Pół etatu – pół kariery
Pracownicy na pół etatu nie czują się bezpiecznie, uważają się za gorszą kategorię pracowników, pierwszych w kolejce do skreślenia. Bardzo często tę formę pracy traktuje się po prostu jako preludium do zwolnienia.
Pod koniec lat 90. w krajach UE zaczęto zwracać uwagę na bezpieczeństwo elastycznych form zatrudnienia, m.in. pracy w niepełnym wymiarze czasu. Pojawiło się nawet hasło flexisecurity, a wraz z nim coraz głośniej wyrażana wątpliwość, czy rzeczywiście osoba zatrudniona na pół etatu traktowana jest tak samo, jak pracownik na cały etat? Mówi się nawet o paradoksie pracy w niepełnym wymiarze, bo to, co jest jego największą zaletą, czyli krótszy czas pracy, może mieć konsekwencje w bardzo nieokreślonym dostępie do różnych świadczeń pracowniczych. Okazało się też, że w wielu przypadkach ta forma zatrudnienia wcale nie jest wyborem, lecz szantażem pracodawcy wobec pracownika – alternatywą dla zwolnienia i bezrobocia.
Tak samo, jak w Unii
Idąc tropem unijnych dokumentów, mgr Dorota Głogosz z Zakładu Problemów Rodziny Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych, zaczęła się zastanawiać, czy podobne zagrożenia występują również w Polsce, gdzie tak mocno forsuje się tę formę zatrudnienia jako szczególnie korzystną dla kobiet? Czy praca na pół etatu to rzeczywiście złoty środek, który pozwala kobietom pogodzić zawodowe i domowe obowiązki? Życie wielu rodzin jest coraz trudniejsze, rośnie ubóstwo. Wszystko to sprawia, że kobiety, które nigdy nie pracowały lub przed laty zdecydowały się na przerwę w zatrudnieniu, są dosłownie wypychane na rynek pracy. Na pół etatu pracują również kobiety dobrze wykształcone, które albo zostały zmuszone przez pracodawcę do zredukowania czasu pracy, albo same się na to zdecydowały, by mieć więcej czasu dla rodziny. Ale jakie są konsekwencje tej „wygodnej”, krótszej pracy?
Od kasy do emerytury
Pierwszy szok następuje przy kasie, gdy odbiera się bardzo niskie wynagrodzenie. Potem pojawia się poczucie, że stoi się w drugim rzędzie, że pracując na pół etatu, jest się pracownikiem drugiej kategorii. Nawet jeśli kobieta ma ambicje zawodowe i chce podnosić kwalifikacje, to jako pracownik o ograniczonej dyspozycyjności ma równie ograniczony dostęp do szkoleń. Zupełnie fatalnie wygląda sprawa awansu zawodowego. W USA i Wielkiej Brytanii prowadzi się specjalne programy, które propagują zatrudnienie menedżerów w niepełnym wymiarze czasu. U nas? Jeśli ktoś pracował na niepełnym etacie, a został szefem (co z resztą w polskich warunkach jest pracowniczym s-f), to automatycznie przechodzi na pełen etat z gwarancją, że będzie pracował znacznie dłużej niż przysługujące mu 8 godzin. Swoją drogą – praca na pół etatu też często nie kończy się po czterech godzinach.
Dalsza penetracja literatury podsunęła mi jeszcze jeden obszar potencjalnej dyskryminacji – mówi Dorota Głogosz, – a mianowicie świadczenia emerytalne. Zaczęłam się zastanawiać, czy kobiety, które chcą lub muszą pracować w niepełnym wymiarze godzin, zdają sobie sprawę, w jaki sposób tak niskie wynagrodzenie wpłynie w przyszłości na ich emeryturę. A przecież dla wielu kobiet perspektywa własnej emerytury jest najważniejszym motywem podjęcia pracy. Tymczasem państwo gwarantuje prawo do minimalnego świadczenia emerytalnego tylko tym osobom, które wypracowały niezbędny staż w pełnym wymiarze czasu.
W ramach grantu KBN „Praca kobiet w niepełnym wymiarze czasu. Skutki dla życia rodzinnego i zawodowego” Dorota Głogosz przeprowadziła wywiady ze 100 pracodawcami i 800 kobietami w wieku aktywnego rodzicielstwa i mobilności zawodowej, czyli do 35 roku życia, dla których praca na pół etatu była pracą podstawową. Niestety, potwierdziła się większość przytaczanych wcześniej zastrzeżeń. W najmniejszym stopniu dotyczą one kobiet o niskich kwalifikacjach, niewielkich aspiracjach i oczekiwaniach finansowych też niewygórowanych. Ale nie zmienia to przyszłości tych kobiet – co się stanie, kiedy otrzymają swoją emeryturę? Czy będą w stanie się za nią utrzymać?
Poza tym fakt, że kobieta pracuje na pół etatu, wcale nie oznacza, że nie będzie zmuszona skorzystać z instytucji opieki nad dzieckiem. Kiedy decydują się losy dwojga dzieci, zazwyczaj do przedszkola zostaje przyjęte dziecko osoby pracującej w pełnym wymiarze czasu. Jest to przykład jeśli nie dyskryminacji, to na pewno nierównego traktowania poza rynkiem pracy. Problem kolejny – czy otrzymane wynagrodzenie pozwoli na zakup usług, które zastąpią kobietę w domu w czasie, który spędza w pracy? Tu również odpowiedź najczęściej nie jest pozytywna.
50% praw?
Oczywiście jest pewna grupa kobiet, które mają dobre oparcie finansowe i mogą pozwolić sobie na luksus pracy w niepełnym wymiarze czasu ze wszystkimi jego złymi konsekwencjami. Są to osoby ambitne, zaangażowane w pracę, które nie chcą siedzieć w domu. Ale ich problemy są zupełnie inne od problemów kobiet, które pracują na pół etatu, bo nie mają innego wyjścia.
Ta forma pracy ma również dobre strony – daje pracę, gdy nie ma innych możliwości zatrudnienia. Lepsza bowiem jest praca na pół etatu, nawet niepewna, niż bezrobocie. Są osoby, którym potrzeba choćby połowy pensji, żeby przetrwać. Konieczna jest jednak większa wrażliwość na problemy kobiet pracujących w niepełnym wymiarze czasu. Kobietom tym trzeba zapewnić bezpieczeństwo zatrudnienia, przestrzegać ich uprawnień pracowniczych, a już na pewno nie wolno beztrosko szafować hasłem, że praca na pół etatu ułatwia godzenie obowiązków rodzinnych i zawodowych. W Polsce skala zatrudnienia na pół etatu jest wielokrotnie niższa niż w innych krajach UE. U nas pracuje tak ok. 10% zatrudnionych, tam – 18,8% (nie mówiąc o fenomenie Holandii, gdzie 70% zatrudnionych kobiet pracuje na pół etatu). Ta ogromna różnica odzwierciedla zróżnicowanie poziomu wynagrodzeń między Polską a UE. Gdyby były one proporcjonalnie wyższe, to i zatrudnienie w niepełnym wymiarze czasu z pewnością by wzrosło.
WALERIA KOŻUSZNIK