Podwładny swego podwładnego
Krzysztof Demidowicz, dyrektor Szpitala
Uniwersyteckiego w Bydgoszczy, zatrudnił się w podległej sobie
klinice kardiologii, informuje "Express Bydgoski".
11.10.2006 | aktual.: 11.10.2006 01:18
Od kilku tygodni szef placówki pełni dyżury w szpitalnej Katedrze i Klinice Kardiologii i Chorób Wewnętrznych. Teraz, oprócz kontraktu podpisanego z UMK, ze szpitalem łączy go umowa zawarta z szefem tej kliniki. To oznacza, że dyrektor szpitala jest podwładnym... swojego podwładnego. Przepisy nie zakazują łączenia stanowisk z dyżurami, ale część pracowników nie ukrywa oburzenia.
To kontrowersyjna zależność. Może wzbudzać podejrzenie, że oddział, na którym się zatrudnił, może być finansowo faworyzowany- powiedział gazecie jeden z kierowników kliniki prosząc o zachowanie anonimowości.
Prof. Jacek Kubica, kierownik kliniki, w której dyżuruje dyr. Demidowicz, nie widzi niczego niestosownego w zależności służbowej. Jestem dla dyrektora szefem pod względem merytorycznym, a on dla mnie po każdym innym względem. Mamy w klinice niedobory lekarzy chcących dyżurować. Poza tym, dyrektorem się bywa, a lekarzem się jest- przekonuje prof. Kubica.
Niestety, nie wiadomo, ile zarabia w klinice dyrektor Demidowicz. Prof. Kubica zapewnia, że tyle, ile każdy inny lekarz pełniący 24-godzinny dyżur.
"Express Bydgoski" przypomina, że od kilku tygodni w Szpitalu Uniwersyteckim trwa kontrola NIK-u i zewnętrzny audyt w związku zadłużeniem placówki (70 mln). Związki zawodowe zarzuciły dyrektorowi złe gospodarowanie finansami placówki i zażądały odwołania K. Demidowicza z funkcji. Po audycie będzie wiadomo, czy popełniono błędy w polityce finansowej. Jeśli je popełniono, to dowiemy się, czy wynikają one z systemu finansowania służby zdrowia, czy też miał na nie wpływ tak zwany czynnik ludzki- powiedziała gazecie prorektor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, Małgorzata Tafil-Klawe. (PAP)