Podła, bo biedna
W poniedziałek wczesnym popołudniem starszy mężczyzna przechodzący ul. Nowy Świat w centrum Gliwic usłyszał dziwne odgłosy dobiegające z pobliskich krzaków. Podszedł bliżej i zobaczył noworodka w beciku, porzuconego na trawie. Wezwał pogotowie. Chłopczyk trafił najbliższego szpitala z oddziałem położniczym i noworodkowym — niedaleko, ledwie 200 metrów od miejsca, gdzie został znaleziony. Lekarze zaniemówili: kilkadziesiąt minut wcześniej wypisali dziecko i jego matkę do domu! Dziecko jest zdrowe; jego organizm nie zdążył się wyziębić.
25.08.2005 | aktual.: 25.08.2005 07:51
W ciągu godziny policji udało się namierzyć matkę. Trzy dni wcześniej 24-letnia Anna S. z osiedla Zubrzyckiego urodziła w gliwickiej porodówce zdrowego chłopczyka. Po porodzie zachowywała się normalnie. Karmiła dziecko piersią i nic nie wskazywało na to, że ma złe zamiary. W poniedziałek, już z wypisem w ręku, sama wyszła ze szpitala. Uszła kawałek, cisnęła dziecko w krzaki i pojechała do domu.
Anna S. ma jeszcze dwóch synków, cztero- i dwuipółletniego. Policjantom powiedziała, że zrobiła to z powodu biedy, a ciążę musiała ukrywać przed teściami, u których mieszka. Twierdzi, że o porzuceniu dziecka zdecydowała wraz z mężem — mieli ustalić, że wróci do domu sama. Sąsiedzi nie mają o niej najlepszej opinii. Mówią, że lubi wypić, swoje dzieci traktuje źle i zachowuje się ordynarnie. Wczoraj prokuratura postawiła Annie S. zarzut narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi jej od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.
Już zgłaszają się osoby, które chciałyby przygarnąć chłopczyka. Nie jest bezimienny — pielęgniarki mówią o nim: Filipek.
- Nie ma dla tej kobiety żadnego usprawiedliwienia. Że jej nie stać? Czemu nie zostawiła go tu, w szpitalu? Ludzie się modlą o dzieci i ich nie mają, a taka... — Marii Kozak brakuje z oburzenia słów. Towarzyszy w szpitalu ciężarnej córce. Pani Justyna zgadza się z matką: — Nie ma słów na określenie tego postępku. Wieść o porzuconym dziecku rozeszła się po szpitalu lotem błyskawicy. Do porzuconego przez matkę Filipka przychodzą ciężarne kobiety. Nie kryją wzruszenia, ale i najgorszych określeń pod adresem jego matki.
Opiekująca się Filipkiem pielęgniarka mówi, że chłopiec nie sprawia najmniejszych problemów. — Jest zdrowy, spokojny. Tylko tak bardzo brakuje mu mamy — wzdycha Beata Grabczyk, jedna z pielęgniarek opiekująca się chłopcem w oddziale Patologii Noworodka gliwickiego Szpitala Wielospecjalistycznego. — Oj, nie będziesz ty miał, nasz Filipku, łatwego życia.
Żadna z opiekujących się matką chłopca osób nie wiedziała, że 24-latka nie chce swojego synka. Tymczasem kobieta po prostu przeszła kilkaset metrów i zostawiła maleństwo w krzakach. Potem spokojnie poszła do domu.
Rodzina Anny S. mieszka w czteropiętrowym bloku przy ul. Młodych Patriotów na gliwickim osiedlu Zubrzyckiego. Anna S. jest bezrobotna. Jej mąż zajmuje się dorywczo montażem okien. O mężu i jego rodzicach ludzie mają jak najlepsze zdanie. Inaczej mówią o Annie S.
- Wulgarna, z wiecznie wiszącym w ustach petem. Darła się na te dzieci tak, że całe osiedle ją słyszało — mówi jeden z sąsiadów.
24-latka twierdzi, że razem z mężem ukrywali jej trzecią ciążę przed rodziną. Mają już dwójkę dzieci — 2,5-latka i 4-latka. Nieobecność w domu wytłumaczyła ponoć koniecznością przejścia operacji ginekologicznej w gliwickiej placówce.
Dr Wojciech Kuszkowski, ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego gliwickiego Szpitala Wielospecjalistycznego pracuje w zawodzie kilkadziesiąt lat, ale jak mówi takie przypadki powalają go z nóg.
- Przecież nie byłoby żadnych przeszkód, aby zostawiła go w szpitalu — podkreśla. — Na pewno uzyskałaby wszelką pomoc. Wystarczyło powiedzieć.
Jak się dowiedzieliśmy, kobieta tłumaczyła tuż po zatrzymaniu policji, że położyła na skwerku synka i miała nadzieję, że „znajdą go dobrzy ludzie”. Zostawiła przy nim zestaw z pieluszkami i środkami pielęgnacyjnymi, które dostała w szpitalu. Nadkom. Magdalena Zielińska podkreśla, że błyskawiczne namierzenie matki było możliwe dzięki współpracy z pracownikami szpitala, którzy szybko przekazali niezbędne informacje policji. Podczas gdy porzucone maleństwo spało w gliwickim szpitalu, jego matka trafiła do policyjnej izby zatrzymań. — Nie wyglądała, jakby miała wyrzuty sumienia — powiedział nam jeden z policjantów. — Nawet chyba sprawiała wrażenie, jakby się dla niej cała sprawa skończyła. O dalszych losach kobiety zadecyduje sąd.
Tragiczna statystyka W zeszłym roku w policyjnych statystykach odnotowano w województwie śląskim 9 przypadków porzucenia noworodków. Jak nas poinformował mł. asp. Piotr Gralak z Zespołu Prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach, sześcioro maleństw straciło życie, trójkę udało się uratować. W tym roku takich przypadków odnotowano trzy. Uratował się tylko Filipek z Gliwic. W większości przypadków matek dzieci nie udało się odnaleźć.
Można oddać dziecko bez przeszkód W szpitalu po porodzie należy zgłosić chęć oddania dziecka do adopcji lekarzowi prowadzącemu. Można także zgłosić się przed porodem do ośrodka adopcyjno-opiekuńczego i wyrazić swoją wolę oddania dziecka do adopcji. Wszelkich czynności dokonuje obydwoje rodziców, chyba że ojciec jest nieznany lub został pozbawiony praw rodzicielskich. Trzeba pamiętać, że pozostawienie noworodka w szpitalu bez jakiejkolwiek współpracy ze strony rodziców z personelem szpitala i ośrodkiem opiekuńczym stanowi poważną przeszkodę prawną dla późniejszej adopcji dziecka.
Maria Ptasiewicz, psycholog: - Nie wolno potępiać kobiet, które noszą się z zamiarem oddania swojego nowonarodzonego dziecka. Oprócz pełnej patologii, nie przypuszczam, żeby matka pozostawiała swoje dziecko i nie cierpiała. Nie jest to decyzja łatwa. Kobiety często podejmują dramatyczne decyzje o porzuceniu gdziekolwiek dziecka ze strachu. Na pewno składają się na to także szok poporodowy i skomplikowane sytuacje rodzinne. A tymczasem warto je przekonać, żeby pomyślały w tej sytuacji przede wszystkim o dziecku i zapewnieniu mu przyszłości. Najlepiej już na długo przed porodem poszukać pomocy i przygotować się. To pozwoli uniknąć dramatów.
Marlena Polok-Kin