Podkarpacki wyścig po władzę i pieniądze
Samochód dobrej klasy, 10 tys. zł brutto
pensji oraz pewna praca na 4 lata czeka na każdego. Jest jednak
warunek - trzeba wygrać wybory prezydenckie w jednym z większych
miast na Podkarpaciu. Od piątku wiadomo, że wybory odbędą się 12
listopada, ale ostra kampania już trwa - piszą "Super Nowości".
Najciekawiej zapowiada się walka w Rzeszowie. Andrzej Szlachta, poseł PiS, bez żalu rzuca warszawskie salony, byle tylko znów być prezydentem stolicy regionu. Jak się rządzi miastem, człowiek czuje adrenalinę, no i ma realną władze- nie kryje Szlachta. Nie bez znaczenia są też prywatne ambicje, zwłaszcza gdy cztery lata temu niewielką różnicą głosów przegrało się z obecnym prezydentem, Tadeuszem Ferencem.
Sam Ferenc, kojarzony z lewicą, jak na razie jest w komfortowej sytuacji. Przedwyborcze sondaże dają mu ogromną przewagę nad rywalami. Notowania zawsze mogą się zmienić- odpowiada Szlachta. Jednak swojej partii stawia ostry warunek. Albo będzie jedynym kandydatem prawicy na prezydenta w Rzeszowie, albo do pojedynku z Ferencem nie staje. Dla mnie ta pensja i samochód to żadne wabiki- macha ręką Ferenc. Ja jestem produkcyjny. Lubię robotę i ludzi też gonię do roboty.
Nawet jeśli tak jest, to świadomość, że rządzi się miastem, którego roczny budżet ma ponad pół miliarda złotych, daje poczucie władzy i może mile łechtać ambicje. Do tego są jeszcze spółki miejskie z budżetem około 300 mln zł, w których prezydent rządzi niepodzielnie.
Janina Sagatowska, była senator i kandydatka PiS na prezydenta Stalowej Woli, zapiera się, że zależy jej tylko na rozwoju miasta. Samochód służbowy z kierowcą i prestiż nie mają znaczenia. - A nie szkoda pani świetnej posady radcy prawnego i adwokata?- Nie. Wolałabym z ludźmi pracować w ratuszu. Lubię aktywność- odpowiada Sagatowska.
Nie wiadomo tylko, czy będzie miała szanse z obecnym prezydentem Stalowej Woli, Andrzejem Szlęzakiem. Ten jeszcze startu nie potwierdził, ale popularność w mieście ma dużą. Pikanterii dodaje fakt, że też jest związany z prawicą, tyle tylko, że "podpadł" PiS- owi. 5 lat temu w wyborach parlamentarnych o mały włos "nie wykasował" Marka Jurka jako posła PiS z Podkarpacia. (PAP)