Polacy już drugą dobę czekają na powrót z Szarm-el-Szejk
Ponad 80 Polaków czeka już drugą dobę czeka w egipskim kurorcie Szarm-el-Szejk na powrót samolotem do kraju w następstwie sobotniej katastrofy boeinga lokalnej firmy Flash Air. Śmierć poniosło w niej 148 osób, w większości Francuzów.
05.01.2004 | aktual.: 05.01.2004 06:25
Po tygodniu spędzonym nad Morzem Czerwonym Polacy mieli wracać do Warszawy w sobotę o godzinie 19.00. Kiedy powiedziano im, że muszą poczekać do niedzieli rano, uznali to rzecz normalną. W końcu mieli wracać tymi samymi liniami Flash Air, które, jak się okazało, dysponowały tylko dwoma samolotami.
"Ale kiedy już trzeci raz odłożono lot w niedzielę wieczorem i nie potrafiono nam powiedzieć, kiedy wracamy, przestaliśmy być spokojni. Mamy wrażenie, że nie mówi się nam całej prawdy" - powiedział, w rozmowie telefonicznej w nocy z niedzieli na poniedziałek z brukselskim korespondentem, jeden z uczestników grupy Paweł Łazarczyk.
W sobotę przewieziono ich do nowego hotelu, w niedzielę rano dostali śniadanie i obietnicę kolacji w samolocie. W końcu jednak rezydentki firmy "El Greco", która wysłała grupę do Egiptu, powiedziały, że poinformują o dalszych planach - kiedy i jak grupa będzie mogła wrócić do kraju - dopiero w poniedziałek rano.
"Teraz zależy nam na tym, żeby wracać bezpiecznymi liniami, na przykład Lotem. W każdym razie nie chcemy wracać żadnymi liniami egipskimi" - dodał w imieniu uczestników Piotr Kubalski. Obawiają się oni, że - zamiast zabiegać o pewnego przewoźnika - firma szuka wciąż "pierwszego lepszego", byle taniego.
Ich nieufność do lokalnych przewoźników podsyciła informacja, że samolot innej lokalnej firmy, Luxor Air, którym mieli lecieć w niedzielę, nie dostał pozwolenia na start "ze względów technicznych".
Tak przynajmniej mówiły rezydentki "El Greco". One też mają podobno problemy, bo... przekroczyły już limity na rozmowy przez telefon komórkowy. Tymczasem członkowie grupy są w coraz gorszym stanie psychicznym, zdenerwowani, zmęczeni, niektórzy skarżą się na zaburzenia gastryczne. Co gorsza, czują się zaniedbani przez polski konsulat w Kairze.
Brukselska korespondentka TVN24 Inga Rosińska nie mogła uzyskać połączenia z polskim konsulem w Egipcie, dopóki nie przedstawiła się jako dziennikarka. Dopiero wtedy połączono ją z rzecznikiem.
Grupa ma nadzieję, że jeśli w poniedziałek znowu okaże się, że nie ma dla nich samolotu, w końcu zajmą się nimi polscy dyplomaci. Tygodniowy pobyt w Szarm-el-Szejk, z którego - jak twierdzi Paweł Łazarczyk - byli do soboty raczej zadowoleni, kosztował ich po 2425 złotych od osoby.