Pół na pół z fiskusem
Zarobiliśmy już na PIT, VAT, CIT, ZUS, na podatek za psa, działkę rolną, telewizor i czyste powietrze na wakacjach. Dla państwowej kasy pracowaliśmy prawie pół roku. Od 16 czerwca zarabiamy dla siebie.
Dzień wolności podatkowej to symboliczna data, od której – po opłaceniu wszystkich podatków i obciążeń finansowych – zarobione pieniądze mamy dla siebie. Od kilku lat ten dzień przypada w czerwcu, co oznacza, że prawie przez pół roku musimy nasze pensje oddawać w całości fiskusowi. Oczywiście realnie danina rozkłada się na cały rok, ale dzień wolności podatkowej ma nam uzmysłowić, jak wielką część naszych wynagrodzeń zabiera państwo i jak duże są w Polsce koszty pracy.
Słono płacimy
Kiedy właściciel firmy kupi komputer, chłodnię, sprzęt budowlany, zapłaci za nie 22 proc. podatku VAT. Gdy zatrudni nowego pracownika – oprócz pensji musi jeszcze zapłacić 80 proc. do państwowej kasy. Pracownik stał się towarem luksusowym, który często przegrywa z tańszą maszyną. Wysokie koszty pracy powodują, że przedsiębiorcy bronią się przed tworzeniem nowych etatów, bo zwyczajnie im się to nie opłaca.
Żeby się opłacało, trzeba radykalnego zmniejszenia opodatkowania pracy i uproszczenia systemu. I nie chodzi o drobne korekty. – System podatkowy jest w całości do zmiany. Nie można traktować go wycinkowo – na przykład zmniejszając podatek dochodowy albo obniżając tylko składkę rentową – mówi dr Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha.
Batalia o składkę
Tymczasem właśnie o obniżenie składki rentowej niedawno toczyły się polityczne boje w Sejmie. „To dobry dzień dla Polski” – nie kryła radości wicepremier Zyta Gilowska, gdy posłowie wreszcie przegłosowali redukcję składki o 3 proc. w lipcu i o kolejne 2 proc. w styczniu przyszłego roku. – To tylko symboliczna, bardziej propagandowa zmiana – oceniają ekonomiści.
Pracownik, który zarabia 2,5 tys. zł brutto, czyli na rękę dostaje niecałe 1700 zł, z lipcową pensją dostanie prawie 60 zł więcej. W styczniu, po kolejnej obniżce składki rentowej, będzie dostawał jeszcze 40 zł. Od przyszłego roku odrobinę zyska też jego pracodawca: obniżenie składki rentowej płaconej przez firmę da mu oszczędności 20 zł na każdym tysiącu złotych wypłaconych pensji. Ponieważ jednak zarobimy więcej, zapłacimy wyższą zaliczkę na podatek dochodowy i wyższą składkę na Narodowy Fundusz Zdrowia.
Więcej znaczy mniej
Ekonomiści ostrzegają, że jeżeli system finansowy nie poprawi się, Polacy poszukają innych ojczyzn podatkowych. Zarobki w Anglii, Irlandii czy Niemczech są wyższe nie tylko dlatego, że praca jest bardziej ceniona, ale przede wszystkim z powodu niskich podatków. Kiedy w tym roku od Polaków pracujących w Niemczech zaczęto pobierać składkę, czyli podatek na polski ZUS, dla wielu z nich praca za granicą stała się nieopłacalna. Przenieśli się do innych krajów, które nie mają podpisanych z Polską umów o płaceniu pieniędzy na ZUS albo ich nie przestrzegają. Macedonia już teraz reklamuje się jako raj biznesowy w Europie: z najniższymi podatkami liniowymi, rejestracją firm w trzy dni i wspaniałą infrastrukturą. Prosty podatek liniowy mają też nasi południowi sąsiedzi, a Słowacja planuje go jeszcze obniżyć. Polacy więc kalkulują i wyjeżdżają do krajów, gdzie zostaje im w kieszeni więcej pieniędzy. – W tej części Europy tworzy się silna konkurencja – mówi Andrzej Sadowski z Centrum im. A. Smitha. – A nasi politycy
wierzą fałszywie, że wyższe podatki, to wyższe wpływy do budżetu. Otóż niekoniecznie. Wpływy będą większe, jeżeli pozwoli się ludziom legalnie zarabiać: jeśli nie będzie opłacało się pracować „na czarno”, a system finansowy nie będzie zachęcał do kombinowania.
Kochamy ulgi i odliczenia
Ale do tego nam jeszcze daleko. W grudniu ubiegłego roku część taksówkarzy przestała pracować, bo nie chciała wpaść w wyższy próg podatkowy. Jak podaje Centrum im. Adama Smitha, w 2005 r., spośród 270 tys. zarejestrowanych przedsiębiorstw, tylko 55 tys. wpłaciło do budżetu podatek dochodowy. Reszta wykazała straty!
Podobnie jest z podatkiem VAT – im więcej VAT-owców (a kasy fiskalne wciska się coraz większej liczbie zawodów), tym mniej wpływów do budżetu. VAT jest podatkiem konsumpcyjnym – to znaczy, że płaci go ostatni nabywca towaru, a nie przedsiębiorca. Za to przedsiębiorca ma prawo odliczyć VAT, zapłacony kontrahentom, od tego, który naliczył, sprzedając swój towar lub usługę. Żeby mniej oddawać fiskusowi, wystarczy tylko… tworzyć koszty. Dzisiaj osoba, która założy własną działalność gospodarczą, może „wrzucić w koszty” swojej firmy zakup mebli (niekoniecznie biurowych), samochodu, DVD, materiałów biurowych, paliwa w nieograniczonej ilości… Centrum im. Adama Smitha szacuje, że przez to samozatrudnieni mogą uszczuplać budżet państwa nawet o 1 proc. produktu krajowego brutto.
– Jak pytam przedsiębiorców, którzy mają dzieci, kto z nich ma komputer, który nie jest zarejestrowany na firmę, to tylko raz zgłosiła się jedna pani – mówi dr Gwiazdowski.
Na dodatek VAT jest podatkiem skomplikowanym, a przez to drogim w sposobie ściągania. W ubiegłym roku Ministerstwo Finansów podsumowało, że zdobycie ok. 85 mld zł VAT kosztowało je 30 mld zł. To jeszcze jeden argument za tym, żeby podatki upraszczać, bo ich zróżnicowanie, wydzielanie pieniędzy na liczne fundusze, wprowadzanie ulg i progów to olbrzymie koszty liczenia, przeliczania i ściągania pieniędzy.
– VAT sprawdzi się w dużych firmach, prowadzących pełną księgowość, które powinny być poddane ścisłej kontroli skarbowej – mówi Kamil Kajetanowicz z Centrum Smitha. – Małe firmy mogłyby płacić niski, zryczałtowany VAT.
Prosto = tanio
„Nie ma dobrych podatków, są tylko mniej złe” – mawiał dwieście lat temu francuski ekonomista Jan Baptysta Say. Co zrobić, żeby nasze były mniej dotkliwe? Obniżyć i uprościć – przekonują ekonomiści. Nie cieszy ich przegłosowana z redukcją składki rentowej ulga podatkowa na dzieci (już w tym roku na każde dziecko podatnik będzie mógł odliczyć od podatku 572 zł) ani wypłacane od dawna becikowe. Ich zdaniem, tańsze i korzystniejsze byłoby obniżenie podatku wszystkim, zlikwidowanie ulg i składek na różne fundusze. Tak, ale z wyjątkiem … – mówią politycy, myśląc o rodzinach, rolnikach, emerytach, niepełnosprawnych… i o przyszłych wyborach.
Joanna Jureczko-Wilk