Podpalał dla zabawy, zabił trzy osoby
Przed łódzkim sądem okręgowym ruszył proces 27-letniego Damiana K., oskarżonego o
podpalenia kamienic i zabójstwo trzech osób, które zginęły w
jednym z pożarów. Grozi mu kara dożywotniego więzienia.
18.05.2009 11:40
Oskarżony przed sądem przyznał się do podpaleń kamienic, ale nie do zabójstwa. Odmówił składania wyjaśnień i zapowiedział, że będzie odpowiadał tylko na pytania obrońcy. W procesie jest ponad 30 pokrzywdzonych.
Do serii pożarów w kamienicach przy ulicach Wschodniej i Pomorskiej w samym centrum Łodzi doszło między listopadem 2007 a marcem 2008 roku. Według prokuratury, mężczyzna w tym czasie dokonał co najmniej dziewięciu podpaleń.
Najbardziej tragiczny w skutkach pożar wybuchł 22 grudnia 2007 roku w kamienicy przy ul. Wschodniej 18. Według śledczych, sprawca nad ranem podłożył ogień na drewnianej klatce schodowej i na poddaszu czteropiętrowej kamienicy. W pożarze zginęły trzy osoby - dwie kobiety i mężczyzna - mieszkające na poddaszu; dwie kolejne zatruły się dymem. Kilkanaście rodzin straciło wówczas dach na głową.
Okazało się, że sprawca po raz kolejny podpalił tę samą kamienicę kilka miesięcy później - marcu 2008 roku, działając wraz z innym - nieznanym - sprawcą. Wówczas nikt nie zginął, ale straty materialne były ogromne - w sumie w wyniku tych dwóch podpaleń oszacowano je na ponad 2,5 mln zł. Wielu lokatorów straciło dorobek całego życia.
Za spowodowanie pierwszego z tych pożarów Damian K. usłyszał zarzut zabójstwa trzech osób dokonanego ze szczególnym okrucieństwem. W przypadku pozostałych podpaleń został oskarżony o spowodowanie zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób.
Zdaniem prokuratury do większości pożarów dochodziło we wczesnych godzinach rannych. Damian K. miał wzniecać ogień rozlewając płyny łatwopalne lub podpalając śmieci i stare ubrania przy drewnianych elementach konstrukcyjnych kamienic, m.in. drzwiach czy drabinach. Po podpaleniu czasem dzwonił do straży pożarnej; raz podał nawet własne nazwisko.
27-latek został zatrzymany pod koniec kwietnia ub. roku. Podczas przesłuchań kilka razy zmieniał wyjaśnienia; raz przyznawał się do podpalenia kamienicy, w której zginęły trzy osoby; innym razem zaprzeczał i twierdził, że podpalał jego kolega, choć podawał różne imiona - Paweł lub Rafał.
W czasie przeprowadzonej wizji lokalnej wskazał miejsca, gdzie podpalał i dokładnie opisał swoje działania. Ekspertyza fonoskopijna, czyli badanie głosu, potwierdziła, iż to Damian K. dzwonił do straży pożarnej. Biegli psychiatrzy orzekli, że mężczyzna ma obniżoną sprawność intelektualną i nieznacznie ograniczoną możliwość rozpoznania czynów.
W śledztwie Damian K. mówił, że podpalał dlatego, bo mu się nudziło i uważał to za dobrą zabawę. Utrzymuje, że robił to pod wpływem alkoholu, a "jak pije, to przychodzą mu do głowy głupie pomysły". - Wiedziałem, że zagrażam lokatorom, ale nie przypuszczałem, że coś im się stanie. Myślałem, że zdążą uciec - mówił podczas jednego z przesłuchań.
27-latek ukończył tylko szkołę podstawową specjalną, z zawodu jest ogrodnikiem, ale nigdzie nie pracował. Był na utrzymaniu matki, czasem zbierał złom. Dotąd nie był karany.