PolskaPodpalacz grasuje w Częstochowie

Podpalacz grasuje w Częstochowie

Trzy piwnice i altana stanęły w ogniu we wtorkowy wieczór na częstochowskich Rakowie i Błesznie. Z bloków ewakuowano 60 mieszkańców, 12 osób, w tym dziewięcioro dzieci, z objawami zatrucia tlenkiem węgla trafiło do szpitala. Na szczęście ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. W środę zostali zwolnieni do domów.

29.10.2009 | aktual.: 30.10.2009 10:41

- Wraca koszmar sprzed półtora roku - mówią mieszkańcy domów, w których wybuchły pożary. - W kwietniu zeszłego roku też płonęły nasze piwnice. Znów będziemy musieli pilnować osiedla. W nocy z wtorku na środę prawie nikt w osiedlu nie spał. Jesteśmy wystraszeni.

Mieszkańcy boją się, że może dojść do takiej tragedii jak ta w 2004 roku, gdy podpalacz zabił 4-osobową rodzinę w jednym z bloków. Twierdził, że do podpalenia mieszkania sąsiadów popchnął go świst, który prześladował go od kilku dni.

- Dziś z samego rana pobiegłam do sklepu, żeby kupić wykrywacz dymu - mówi Anna, pracująca w szpitalu miejskim. - Trzeba się strzec.

We wtorek paliła się jedna piwnica w wieżowcu przy ulicy Żareckiej, w bloku przy ul. Bohaterów Katynia ogień wybuchł w dwóch piwnicach, a przy ul. Bienia - w drewnianej altanie na terenie ogródków działkowych.

- Dym szedł do góry, w mieszkaniach było czarno. Kilka osób podtruło się - opowiada Zdzisław, mieszkaniec wieżowca przy ul. Żareckiej 42 c. I dodaje: - Wejście do piwnicy jest słabo zabezpieczone, ma kiepski zamek i każdy może tutaj wejść. Gdyby był monitoring, to czulibyśmy się bezpieczniej. Kamera zarejestrowałaby podpalacza. Pożar w piwnicy to bomba, przecież tam są rury doprowadzające gaz do mieszkań.

Policja po pożarze zabezpieczyła wejście do piwnicy metalowym łańcuchem.

- Kładliśmy w jednym z mieszkań płytki, a kiedy po krótkiej przerwie chcieliśmy wrócić, to już nas nie wpuszczono, wszędzie było pełno dymu, potem ewakuowano mieszkańców - relacjonuje Dariusz Grabowski.

Na miejsce pożaru przy ul. Żareckiej przyjechały trzy jednostki Straży Pożarnej. - Pożar objął pomieszczenie piwniczne - informuje kapitan Wojciech Wieczorkiewicz, rzecznik prasowy Straży Pożarnej. - Z uwagi na duże zadymienie klatki schodowej domu ewakuowano 60 osób, 12 z podejrzeniem zatrucia czadem trafiło do szpitali.

W kwietniu 2008 r. spłonęły na Błesznie cztery piwnice, dwa pustostany i mieszkanie. Strażacy mówili, że to robota podpalacza. Prawdopodobnie najpierw nocą podpalił piwnice w wieżowcach przy ul. Bohaterów Katynia 25, 27 i 29, nad ranem piwnicę w bloku 25, ale już w innej klatce, potem mieszkanie przy ul. Bienia i pustą ruderę.

W opuszczonym garażu spłonął bezdomny mężczyzna.

Policja podejrzewała wówczas o podpalenia 15-latka ubranego na czarno. W większości przypadków ogień pojawiał się w niezamkniętych pomieszczeniach piwnicznych. Spaleniu uległo wyposażenie w piwnicy, z reguły gromadzona w niej makulatura i rzeczy małej wartości. Do poszukiwań piromana zaangażowano nawet policyjne psy. Podpalacza nie schwytano.

Policjanci mówią, że wtorkowe pożary nie mają związku ze sprawą podpaleń sprzed roku.

- O ich przyczynie wypowie się powołany już biegły z zakresu pożarnictwa. Nie wyklucza się zaprószenia ognia, a także celowego działania - informuje podinsp. Joanna Lazar, rzeczniczka prasowa KMP w Częstochowie.

Policjanci zatrzymali aparat fotograficzny mężczyźnie, który robił zdjęcia na miejscu pożaru. Mieszka niedaleko. Okolicę sprawdzają wzmocnione patrole policyjne. Spółdzielnia Mieszkaniowa Hutnik, do której należą bloki, w których były pożary zaapelowała do mieszkańców o wzmożenie czujności.

W blokowych piwnicach łatwo wzniecić pożar. Wiele z nich nie jest zamykanych, bo lokatorzy z nich nie korzystają. Wyrzucają przedmioty, które powinny trafić na śmietnik i o nich zapominają.

- To są dobre miejsca dla bezdomnych i pijaków - mówi Jan Wachelka, mieszkaniec jednego z bloków. - Może to któryś z nich jest podpalaczem? Piwnice powinny być zamykane. Przede wszystkim główne wejścia.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)