PolskaPoJedynki załogi z zarządem

PoJedynki załogi z zarządem


Od wczorajszego ranka wyrzuceni dyscyplinarnie pracownicy wrocławskiej Jedynki nie wychodzą z siedziby firmy. Zarząd nie chce z nimi rozmawiać. Inspekcja pracy jest zbulwersowana postępowaniem kierownictwa Jedynki.

PoJedynki załogi z zarządem

05.03.2004 | aktual.: 05.03.2004 09:14

Prawie 200 osób przyszło wczoraj pod siedzibę władz Jedynki Wrocławskiej przy ul. Gabrieli Zapolskiej. Przez godzinę czekali, aż ochrona wpuści ich do środka. W końcu weszli i zamierzają być tam tak długo, aż zarząd firmy nie spełni ich postulatów.

Pracownicy siedzą na schodach, korytarzach i w pokoju przewodniczącego związku. Wejścia do pomieszczeń zajmowanych przez administrację Jedynki pilnowali ochroniarze. Wczoraj nikt z zarządu firmy nie pojawił się w siedzibie.

- Dlatego strajkuję? Nie mam za co żyć - mówi jeden z protestujących. - Rodzina ma co jeść tylko dlatego, że zastawiłem w lombardzie część dobytku. Za styczeń dostaliśmy zamiast wypłaty dwie raty po 300 zł. A gdyby tego było mało, po dyscyplinarnym zwolnieniu nie dostanę zasiłku, nie znajdę innej pracy. To wilczy bilet.

Jest on jednym ze 145 zwolnionych dyscyplinarnie. To kara za to, że 27 stycznia zastrajkowali w obronie praw pracowniczych. Zarząd Jedynki strajk nazywa dzikim. Zakładowa Solidarność twierdzi, że był legalny. Inspekcja pracy jest zdania, że zwolnienia dyscyplinarne są niezgodne z prawem, bo zostały wręczone nieprawidłowo. Pracodawca miał na to miesiąc, a wręczył je parę dni po ustawowym terminie.

PoJedynki załogi z zarządem - Ze zwolnieniami dyscyplinarnymi na taką skalę i z tak twardym stanowiskiem zarządu nie spotkałem się przez 30 lat pracy - przyznaje Jerzy Hoszowski, inspektor z Okręgowego Inspektoratu Pracy we Wrocławiu. - Wystąpimy do zarządu o wycofanie zwolnień dyscyplinarnych. Jednak prezes Krzysztof Baszniak uważa swoją decyzję za zgodną z prawem.

- Jeśli inspekcja pracy uważa inaczej, to będziemy się sądzić - mówi szef Jedynki Wrocławskiej. I dodaje, że nie widzi szans na polubowne załatwienie sporu. - Cała moja załoga intensywnie pracuje na budowach i nie chce mieć nic wspólnego ze strajkującymi. A z byłymi pracownikami nie zamierzam się spotykać, chyba że w sądzie.

Prezes zapewnia, że wykazał już wystarczająco dużo dobrej woli. - Chciałem ludzi zwolnić, wypłacając sześciomiesięczne odprawy. 90 osób miało przejść do firmy Wrobis, która chciała ich zatrudnić. Nie zgodzili się na to, więc musiałem postąpić inaczej - wyjaśnia Baszniak. Inspekcja pracy zapowiada, że odda sprawę do sądu grodzkiego albo do prokuratury. Uporczywe łamanie praw pracowniczych jest przestępstwem ściganym przez wymiar sprawiedliwości. Inspektorzy od kilku dni kontrolują firmę, w której wykryli szereg innych nieprawidłowości.

- Na decyzje trzeba będzie jednak poczekać, gdyż kontrolę przeprowadza się tu bardzo trudno. Niemal każdy dokument trzeba pracodawcy wydzierać - opowiada Jerzy Hoszowski. Właściciel Jedynki Wrocławskiej - Zachodni Narodowy Fundusz Inwestycyjny - w pełni popiera działania zarządu firmy.

- Według naszych informacji są one zgodne z prawem. Staramy się uratować firmę od najgorszego. Nie możemy sobie pozwolić na działania destrukcyjne, takie jak nielegalny strajk, dlatego załoga biorąca w nim udział poniosła konsekwencje - wyjaśnia Adam Krynicki, wiceprezes Zachodniego NFI. Właściciel Jedynki ma nadzieję, że firma wyjdzie na prostą, ale bez odważnych, niekiedy bolesnych decyzji nie da się tego uczynić.

Dla przyszłości firmy dobrze rokuje sukces w Iraku, o którym pisaliśmy wczoraj. Zdobyła tam kontrakt wart 15 mln dolarów. Wybuduje 500 mieszkań w Karbali. To zamówienie jest bardzo rentowne. Firma ma zarobić 2-3 mln dolarów. Wyśle tam tylko garstkę inżynierów i kierowników budów. Warunkiem kontraktu jest, aby zatrudniać Irakijczyków. Jednak czy zdaniem właściciela zarząd w ratowaniu firmy nie posunął się za daleko, skoro jego decyzje wywołały takie niepokoje?

- Ocenimy zarząd. Na razie jest na to za wcześnie - mówi Krynicki. Nie zamierza też ingerować w to, co się dzieje w siedzibie firmy. - To nie nasza sprawa. Od tego są służby porządkowe - kończy wiceprezes Krynicki.

Utrudnianie kontroli to niejedyne działanie w firmie, które można nazwać kontrowersyjnym. Pełnomocnik zarządu Grzegorz Walenciak próbował namówić dziennikarzy do opisania prywatnego życia przewodniczącego zakładowej Solidarności. Oferował zdjęcia Zbigniewa Rudnika, które zrobiła osoba śledząca szefa związku. Dziennikarze z oferty Walenciaka nie skorzystali. Powstała więc ulotka dla załogi, w której anonimowy autor ulotki stara się przekonać załogę, że przewodniczący nie broni ich praw, tylko dba o swój interes. Jednak pracownicy wiedzieli, że Rudnik pomaga żonie w pracy - robi zakupy w hurtowni dla prowadzonego przez małżonkę sklepu.

- Nie ma pieniędzy na posiłki regeneracyjne, ale na prywatnych detektywów śledzących związkowców są - komentują ludzie. - Nic na ten temat nie wiem. Ktoś pokazał mi tę ulotkę, ale nawet jej nie czytałem. Spojrzałem tylko na pierwszą stronę i kazałem wyrzucić - zapewnia prezes Baszniak. - Wiedziałem o tym, że przewodniczący dorabia i nie mam nic przeciwko temu.

Bartosz Chochołowski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)