Podręcznik z pierwszej ręki
Coraz więcej szkół wyręcza księgarzy i dostarcza swoim uczniom komplety podręczników. Zakupione bezpośrednio w wydawnictwach są tańsze od tych nabytych w księgarniach. Takie praktyki nie podobają się minister edukacji, która na stronie internetowej upomina przedsiębiorczych nauczycieli i dyrektorów.
25.08.2003 07:52
"Z niepokojem przyjmuję kolejne sygnały dotyczące nieprawidłowych działań niektórych szkół i nauczycieli związanych z organizacją zakupu podręczników przez dzieci i młodzież. Obowiązkiem nauczyciela jest poinformowanie uczniów przed zakończeniem zajęć lekcyjnych, z jakich podręczników korzystali będą w następnym roku szkolnym. Decyzję o sposobie zakupu podręcznika podejmuje uczeń i jego rodzice (...)" - pisze minister w liście do kuratorów.
Listy z wykazami podręczników to dziś w szkołach niemal standard. Dotyczy to zwłaszcza placówek dla dzieci i uczniów rozpoczynających różne typy szkół. Nie wszędzie jednak takie informacje dotarły.
- Mój syn chodzi do drugiej klasy Technikum Ekonomicznego przy ulicy Gajowej i nie otrzymał wykazu. Gdyby go dostał w czerwcu mogłabym w czasie wakacji kupić mu komplet, a wydatek ten rozłożyć na trzy miesiące. A tak we wrześniu trzeba będzie stać w kolejkach i jednorazowo wydać kilkaset złotych - żali się mama siedemnastolatka.
Taką sytuacją zaskoczona jest dyrekcja placówki, która zapewnia, że wszyscy nauczyciele wiedzą o przedwakacyjnym obowiązku informowania uczniów.
- Nauczyciele przekazują takie informacje uczniom, bo w czerwcu już doskonale wiedzą z jakich tytułów korzystać będą od września. Wyjątkiem są podręczniki do języków obcych. Nauczyciele wybierają je podczas wakacji i przedstawiają dopiero we wrześniu. Sami jednak zakupują je w wydawnictwach i po niższych cenach sprzedają w szkole - wyjaśnia Andrzej Majcherek, dyrektor Zespołu Szkół Ekonomiczno - Administracyjnych. - Być może uczeń ten nie był obecny na ostatnich lekcjach i nie odnotował tej informacji. Na pewno sprawdzę tę wiadomość - dodaje.
Wiedzę taniej kupię
Sprzedawanie podręczników w szkołach stało się już zwyczajem, a wręcz "obowiązkiem" w klasach najmłodszych i w placówkach niepublicznych. Wiele szkół gotowe komplety dostarcza wychowankom już w czerwcu lub we wrześniu. Niektóre organizują kiermasze książek dla pierwszoklasistów. Dzieje się tak w bydgoskim II LO. Szkoła przeprowadza go w tym samym dniu, w którym ogłasza listy przyjętych kandydatów. Uczniowie klas II i III kupują zaś podręczniki od starszych kolegów, ponieważ nauczyciele różnych roczników decydują się na wybór tego samego tytułu. Wyjątkiem są książki do języków obcych. Tutaj o konkretnym tytule decydują poszczególni nauczyciele, a dobór podręcznika zależy od poziomu umiejętności danej klasy.
- Kiermasze nowych książek i giełdy to sprawdzony sposób na zakup podręcznika. Uczeń może taniej, bo bezpośrednio od wydawcy, zakupić książkę. A jedynym profitem z takiej formy sprzedaży jest darmowy egzemplarz i materiały dydaktyczne dla nauczyciela - twierdzi jeden z pedagogów "dwójki". Jego zdaniem posądzanie ich o zarabianie na bezpośredniej sprzedaży książek jest śmieszne.
- Jakie to ma znaczenie, czy uczeń dostanie podręcznik prosto na ławkę, czy wystoi go w kolejce w księgarni? Jedynie finansowe - i to z korzyścią dla młodzieży. A wydawca przecież i tak ma zysk ze sprzedanego tytułu, bez względu czy sprzeda go bezpośrednio, czy poprzez sklep - dodaje.
Obok zwolenników marketingu bezpośredniego istnieją jednak tradycjonaliści. - Od sprzedaży książek i podręczników są księgarnie. Współpracujemy z okolicznymi sklepami i dostarczamy listy z tytułami. Dzięki nim nasi uczniowie mogą bez kłopotu zaopatrzyć się w potrzebne wydawnictwa - dodaje A. Majcherek.
Do grupy tradycjonalistów zdaje się należeć także minister K. Łybacka, która podkreśla że "działania szkoły związane z zakupem podręczników nie mogą naruszać przepisów ustawy o nieuczciwej konkurencji".
mż