PolskaPogotowie sparaliżowane przez głupie żarty

Pogotowie sparaliżowane przez głupie żarty

Odkąd funkcjonuje pod Tatrami Centrum Powiadamiania Ratunkowego, w dyspozytorni urywają się telefony od wszelkiego rodzaju dowcipnisiów. Taka zabawa może zakończyć się wysoką grzywną lub nawet - w drastycznych przypadkach - więzieniem. Skutkiem takich "żartów" może być spóźniona interwencja karetki, a w konsekwencji utrata życia pacjenta, który potrzebuje natychmiastowej pomocy. Po raz kolejny bezmyślność i głupota przerażają.

Pogotowie sparaliżowane przez głupie żarty
Źródło zdjęć: © Gazeta Krakowska

07.06.2006 | aktual.: 07.06.2006 09:40

Zasada działania Centrum Powiadamiania Ratunkowego w siedzibie zakopiańskiej Państwowej Straży Pożarnej jest prosta. Jeden dyspozytor odbiera telefony alarmujące o zagrożeniach i wysyła na miejsce potrzebne służby ratunkowe. W Niemczech np. takie systemy działają jak w szwajcarskim zegarku, a na numer ratunkowy dzwoni się wtedy, gdy naprawdę sytuacja jest poważna. U nas na odwrót.

Jesteśmy bezradni

Od kilku tygodni praca dyspozytorki pogotowia jest systematycznie paraliżowana - przyznaje dr Sylweriusz Kosiński, wicedyrektor zakopiańskiego szpitala. Czasem jesteśmy po prostu bezradni. Szczególnie z kilku numerów telefonują "dowcipnisie", którzy nieustanne blokują numery alarmowe. Sprawę zgłosiliśmy już do operatorów sieci komórkowych i czekamy na ich zablokowanie - wyjaśnia.

Szczególnie młodzi ludzie upodobali sobie nękanie pogotowia czy straży telefonicznymi alarmami. W ciągu dyżuru odbieram kilkadziesiąt takich telefonów - mówi Janina Baniowska, dyspozytor medyczny. Ale bywa i tak, że np. w ciągu czterech godzin takich fałszywych alarmów jest ponad sto. Czasem nikt się nie odzywa, czasem puszcza się nam radio. Bywa i tak, że wysłuchujemy przez kilka minut wyzwisk i wulgaryzmów. A my musimy odebrać każdy telefon - dodaje.

Nie wiadomo, kiedy ktoś robi sobie żarty, a kiedy naprawdę potrzebuje pomocy. Te głupie żarty mogą mieć poważne konsekwencje - mówi Janina Baniowska, dyspozytor medyczny.

Liczy się każda minuta

W momencie, kiedy dyspozytorka zmaga się z fałszywymi alarmami, ktoś może się nie dodzwonić - mówi dr Sylweriusz Kosiński. A czasem liczy się przecież każda minuta. Spóźnienie może kosztować czyjeś życie lub zdrowie. Przeraża mnie bezmyślność tych, którzy urządzają sobie tego typu zabawę. Choć tak naprawdę to chyba za słabe określenia - to bandycki proceder mogący doprowadzić do czyjejś śmierci - dodaje.

Szczególnie dwie osoby od dłuższego czasu dają się we znaki zakopiańskim dyspozytorom. Dla nich to szalenie dowcipne, a nam blokują system - kiwa głową Janina Baniowska. Był niedawno wypadek w Białym Dunajcu. I właśnie wtedy, gdy trzeba było wysłać karetkę reanimacyjną to taki mądrala wydzwaniał i blokował system. Musieliśmy wysyłać karetkę wzywając ją drogą radiową, nie czekając aż uporamy się z natrętem. Ale czasem człowiek ma dość i zastanawia się, gdzie podział się rozsądek tych ludzi - opowiada Baniowska.

To może słono kosztować

Podobne problemy mają strażacy urzędujący w tym samym Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Tymczasem dowcipy mogą słono kosztować. Kara zależy od kwalifikacji. Od grzywny sięgającej nawet kilku tysięcy złotych po odpowiedzialność karną, jeśli swoimi telefonami spowodujemy zagrożenie życia lub zdrowia. Policja bardzo poważnie podchodzi do tych sygnałów i robi wszystko, aby ustalić dowcipnisiów - wyjaśnia aspirant Monika Kraśnicka Broś rzeczniczka zakopiańskiej policji.

Przemysław Bolechowski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)