuje ślub kościelny w Polsce. W Niemczech, nawet gdyby chciała, nie mogłaby tego zrobić. Jako apostacie nie wolno jej otrzymywać żadnych sakramentów. Tyle, że nie wiadomo, jak zachowa się jej parafia w Polsce.
Przy składaniu deklaracji o odejściu z Kościoła, apostata musi przedstawić metrykę. Parafia niemiecka, do której jest przypisana dana osoba z racji zamieszkania, informuje na tej podstawie polską parafię, w której apostata był ochrzczony. Musi też nanieść odpowiednią adnotację w księdze parafialnej. To oznacza, że teoretycznie w Polsce też jej akt apostazji obowiązuje i nie powinna otrzymać tam sakramentów. Kilka lat temu ten problem dotknął wielu "apostatów zarobkowych" na Śląsku, nieświadomych skutków swoich decyzji w Niemczech. Po powrocie okazywało się, że nie wolno im wziąć ślubu kościelnego, lub być chrzestnym. Do dziś praktyka w polskich parafiach jest wobec tego zjawiska niejasna.
Wpływy Kościołów niemieckich z tytułu podatku kościelnego spadają. Najwięcej, bo ponad 5 miliardów euro rocznie, z podatków zyskuje Kościół katolicki, pół miliarda mniej - ewangelicki. Z jednej strony spada liczba wierzących, głównie na skutek wystąpień, ale także z powodu niewielu nowych chrztów. Obecnie tylko ok. 60% obywateli Niemiec należy do jakiegoś związku wyznaniowego. Z drugiej - państwo obniża stawki podatku dochodowego, a co za tym idzie, zmniejsza się wysokość podatku kościelnego.
Kontrowersyjny podatek kościelny
System podatku kościelnego, chwalony w Polsce, ma w Niemczech wielu krytyków. Przejęcie przez państwo odpowiedzialność za egzekwowanie opłat na Kościoły od podatników ma podważać zasadę laickości państwa. Podkreśla się też brak też kontroli nad wykorzystaniem przez związki wyznaniowe pieniędzy podatników, zarówno z podatków wiernych, jak i niewierzących, w postaci dotacji z budżetu państwa.
Z Berlina dla polonia.wp.pl
Agnieszka Hreczuk