Polacy nie chcą głosować
W wyborach do Sejmu weźmie udział
prawdopodobnie tylko 40% wyborców - szacuje "Życie Warszawy".
Z sondaży wynika, że czeka nas najniższa frekwencja w historii.
O 460 mandatów poselskich i 100 senatorskich ubiega się w tym roku rekordowa liczba 11 tys. kandydatów, czyli dwa razy więcej niż poprzednio. Ale coraz mniej Polaków ma ochotę poprzeć rozrastającą się klasę polityczną.
Z badań jednego z amerykańskich ośrodków wynika, że spośród 247 krajów branych pod uwagę przy badaniu frekwencji w latach 1990- 2000 Polska zajęła 217. miejsce, między Czadem i Ghaną - mówi gazecie historyk idei prof. Marcin Król. Przypomina, że nawet najwyższa 62-procentowa frekwencja, jaką osiągnęliśmy w wyborach parlamentarnych w 1989 r., była niższa niż średnia w krajach Europy Zachodniej.
Od tamtej pory było tylko gorzej. W sierpniu tego roku aż 58 proc. badanych przez CBOS deklarowało, że będzie głosować w wyborach parlamentarnych. Podobnie mówi 62 proc. respondentów TNS OBOP - informuje socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego dr Tomasz Żukowski.
To wynik poprawności politycznej. Ludzie wiedzą, że wypada iść do wyborów. W rzeczywistości frekwencja będzie znacznie niższa. Gdyby wybory odbyły się teraz, realnie zagłosowałoby 35-40% - dodaje socjolog.
Z badań przeprowadzonych przez CBOS po ostatnich wyborach w 2001 r. wynika, że ze swojego prawa wyborczego najczęściej nie korzystali bezrobotni (60%), robotnicy niewykwalifikowani (52 proc.) oraz gospodynie domowe (51%), a także pracownicy fizyczno-umysłowi (51%).
Jako przyczyny absencji respondenci najczęściej wskazywali wypadki losowe, brak przekonania, że po wyborach nastąpią zmiany w kraju, a także "protestacyjną" odmowę uczestnictwa w wyborach w związku z pogarszającą się sytuacją w kraju - czytamy w "Życiu Warszawy". (PAP)