Podlaskie: Wznowiony proces ws. wypadku autokaru z licealistami
Po ponad półtorarocznej przerwie spowodowanej oczekiwaniem na opinię biegłych, w piątek przed Sądem Rejonowym w Białymstoku wznowiony został proces związany z wypadkiem autokaru z licealistami k. Jeżewa (Podlaskie) z września 2005 r.; zginęło wówczas 13 osób.
25.05.2012 | aktual.: 25.05.2012 15:13
W ocenie prokuratury i rodzin zmarłych licealistów ta opinia biegłych i przygotowane przez nich symulacje przebiegu wypadku wskazują, że manewr kierowcy autokaru "nie nosi cech manewru wyprzedzania".
Symulacja wskazuje bowiem, że kierowca wiozący licealistów w kierunku Warszawy zaczyna wyprzedzać jadące przed nim auto osobowe, gdy z naprzeciwka nadjeżdża ciężarowa laweta. Biegli ustalili, że działo się to w odległości 75 metrów od ciężarówki, a zderzenie nastąpiło w 1,5 sekundy od momentu, gdy autokar wyjechał na przeciwległy pas.
Na przygotowanej symulacji widać też, że autokar uderza lawetę skośnie, tak jakby jego kierowca wcale nie wykonywał manewru powrotu na swój pas ruchu, widząc przed sobą ciężarówkę.
- Żaden zawodowy kierowca przy tak niewielkiej odległości od pojazdu, przy takiej widoczności, nie zaryzykowałby manewru - mówiła prokurator. Matka jednej z ofiar wypadku dodała, że zachowanie kierowcy autokaru wskazuje na to, że albo stracił przytomność albo miał napad choroby, bo "autokar poruszał się bez jego jakiejkolwiek ingerencji".
Chodziło o to, co już wcześniej ustalono w śledztwie i pierwszym procesie związanym z tym wypadkiem, że kierowca chorował na epilepsję.
Opinia została zlecona w lipcu 2010 roku Pracowni Badania Wypadków Drogowych w Gdańsku Instytutu Ekspertyz Sądowych. Wpłynęła do sądu w Białymstoku na początku kwietnia tego roku. Zlecając ją, sąd uznał, że dotychczasowe opinie nie pozwalają na jednoznaczną ocenę wypadku.
Zwracał też wtedy uwagę, że katastrofa pod Jeżewem od początku zasługiwała na ekspertyzę przygotowaną przez zespół biegłych, czego nie zrobiła w śledztwie prokuratura. Wcześniej bowiem każdy biegły pracował osobno w określonym mu zakresie.
Sąd odroczył w piątek proces do końca czerwca. Być może do tego czasu biegli sporządzą opinię uzupełniającą, odpowiadając na dodatkowe pytania stron.
Prokuratura i rodziny zmarłych licealistów, występujące w procesie w charakterze oskarżycieli posiłkowych uważają, że w związku z obecnymi ustaleniami, powinien być w sprawie powołany także biegły z zakresu neurologii, do ostatecznej oceny wpływu choroby kierowcy na to, co stało się na drodze.
Według ustaleń śledztwa dotyczącego bezpośrednio przyczyn wypadku, doprowadził do niego kierowca autokaru, który - jak przyjmowano dotąd - nie zachował należytej ostrożności w czasie wyprzedzania innego auta i doprowadził do czołowego zderzenia. Jest on jedną z ofiar wypadku. Zginęło też dziesięcioro licealistów, zmiennik tego kierowcy oraz kierowca ciężarówki.
Według biegłych powołanych w śledztwie, pożar autokaru (po zderzeniu pojazd stanął w płomieniach) powstał w wyniku uszkodzenia zbiornika z paliwem.
W śledztwie poszukiwany był kierowca auta osobowego, które autokar wyprzedzał i który mógłby być ważnym świadkiem w sprawie. Nie udało się go znaleźć ani policji, ani poprzez apele w mediach. Biegli z Gdańska przyjęli, że gdy tuż za nim doszło do zderzenia, to auto odjechało z miejsca katastrofy w kierunku Warszawy.
Wznowiony proces pośrednio związany jest z wypadkiem, bo oskarżonymi są właściciele biura turystycznego, z którego wynajęto autokar na wyjazd licealistów. Prokuratura zarzuciła im szereg nieprawidłowości dotyczących rozliczania czasu pracy kierowców czy zgłaszania ich zarobków do ZUS. Mają też zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy drogowej poprzez dopuszczenie do pracy kierowcy, który z powodów zdrowotnych nie powinien mieć zawodowych uprawnień do prowadzenia autokarów czy ciężarówek, bo cierpiał na epilepsję.
W związku z wypadkiem, wcześniej zakończył się pierwszy proces. Dotyczył m.in. lekarki, która wydała kierowcy autokaru zgodę na wykonywanie zawodu, podczas gdy okazało się, że miał on epilepsję - chorobę uniemożliwiającą taką pracę. Kobieta została skazana na karę więzienia w zawieszeniu i czasowy zakaz wykonywania zawodu. Sąd przyjął, że między jej zaniedbaniami a wypadkiem nie ma związku przyczynowo-skutkowego.