Polacy na Bornholmie: jesteśmy odcięci od świata!
W poniedziałek władze wyspy Bornholm ogłosiły stan wyjątkowy i poprosiły o pomoc w odkopywaniu mieszkańców uwięzionych pod gigantycznymi zaspami śnieżnymi. Relacje mieszkających tam Polaków brzmią jak nie z tego stulecia.
28.12.2010 | aktual.: 30.12.2010 10:30
Od kilku dni sytuacja na bałtyckiej wyspie Bornholm stawała się coraz bardziej dramatyczna w związku z rekordowymi opadami śniegu. W poniedziałek o godzinie 18:20 burmistrz wyspy podpisała dokument o wprowadzeniu stanu wyjątkowego - zdaniem wielu mieszkańców, zbyt późno. Władze poprosiły duński rząd o pomoc w odkopywaniu zasypanych domów. Na wyspę płyną promy z ciężkim sprzętem, dzięki któremu policja ma nadzieję dostać się do uwięzionych pod śniegiem mieszkańców.
Bornholm odcięty od świata - zobacz zdjęcia Internautów
Na wyspie mieszka na stałe i czasowo około 200 Polaków. Niektórzy wyjechali na Święta do Polski i przez ostatnie dni odbierają niepokojące informacje od znajomych, którzy zostali. Z relacji tych Polaków, którzy mieszkają na stałe na Bornholmie wynika, że dzisiaj sytuacja powoli się stabilizuje.
"Dzielimy się jedzeniem"
Agnieszka Jorgensen mieszka na Bornholmie od 13 lat, pracuje jako przewodnik turystyczny i kierowca autokaru obwożącego turystów po wyspie. Jej dom jest zasypany przez śnieg od 22 grudnia. W Wigilię wielu mieszkańcom wyspy nie udało się zjeść świątecznej kolacji z bliskimi, bowiem szalejąca zamieć uniemożliwiała bezpieczne poruszanie się. Syn pani Agnieszki zdecydował się przejść do domu rodziców piechotą, brnął przez zaspy sięgające do pasa. Pokonanie kilku kilometrów zajęło mu sześć godzin.
- Dzwoniliśmy do niego co godzinę umierając z niepokoju - relacjonuje pani Agnieszka. - W tym czasie przygarnęliśmy sąsiada, do którego nie dotarła rodzina. Syn szczęśliwie przedarł się przez śnieg. Dopiero dzisiaj synowej udało się do nas dołączyć, przyjechała na nartach - opowiada. Bornholmczycy dzielą się ze sobą zapasami jedzenia, słuchają apeli radiowych, by dbać o starszych i samotnych sąsiadów.
Z relacji pani Agnieszki wynika, że do wczoraj miejscowa policja dysponowała dwoma skuterami śnieżnymi, którymi dowożono leki dla osób starszych. Od dzisiejszego ranka na Bornholm stopniowo dociera ciężki sprzęt do odśnieżania, policja spodziewa się około 200 maszyn. Rząd duński ma dostarczyć dodatkowy helikopter, bo jedyny obecny na wyspie jest zajęty zrzucaniem żywności dla ludzi odciętych od świata. Niestety, jak dotąd nie udało dotrzeć do ciała mężczyzny, który zmarł w swoim domu w wigilijny wieczór.
Spacerowanie grozi śmiercią
Udało się natomiast pomóc rodzącej kobiecie. Policja dysponuje pojazdem gąsienicowym, który zwykle w trudnych warunkach odwozi zasypanych do szpitala. Tym razem pojazd z ratownikami medycznymi i położną utknął w zaspie jadąc do porodu. Do rodzącej udało się dotrzeć innej położnej poruszającej się na nartach. Na świat przyszedł zdrowy chłopczyk, według relacji pani Agnieszki, jedno z trzech „śnieżnych dzieci”, które tej zimy przyszły na świat na wyspie w tak trudnych warunkach.
- Moja rodzina na szczęście ma żywność, bo posiadamy własny traktor, którym mężowi udało się dojechać do sklepu - mówi pani Agnieszka. - Dzisiaj pogoda się poprawia, nie śnieży. Kiedy z nieba spada choć jeden płatek śniegu, moja siedmioletnia córka prosi, by nie była to zapowiedź kolejnej śnieżycy. Nawet dzieci nie cieszą się z tej zimy, choć w grudniu opuściły już w sumie 2,5 tygodnia szkoły. Nie mogą wyjść na dwór, bo zapadają się w zaspach - opowiada.
Te osoby, które nie mają możliwości samodzielnie odkopać domów i dróg dojazdowych, muszą liczyć na pomoc sąsiadów i policji. Władze wyspy ostrzegają, by nie wychodzić pieszo do sklepów, bo łatwo zapaść się w śnieg lub stracić orientację w zmienionym krajobrazie.
Do zasypanych na bieżąco docierają informacje przez radio i strony internetowe. Działają telefony i internet. Bornholmczycy dziwią się tylko, że o niezwykłej sytuacji na wyspie nie mówi się w zagranicznych mediach.
Zabrakło chleba i mleka
Alicja Madsen mieszka na Bornholmie od pięciu lat. Latem wraz z mężem wynajmują turystom z Polski pokoje w okolicach miejscowości Osterlars, wiosną i jesienią organizują aktywny wypoczynek w okolicach. Zdaniem Alicji, tak trudnej sytuacji pogodowej na wyspie nie było od czasu, kiedy tam zamieszkała.
- Sztorm zaczął się przed Wigilią - opowiada. - W ciągu kilku dni spadła rekordowa ilość śniegu, a bardzo silny wiatr zwiał go z pól na domy i drogi. Dopiero dzisiaj udało się odśnieżyć niektóre drogi dojazdowe, powstały tunele o czterometrowych ścianach. W mieście sytuacja jest opanowana, nie ma kłopotów z zaopatrzeniem, ale już trochę dalej, jak u nas, dla wielu ludzi były to trudne chwile. Policja ogłaszała wczoraj, że do każdego dotrze pomoc, żywność zrzuca się z helikoptera i obiecano mieszkańcom, że wkrótce dotrze ciężki sprzęt. Najgorzej mają ludzie starsi, którym zabrakło lekarstw oraz rodziny z małymi dziećmi - wyjaśnia.
Zdaniem Alicji Madsen byłoby o wiele gorzej, gdyby nie Święta Bożego Narodzenia. Przed świętami ludzie zrobili duże zakupy i dzięki temu dopiero teraz zaczęli odczuwać braki żywności. U niej w domu zabrakło wczoraj chleba i mleka, ale na szczęście dziś część drogi dojazdowej została odśnieżona i dotarł do nich brat męża z zakupami.
"Nie życz białych świąt!"
Mimo niecodziennej sytuacji Bornholmczycy nie tracą humoru. Żartują, że od tej zimy wprowadzają zdecydowany zakaz życzenia sobie "białych świąt". W ankiecie robionej na początku grudnia większość mieszkańców powiedziała, że na Boże Narodzenie życzy sobie… śniegu.
Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad