Pojechali karetką na ślub kolegi
Karetka pogotowia ratunkowego wraz z załogą przez ponad godzinę stała w sobotę przed kościołem przy ul. Odnowiciela na Olechowie. W tym czasie młoda para brała ślub. Zdumieni przechodnie zastanawiali się, czy ktoś przypadkiem nie zasłabł? Okazało się, że brał ślub pracownik łódzkiego pogotowia, a jego koledzy z karetki byli gośćmi tej uroczystości - opisuje "Dziennik Łódzki".
Taki jest u nas zwyczaj. Zawsze towarzyszymy kolegom podczas ślubów, a także uroczystości pogrzebowych - poinformował nas dyżurny dyspozytor pogotowia. W tym czasie karetka była wyłączona z naszego grafiku, a koledzy, którzy tam byli, mieli wolne.
Karetka "R", wzywana do ratowania życia, stała przed kościołem od godz. 18 do 19.10. Czteroosobowa załoga była ubrana w służbowe stroje, czyli charakterystyczne czerwone mundury pracowników pogotowia. W kulminacyjnych momentach uroczystości włączyli tzw. koguta.
Wśród obserwatorów i przechodniów zdania na ten temat były podzielone. Jedni nie widzieli nic złego w tym, że pracownicy pogotowia uświetniają w taki sposób ślub kolegi czy przyjaciela. Ale nie brakowało też negatywnych opinii. Bo karetka pogotowia służy do ratowania ludzkiego życia, i nie kojarzy się z zabawą.
Danuta Korcz, rzecznik łódzkiego pogotowia, wyjaśniła, że pracownicy pojechali na ślub, bo wyraził na to zgodę dyrektor stacji.
Rzeczywiście jest u nas taki zwyczaj, choć wykorzystywany niezwykle rzadko. Za każdym razem załoga musi mieć pozwolenie dyrektora - mówi Danuta Korcz. Oczywiście w tym czasie karetka jest wyłączona z organizacji pracy, w jej miejsce jest przygotowany inny samochód i inny zespół. Nie ma więc mowy, żeby pacjenci pozostali bez pomocy.
Rzeczniczka pogotowia zapewniła, że takie sytuacje zdarzają się sporadycznie. Dodała, że obecny dyrektor pogotowia Bogusław Tyka zezwolił na wykorzystanie karetki w taki sposób może trzy razy.
Nadzór nad wojewódzką stacją pogotowia sprawuje Urząd Marszałkowski w Łodzi. Marcin Nowicki, rzecznik marszałka, poproszony o odpowiedź na pytanie, czy taki zwyczaj nie jest zbyt kontrowersyjny, nie chciał wczoraj sprawy komentować.
Najpierw marszałek musi skontaktować się z dyrektorem pogotowia i poprosić go o wyjaśnienia. Dopiero wtedy będzie mógł wypowiedzieć się w tej sprawie - mówi Nowicki.