Pół wieku małpiego rozumu

22 października najsłynniejszy polski szympans skończy 50 lat. Całkiem stara już z niego małpa. Wychowani na jego przygodach najlepsi rysownicy i „Przekrój” życzą mu wszystkiego najlepszego i składają rysunkowy hołd.

Co by tu narysować, żeby zostać sławnym? Jestem zupełnie wyjałowiony z pomysłów...”. Targany twórczym kryzysem Papcio Chmiel przygryzał końcówkę wiecznego pióra. Wtem pac! „A niech to siena palona!”. Z biurka spa-da strącony kałamarz, atrament rozlewa się w plamę przypominającą kształtem małpę. Kilka ruchów pędzla i pla-ma zmienia się w demolującego pracownię szympansa.

„Z tuszuś powstał i w tusz się obrócisz, nadaję ci imię Tusz de Zoo!” – krzyczy Papcio. Za równe 500 sekund z pomocą przybywają druhowie Romek i A’Tomek. To kano-niczna wersja narodzin Tytusa z wydanej w 1966 roku pierwszej książeczki i jej kolejnych reedycji-. Mało kto wie, że tuszogeneza to powtórne narodziny sympatycznej małpy, a w jej momencie Tytus wprowadzał zamęt w swoje otoczenie już od dziewięciu lat.

Komiksowa przygoda Papcia Chmiela jak większość dobrych przygód zaczęła się przypadkiem. Niedługo po wojnie Henryk Chmielewski zaczął pracować w redakcji „Świata Przygód” jako grafik, ilustrator i chłopak od wszystkiego, nawet wyprowadzania psa na spacer. Do jego zajęć należało między innymi wklejanie polskich dym-ków do komiksu „Sierżant King z królewskiej konnicy”; historia była nielegalnie przedrukowywana z trudnego dziś do identyfikacji skandynawskiego magazynu. Po skopiowaniu czterech odcinków źródło oryginałów niespo-dziewanie wygasło, „Świat Przygód” przestał dostawać prenumeratę. Awanturnicze wątki były rozpoczęte, pościgi i strzelaniny w toku – redaktorzy nie mogli zostawić wciągniętych w opowieść czytelników, komiks trzeba było dokończyć własnymi siłami. Zadanie spadło na Papcia Chmiela. – Niby umiałem rysować, ale nigdy wcześniej nie robiłem komiksu. Nie radziłem sobie z tempem i dla ułatwienia pracy chwytałem się różnych sprytnych sposobów. Przez kalkę na szkle przerysowywałem twarze z
poprzednich odcinków. Kiedy miałem problem ze skomplikowa-nymi scenami pościgów, ograniczałem sobie liczbę bohaterów. Sierżant King rzucał granat, wybuch zabijał kilka postaci, a ja dzięki temu miałem mniej do rysowania.

Rysując i wymyślając kolejne przygody dzielnego sierżanta Kinga, Papcio zdobył pierwsze komiksowe szlify i zapałał miłością do gatunku. Po godzinach tworzył swoje własne historyjki: – Najłatwiej było mi zacząć od kosmo-su. Nikt nie był w kosmosie, nikt nie wie, jak tam jest naprawdę, więc rysownik może puścić wodze fantazji i nie przejmować się realiami. Historie kosmiczne to znakomity trening dla komiksiarzy. Jedną ze swoich historyjek Papcio złożył jako propozycję w „Świecie Młodych”.

4 października 1957 roku na orbitę okołoziemską wystrzelony został pierwszy sztuczny satelita – „Sputnik”. „Świat Młodych” nie mógł nie poruszyć tego tematu, ale nie chciał robić tego tak jak wszyscy. Potrzebował czegoś ciekawszego, czegoś, co trafi do młodzieży. – Nie dało się zrobić z tego interesującego materiału reportażowego. Wiadomo było jedynie, że sputnik leci i robi „pi pi pi pi”, reszta była ściśle tajna – opowiada Papcio. Redaktorzy przypomnieli sobie, że od kilku już lat na półce leży niewykorzystany projekt kosmicznego komiksu autorstwa pracującego dla redakcji grafika.

Komiks, jak wszystkie inne publikacje, potrzebował oficjalnej akceptacji władz. – W stresie czekaliśmy na telefon z wydziału prasowego Komitetu Centralnego. Zadzwonił sekretarz Goldberg: „Mój syn mówi, że mu się podoba. Drukujcie”.

22 października 1957 „Świat Młodych” drukuje na okładce zdjęcie psa Druha – nieodłącznego przyjaciela harcerzy z bydgoskiej „piątki” – i tekst o nowej radzieckiej elektronowej maszynie matematycznej MN‑M projektu moskiewskich profesorów Szakowa i Pietrowa. Obok tego ukazuje się czarno‑biała kilkuobrazkowa historia o dwóch chłopcach, którzy na wystawie astronautycznej przypadkowo uruchamiają kosmorakietolot i ruszają nim w kosmiczną podróż. Na pokładzie pojazdu spotykają mówiącą po ludzku doświadczalną małpkę o imieniu Tytus. Tak zaczyna się przyjaźń, przygody i trwająca do dziś legenda. Z biegiem lat Tytus ewoluuje – z małej małpki doświadczalnej zmienia się w poważnego szympansa, zyskuje kolor, traci ogon i uczy się poruszać w pozycji wypro-stowanej. W roku 1966 następuje przeprowadzka ze „Świata Młodych” do książeczek i początek prawdziwej sła-wy. Komiksy z Tytusem rozeszły się w łącznym nakładzie 11 milionów egzemplarzy, a opisane w nich przygody znamy wszyscy. Podróże odbywane najdziwniejszymi pojazdami
do ćwierćkoła istniejącego i nieistniejącego świa-ta, tańce z Fidelem Castro i pionierami, ratowanie zabytków, ślub. Ostatnio – czego wielu fanów nie może mu wy-baczyć – Tytus zaangażował się w kampanię wyborczą i zadeklarował, że gdyby był już zupełnie uczłowieczony, głosowałby na PiS. W sumie nic w tym dziwnego, jego przygody zawsze miały służyć czemuś więcej: „Śmiech bez celu to tylko bezsensowna strata chichotów” – powiedział kiedyś A’Tomek.

Kuba Dąbrowski W hołdzie Tytusowi: Agata „Endo” Nowicka W tym komiksie inspirowała mnie kolorystyka „Księgi Zero” z najstarszymi odcinkami 
ze „Świata Młodych”. Sprane, oldschoolowo żółte plansze Jacek Frąś Byłem głupi, że tak szybko zapomniałem o „Tytusie, Romku i A’Tomku”. Teraz czekam, aż mój syn na-uczy się czytać. Tymczasem ogląda rysunki z małpką Marek Raczkowski Jako dziecko byłem uzależniony od Tytusa. Zaczytywałem się, ale zawsze miałem do niego ambiwalentne uczucia. Z jednej strony to nieskrępowana wyobraźnia i absurdalny humor, z drugiej jednak 
– harce-rze i socjalistyczna propaganda Tomasz Lew Leśniak i Rafał Skarżycki RS: – W książeczce o uczłowieczaniu przez uplastycznianie Papcio uczy Tytusa, w jaki sposób łatwo na-rysować jeża. Kiedy więc szkicowałem Jeża Jerzego, oczywiście skorzystałem z jego rad Krzysztof Gawronkiewicz i Dennis Wojda KG: – Wstyd się przyznać, ale „Tytusa” po raz pierwszy kupiłem i przeczytałem dopiero wczoraj. Styl Papcia zrobił na mnie ogromne wrażenie. W dzieciństwie
nie lubiłem satyrycznych komiksów. Czułem się głupio, kiedy koledzy przerzucali się hermetycznymi żarcikami Marcin Maciejowski Najmocniej w „Tytusach” wbiły mi się w pamięć wszystkie te z pozoru nieważne detale na drugim planie: pejzaże, zarośnięte gęby gangsterów i kowbojów

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)