Podejrzana zgoda na sprzęt dla policji
Policja zamówiła noktowizory u przedsiębiorcy, który nie mógł ich sprzedawać. Kiedy ten wywiązał się z zamówienia, oskarżył go prokurator - pisze "Życie Warszawy".
21.01.2005 | aktual.: 21.01.2005 08:36
Gdy akt był gotowy, przedsiębiorca dostał, choć nie powinien, koncesję od ministra. Nonsens? Nie w Polsce. W 2002 i 2003 roku Komenda Główna Policji postanowiła wyposażyć funkcjonariuszy w noktowizory pozwalające na obserwację w nocy.
Zakup tych urządzeń podlega wymogom tzw. obrotu specjalnego. Co to oznacza? Że handlujący nimi muszą spełnić kilka warunków. Jednym z nich, ale najważniejszym, jest posiadanie zezwolenia wydawanego przez resort spraw wewnętrznych. Na kupno noktowizorów Komenda Główna Policji przeznaczyła 1 milion 600 tysięcy złotych.
Najlepszą ofertę przedstawił Tymoteusz Małoty, właściciel warszawskiej firmy Antymex. Policjantom zaproponował sprzęt ze Słowacji. Umowy podpisywali przedstawiciele kierownictwa ówczesnych Biur: Logistyki Policji, Służby Kryminalnej i Finansów - poinformowało biuro prasowe Komendy Głównej.
Jak ustaliło "ŻW", nikt w KGP nie spytał szefa Antymexu, czy ma zezwolenie na handel takim sprzętem. Gdy transport noktowizorów trafił do Polski, został zatrzymany przez celników. Ci zorientowali się, że Antymex nie ma wymaganych dokumentów. Sprawa trafiła do warszawskiej prokuratury. W listopadzie 2003 roku postawiono Tymoteuszowi Małocie zarzut, że sprowadził ze Słowacji noktowizory bez wymaganego zezwolenia.
Noktowizory zabezpieczono do dyspozycji sądu. Jednym z dowodów w sprawie jest opinia biegłego z Wojskowej Akademii Technicznej. Stwierdził on, że noktowizory należy zaliczyć do sprzętu wojskowego i policyjnego, a na handel nimi trzeba mieć koncesję.