Polacy na emigracji zapominają "języka w gębie"
Zaledwie kilka lat zagranicą i już pojawiają się problemy z językiem ojczystym. Polskie wyrazy "uciekają", zmienia się sposób budowania zdań, coraz trudniej jest opowiedzieć coś, co zdarzyło się w innej przestrzeni językowej. Najtrudniej mają dzieci emigrantów.
01.03.2013 | aktual.: 21.05.2013 17:47
Migranci, którzy po powrocie do Polski mają kłopoty z wyrażaniem się jasno i zrozumiale, budzą śmiech i drwiny. "Zacinają się" w codziennych rozmowach, długo szukają słów, zdarza się, że pytają "jak to było po polsku?" Czy naprawdę już po kilku latach zagranicą można mieć problemy z językiem ojczystym, czy takie objawy to tylko wynik lenistwa albo przyjmowania irytującej maski światowca?
"Czy to mózg szwankuje?"
Samym migrantom wcale do śmiechu nie jest. - Wybrałam się do lekarza z prośbą o badania, bo obawiałam się, że zaczyna się u mnie choroba Alzheimera - zwierza się mieszkająca w Norwegii Polka w rozmowie o problemach językowych. - Mam kłopoty ze składnią, przestawiam, co się tylko da. Brakuje mi wyrazów i bardzo źle się z tym czuję, kiedy jadę do Polski. Obawiam się, że ludzie myślą o mnie niemiło: "wyjechała i polskiego zapomniała". Lekarka uśmiała się ze mnie, ale mnie nie jest wesoło - dodaje.
Podobne problemy ma wiele osób, nawet tych, które w innym kraju używają języka ojczystego na co dzień. Chociaż czytają polskie książki, rozmawiają z dziećmi po polsku, oglądają polską telewizję, to i tak zauważają niepokojące zmiany. Mówienie w języku ojczystym wymaga większej niż kiedyś koncentracji. Zmęczenie czy roztargnienie sprawia, że w rozmowie prowadzonej w języku polskim pojawiają się nieobecne kiedyś pauzy. Dla niektórych jest to tak niepokojące, że obawiają się o swoje zdrowie.
Językowe lenistwo
- Migranci posługują się językiem ojczystym w inny sposób, niż robią to ich rodacy pozostający w kraju - komentuje lingwistka Tatiana Gawriłowa. - Na zmianie środowiska językowego, jako pierwszy cierpi nasz słownik i nie ma w tym nic niezwykłego.
Lingwistka tłumaczy, że w nowym środowisku migrant poznaje słowa, których odpowiedników nie znajduje łatwo w języku ojczystym. Na przykład w Norwegii od czasu do czasu sąsiedzi zapraszają na "dugnat", czyli nieistniejący w Polsce rodzaj społecznego zebrania zwołanego w celu wykonania potrzebnej dla społeczności pracy. Osiedlając się w Szwajcarii Polak napotka wiele dokumentów niemających polskich odpowiedników. Wspominając o takich obiektach w rozmowie z rodakiem, nie będzie szukał odpowiednika, ale użyje słowa obcego.
- Drugi powód kurczenia się słownika to... lenistwo - tłumaczy Gawriłowa. - Język ma naturalną tendencję do chodzenia drogami na skróty. Używamy tych słów, które często słyszymy. I tak zanikają nam skomplikowane polskie słowa, a ich miejsce zajmują "come-ony", "ikkesanty" i inne zwroty z codziennego języka, w którym się zanurzamy. W drugiej kolejności na zmianie środowiska językowego cierpi gramatyka. Zaczynają się problemy z poprawnym budowaniem zdań, tak samo w języku mówionym, jak i pisanym - wyjaśnia.
To nie szpan
Ewa od ośmiu lat mieszka w Holandii, gdzie przeniosła się wraz z rodziną. Tam skończyła szkołę, potem znalazła pracę i wyszła za mąż. Mówi, że jej odwiedziny u rodziny i znajomych z Polski obfitują w niemiłe momenty. - Zdarza się, że podczas rozmowy wtrącam niderlandzkie słówka. Mówię "koel" albo "lief" - opowiada. - To nie jest szpan, ja nawet nie zdaję sobie sprawy, że robię coś źle. Moje dawne koleżanki irytują się, a mnie jest przykro, bo bardzo się staram utrzymać kontakt z polskim, z córką rozmawiam w domu tylko w tym języku. Nawet moja babcia narzeka, że brzmię jak "jakaś Niemra" - skarży się Ewa.
Na takie niemiłe sytuacje osoby dwujęzyczne powinny być przygotowane - twierdzą lingwiści. Niemiecki profesor Peter Auer napisał w jednej z prac, że "zanikanie języka ojczystego to proces szokujący i bolesny, dla tego, kto go doświadcza oraz jego bliskich". Zanikanie języka traktowane jest na równi ze zdradą, wyrzeknięciem się tożsamości, a nawet duszy, choć w rzeczywistości to nieświadomy, a w dodatku trudny do zatrzymania proces.
Zatrzymać nieuniknione?
Zdaniem ekspertów, zmian zachodzących na emigracji w języku ojczystym nie da się całkowicie uniknąć. Na świecie przeprowadzono wiele interesujących badań na społecznościach dwujęzycznych. Wystarczy, że drugi język stanie się nawet nie tyle dominujący, co istotny w życiu codziennym, by zaczął widocznie wpływać na język ojczysty. W takim przypadku język przodków stopniowo zanika i jeśli nie zrobi się nic, aby ten proces powstrzymać, z czasem straci się zdolność do komunikowania się w nim.
Co można zrobić, aby temu zapobiec? To pytanie szczególnie istotne dla rodziców polskich dzieci wychowujących się poza Polską. Im, bowiem wcześniej stajemy się dwujęzyczni, tym większe prawdopodobieństwo, że drugi język będzie miał znaczący wpływ na pierwszy.
Z danych MEN wynika, że za granicą w punktach konsultacyjnych przy ambasadach uczy się obecnie 56 tysięcy polskich dzieci. O wiele więcej małych Polaków uczy się języka polskiego w szkołach prywatnych bądź tylko od rodziców. Na ich biegłość w polskim wpłyną długość okresu przebywania za granicą, stopień kontaktu z językiem ojczystym, wykształcenie ogólne oraz osobista motywacja.
Zdaniem doktor lingwistyki Cornelii Opitz z Dublina migranci mogą zrobić wiele, by spowolnić proces zanikania języka. Z jej badań wynika, iż osoby mające solidną motywację i ochoty do ćwiczeń mogą używać wielu języków bez obawy wystąpienia poważnych "skutków ubocznych".
Nie tylko biernie
Im więcej kontaktu z językiem ojczystym, tym mniejsze ryzyko wystąpienia problemów w komunikacji z jego pomocą. Powinien to być jednak kontakt aktywny. Nie wystarczy, zatem tylko słuchać języka polskiego (na przykład oglądać polskie programy telewizyjne). Nawet mówienie po polsku w domu nie da gwarancji, gdyż z czasem zaczniemy używać skrótów, uproszczeń, wtrąceń z drugiego języka oraz kalk językowych.
Aby bronić się przed zanikaniem języka przodków, emigrant musi w nim pisać, czytać, rozwiązywać krzyżówki, grać w Scrabble czy inne gry wymagające aktywnego użycia języka. Nie zaszkodzi od czasu do czasu zajrzeć do słownika i sprawdzić znaczenie niezrozumiałego słowa.
Przede wszystkim trzeba mieć świadomość, że język ojczysty na emigracji przestał być "chlebem powszednim", dobrem otaczającym nas jak powietrze. Od momentu przeprowadzki trzeba o zacząć o niego dbać, bo bez szczególnej opieki zacznie się zmieniać w sposób, jaki w ojczyźnie będzie budził drwiące uśmiechy.
Wiele przydatnych informacji dla rodziców dzieci dwujęzycznych i nie tylko można znaleźć na stronie Zespołu Badawczego Bi-SLI-PL.
Z Trondheim dla WP.PL Sylwia Skorstad