Pogromy i starcia w Bagdadzie po masakrze szyitów
Bojówkarze szyiccy w Bagdadzie spalili żywcem sześciu sunnitów, aby wziąć odwet za czwartkowe zamachy bombowe w szyickiej części stolicy, w których zginęło przeszło 200 ludzi, więcej niż w jakimkolwiek innym ataku od początku obecnego konfliktu irackiego.
Kilka godzin wcześniej w Tal Afar na północy kraju dwaj samobójcy wysadzili się w powietrze na szyickim targowisku i zabili 22 osoby. W Bagdadzie od rana trwały wojny moździerzowe między bojówkarzami z sąsiadujących z sobą dzielnic szyickich i sunnickich.
Choć przywódcy polityczni wszystkich społeczności zaapelowali o powściągliwość, a władze wprowadziły w Bagdadzie bezterminową godzinę policyjną, bojówkarze uzbrojeni w granatniki przeciwpancerne zaatakowali sunnicką enklawę w dzielnicy Hurrija i podpalili cztery meczety. Według relacji jednego z mieszkańców dzielnicy zginęło co najmniej 18 osób, a 24 zostały ranne.
Sześciu sunnitów, których bojówkarze oblali naftą i podpalili, zginęło w pobliżu posterunku wojsk irackich. Kapitan policji irackiej Dżamil Husajn powiedział agencji Associated Press, że żołnierze nie interweniowali.
Zwolennicy radykalnego duchownego szyickiego Muktady as-Sadra, którego milicja zwana Armią Mahdiego kontroluje 2,5-milionową szyicką część stolicy, zwaną Miastem Sadra, wezwali premiera Nuriego al-Malikiego, aby odwołał spotkanie z prezydentem USA George'em W. Bushem w Jordanii, zapowiedziane na 29 i 30 listopada.
W kazaniu piątkowym 32-letni Sadr zażądał, aby najważniejsi duchowni mniejszości sunnickiej wydali fatwę (opinię prawną) i potępili w niej zamachy na szyitów.
Jeden z współpracowników politycznych Sadra, Kusaj Abdul Wahab, powiedział, że sadryści zawieszą udział w pracach rządu i parlamentu, jeśli Maliki pojedzie do Jordanii na rozmowy z Bushem.
Sadryści mają w rządzie sześciu ministrów, a w 275-miejscowym parlamencie rozporządzają 30 mandatami. Są głównym sojusznikiem Malikiego i gdyby go opuścili, choćby na krótki czas, bardzo osłabiliby premiera, którego pozycja i tak jest niezbyt mocna.
Wahab powiedział, że czwartkowa masakra w Bagdadzie obciąża wojska amerykańskie, które nie potrafią zapewnić bezpieczeństwa. Domagamy się wycofania sił okupacyjnych lub ustalenia kalendarza ich ewakuacji - oświadczył.
Według różnych źródeł, w zamachach czwartkowych zginęło od 202 do 215 osób. Liczba ofiar śmiertelnych będzie rosła, bo wielu spośród przeszło 250 rannych jest w ciężkim stanie.
Oczekuje się, że Bush będzie rozmawiać z Malikim o sposobach zwiększenia samodzielności irackich sił bezpieczeństwa i przyspieszenia w ten sposób chwili, kiedy wojska USA będą mogły zacząć wycofywać się z Iraku. Jednak czwartkowa rzeź szyitów i piątkowe ataki odwetowe pokazały, że policja i wojsko irackie wciąż nie potrafią poskromić fanatycznych bojówkarzy.
W najbliższą niedzielę, jak odnotował w piątek dziennik "USA Today", wojna iracka zrówna się długością trwania z bezpośrednim udziałem wojsk USA w drugiej wojnie światowej (1347 dni, czyli trzy lata i przeszło osiem miesięcy).
Waszyngton niecierpliwi się i naciska Malikiego, aby jak najszybciej rozwiązał Armię Mahdiego oraz inne milicje szyickie, które według Amerykanów kontrolują część policji i wojska. Jednak Maliki potrzebuje poparcia Sadra i jego deputowanych, aby utrzymać się na stanowisku premiera.
Sadr, którego bojówki w roku 2004 dwukrotnie wszczynały rebelię przeciwko wojskom USA, od dawna domaga się, by Amerykanie opuścili Irak. Wydaje się, że obecnie próbuje wykorzystać czwartkową masakrę szyitów, aby z nową siłą domagać się ewakuacji oddziałów amerykańskich.
W kazaniu Sadr wezwał swych zwolenników do powściągliwości. Jednak jego podobne apele po lutowym zamachu na szyickie sanktuarium w irackiej Samarze nie zapobiegły krwawym atakom odwetowym na sunnitów.
Terroryści sunniccy od dawna podkładają bomby w dzielnicach szyickich, aby doprowadzić do wojny między szyitami i arabskimi sunnitami. Mają nadzieję, że wybuch otwartej wojny domowej skłoni USA do wycofania wojsk z Iraku, a wtedy oni obalą zdominowane przez szyitów władze kraju.
Szyici (60% Irakijczyków), dyskryminowani pod rządami sunnity Saddama Husajna, po jego upadku wygrali wybory i przejęli od arabskich sunnitów (20% Irakijczyków) najważniejsze stanowiska we władzach, wojsku i instytucjach publicznych.