Podejrzany Krzysztof R.
Rybnicka prokuratura postawiła byłemu
posłowi Samoobrony, znanemu detektywowi Krzysztofowi R. dwa
zarzuty związane z akcją jego ludzi, którzy w październiku ub. r.
pomogli matce odebrać 7-letniego Krzysia, wyprowadzając go ze
szkoły w Książenicach - powiadamia "Dziennik Zachodni".
25.03.2006 | aktual.: 25.03.2006 08:25
Detektyw wysłał do ministerstwa skargę na działanie prokuratury. - Zarzuty są bezpodstawne, a analiza materiału nieprawidłowa - denerwuje się. - Pracuję w całej Polsce i jeszcze nigdzie się nie spotkałem z takim zacietrzewieniem w stosunku do mojej osoby, jak w Rybniku. Nie potrafię tego w żaden sposób wytłumaczyć - wzrusza ramionami Rutkowski.
Prokurator Bernadetta Breisa, szefowa rybnickiej prokuratury, po informacje w tej sprawie odesłała gazetę do Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. R. dostał dwa zarzuty, choć osobiście nawet nie brał udziału w akcji. Pierwszy dotyczy faktu, że przed akcją kierował grupą swoich ludzi wykonujących usługi detektywistyczne, polegające m.in. na uzyskaniu informacji o szkole i miejscu zamieszkania dziecka, choć nie posiadali wymaganej prawem licencji.
- Kierował działaniem swoich pracowników, którzy weszli do szkoły, stosowali przemoc fizyczną, nie pozwolili nauczycielce i dyrektorowi zatrzymać chłopca. Odzyskanie dziecka to działania zastrzeżone dla organów i instytucji państwowych - przypomina prokurator Michał Szułczyński.
Detektyw jest zdumiony sytuacją. Ocenia, że sytuacja jest schizofreniczna, bo przecież właśnie te organy państwowe w jego opinii przez trzy lata nie kiwnęły palcem, by oddać matce dziecko. - Ona miała prawomocny wyrok z klauzulą natychmiastowej wykonalności! Asystowaliśmy tylko przy odebraniu dziecka. Nie ma mowy o żadnych działaniach detektywistycznych, matka przecież wiedziała, gdzie jest chłopiec - wyjaśnia R.
Nawet niektórzy śląscy policjanci w nieoficjalnych rozmowach są zaskoczeni determinacją prokuratury w tępieniu R. i jego ludzi. - W Książenicach może przesadził, do dzieciaków nie wchodzi się w kominiarkach. Ale biorąc pod uwagę kontekst sprawy, trudno oprzeć się wrażeniu, że działa wytoczone przeciwko niemu są zbyt duże - powiedział nam jeden z nich.
Prokuratura do czasu wyjaśnienia sprawy chce nawet pozbawić najsłynniejszego detektywa licencji! - Stosowny wniosek o jej zawieszenie wystosowany został do komendanta wojewódzkiego policji w Łodzi, bo tam R. ma zarejestrowaną działalność - wyjaśnia prokurator Szułczyński.
- Oddam ją honorowo, już podczas przesłuchania to zapowiedziałem. To wcale nie znaczy, że przestaniemy działać. W moim biurze jest wielu ludzi z licencją, do nich będę kierował swoich klientów - zapowiada.
Wcześniej w sprawie zarzuty otrzymali podwładni R. i matka 7- latka, która poprosiła jego biuro o pomoc. Rodzice uczniów z Książenic ponadto domagają się zadośćuczynienia od detektywa za wyrządzone krzywdy w wysokości 70 tysięcy złotych. Akt oskarżenia w tej sprawie trafi do sądu najprawdopodobniej jeszcze w tym miesiącu.
Detektyw Krzysztof R. nie ma sobie nic do zarzucenia. - Ja i moi ludzie nie złamaliśmy prawa - zapewnia. (PAP)