Pod skalpel dla urody
Odstające uszy, garbaty nos, cofnięta żuchwa– spokojnie wylicza chirurg plastyczny Zbigniew Mazan, patrząc na twarz mojej koleżanki. Kiedy przenosi na mnie wzrok, zmieniam temat. Nie chcę usłyszeć, co by należało przemodelować.
21.04.2006 12:50
Gdzie jest granica, do której można „ulepszać” swoje ciało? Popularni piosenkarze Cher czy Michael Jackson, po wielu zabiegach, dziś w ogóle nie przypominają samych siebie sprzed lat. Czy patrząc na piękną kobietę po kilku operacjach, możemy powiedzieć, że to o n a jest ładna? Może podziwiamy efekt pracy chirurgów, a więc ich wizję piękna?
Coraz więcej chętnych
– Pan Bóg najlepiej wiedział, w jakich włosach mi do twarzy – odpowiedziała Ania, licealistka, kiedy koleżanka namawiała ją do zrobienia pasemek. A farbowanie włosów to tylko drobna ingerencja w wygląd. Tych, którzy decydują się nawet na operację dla poprawy drobnych defektów urody jest coraz więcej. Do katowickich lekarzy zgłosił się nawet górnik dołowy, który zapragnął zrobić sobie... korekcję kształtu pępka.
– W całym kraju w ciągu ostatnich pięciu lat ogromnie wzrosło zainteresowanie tym sektorem usług medycznych. Aktualnie operacje estetyczne wykonuje u nas 140 licencjonowanych chirurgów plastyków. Na zabiegi zapisują się nie tylko ludzie cierpiący na skrzywienie przegrody nosa czy oszpeceni przez blizny pourazowe. Coraz częściej przychodzą chętni (w tym jedna piąta mężczyzn), aby zmienić kształt nosa czy uszu. Gdyby była potrzeba, sam poddałbym się takiemu zabiegowi – mówi dr Zbigniew Mazan, szef Centrum Chirurgii Plastycznej w Katowicach. – Starsi koledzy poprawiają sobie nosy, robią liftingi. To dowód na to, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Traktuje się te sprawy coraz bardziej naturalnie. W samej Europie rocznie przeprowadza się 200 tys. zabiegów powiększania piersi. W USA robi się ich o 100 tys. więcej.
Piękna jak marzenie
„Pokusy młodości i urody” – tak wymownie zatytułowano konferencję zorganizowaną przez Wyższą Szkołę Zarządzania i Nauk Społecznych w Tychach. Socjologowie tej uczelni jako pierwsi w Polsce podjęli się badań krajowego rynku chirurgii plastycznej. – Ludzie intuicyjnie czują, że pracodawca woli zatrudniać czy awansować młodych i ładnych, dlatego sądzą, że ułatwi im to znalezienie pracy, wpłynie pozytywnie na kontakty z innymi. Drugiego człowieka oceniamy przez pierwsze 25 sekund kontaktu wzrokowego – mówi prof. Marek Szczepański.
30-letnia Patrycja Z. z firmy konsultingowej, czekająca w kolejce na korekcję uszu, zwierza się, że myślała o tym od lat: – Uszy przeszkadzały mi zawsze, ale kiedyś zabiegi nie były tak popularne. Za zabieg zapłacę 4 tys. zł. Boję się bólu po operacji, ale doktor już zapisał mi leki.
Przed kamerą
Ból pooperacyjny wpisało w swoje pragnienie poprawienia wyglądu 100 tys. Polek, które zgłosiły się do polsatowskiego programu „Chcę być piękna”. Najczęściej były to gospodynie domowe, kobiety z ciałem nadwerężonym po ciążach. – Wybraliśmy 26 – mówi kierownik produkcji programu Przemysław Kmiotek. – Kolejno po dwie panie poddają się zabiegom, wszystkie są zadowolone. Nikogo do udziału nie zmuszaliśmy, zgłaszały się same. Na powtarzany w mediach zarzut, że podczas castingu wybierano ładne kobiety, które łatwo „poprawić”, oburza się: – Niektóre miały poważne problemy, np. pani z górną wargą z krwiakami. Zobaczymy, jak da się jej pomóc. Kiedy pytam, czy chciałby, żeby jego żona poddała się podobnemu zabiegowi, zaprzecza: – Nigdy, kocham każdy kawałek jej ciała taki, jaki jest. Gdyby po karmieniu zdeformowały się jej piersi, może załatwiłbym zabieg. Ale przecież nie wszystkie kobiety muszą mieć biust Pameli Anderson.
Badania socjologów pokazały, że boom na chirurgię „nakręca” lansowana przez media moda na pięknych i wiecznie młodych. Wśród wzorców urody, wymienianych przez decydujących się na zabiegi, były gwiazdy TV. Młodsza generacja wskazywała na Gwyneth Paltrow i Magdę Mołek. Starsza – na Beatę Tyszkiewicz, ale i Jana Pawła II. Duża grupa przyznała, że chce zmiany, żeby upodobnić się do mamy, przyjaciółki, ale też wielu pragnie spełnić własne marzenia. Do absurdalnego modelu piękna, rodem z dziecięcych zabawek, chciała dojść dwójka Amerykanów. Poddali się szeregowi operacji, które upodobniły ich do Kena i Barbie.
Paryskie usta i płaski brzuch
Większość boi się korzystać z usług chirurga plastycznego z powodu złego stanu zdrowia, strachu przed zabiegiem i powikłaniami, braku poparcia bliskich, niedoboru pieniędzy. A jednak coraz częściej pokonują te bariery i dla urody idą pod skalpel. Nie tylko słynni i bogaci, ale i zwykli śmiertelnicy. Kobiety decydują się na zabieg podniesienia skóry twarzy i szyi czy zmniejszenia podbródka. Panowie, którzy przejęli się informacją, że na 10. miejscu w rankingu cech atrakcyjnego mężczyzny figuruje płaski brzuch – zapisują się na odsysanie tkanki tłuszczowej (rekordziści „tracą” 11 litrów tłuszczu).
Prof. Szczepański dzieli decydujących się na operacje na kilka grup. „Profesjonaliści” to przedstawiciele handlowi, artyści, prezenterzy, którzy chcą wyglądać zgodnie z oczekiwaniami publiczności lub klientów. „Koniunkturaliści” żyją wskazaniami mody, preferującej „paryskie” pełne usta, wydatne piersi. „Pięknisie i dandysi” chcą mieć wszystko doskonałe. Mężczyźni z tej kategorii nie tylko poddają się zabiegom, ale robią sobie manicure i pedicure. „Desperaci” wierzą, że od zabiegu zależy całe ich życie. Często, żeby przeprowadzić operację, zapożyczają się na lata. „Uzależnieni” pojawiają się w gabinetach regularnie, „poprawiając” po kolei szczegóły swego ciała. Andrzej W. z Radomia wydał 60 tys. zł. na implanty zębów i korekcję wad zgryzu. Po roku powtórnie przyszedł z prośbą o ich wybielenie. – Wydawało mi się, że zżółkły, a „biały” uśmiech jest taki ważny – tłumaczył. Zmiana opakowania
Chirurdzy działają czasem nieinwazyjnie, wstrzykując wypełniacze strzykawką czy posługując się laserem. Większość zabiegów to jednak ingerencja chirurgiczna. Ceny kształtują się w zależności od ryzyka pooperacyjnego (Hanna Bakuła zaskarżyła chirurga po nieudanym liftingu twarzy i do dziś otrzymuje z tego tytułu rentę). Najwyższe są w stolicy, nieco niższe na prowincji. Plastyka powłok brzucha czy lifting twarzy kosztuje w gabinecie dr Mazana 8 do 9 tys. zł. Powiększenie warg – 1500 zł. Laserowa korekcja blizn od 700 zł. Większość zabiegów wynika z chęci poprawienia sobie samopoczucia, z przekonania, że uroda ma decydujące znaczenie. Ingerencja skalpelem to jednak coś więcej niż wizyta w solarium czy gabinecie kosmetycznym. Ale poddający się korekcjom ciała nie wspominają, że to tylko „zmiana opakowania”, a nie przemiana osobowości.
Wyróżniać się z tłumu
– Etyka katolicka popiera operacje, które mają funkcję terapeutyczną – mówi ks. prof. Janusz Nagórny, moralista z KUL. – Wszystkie korekcje wad, urazów są konieczne, jeśli poprawiają samopoczucie, jakość uprawiania zawodu. Jednak, jak powtarzał Jan Paweł II, nie można bezgranicznie „ubóstwiać ciała”.
Według księdza, chęć chirurgicznego poprawienia wyglądu często wynika z fałszywego kultu ciała i wiecznej młodości. To wyraz próżności, skoncentrowania się na wymiarze biologicznym. Ludzie uważają, że wygląd zewnętrzny, sprawność fizyczna są ważniejsze niż duch i umysł. Co począć z chorymi, starymi, niepełnosprawnymi?
Zabiegi wymagają dużych nakładów finansowych, decydującym motywem bywa egoizm. A przecież te same pieniądze można wydać nie tylko na siebie, ale też na pomoc innym. Spora grupa osób poddaje się operacjom plastycznym tylko dlatego, żeby imponować, wyróżniać się z tłumu. – Trudno im odkryć, co rzeczywiście jest ich prawdziwą wartością – uważa ks. Nagórny. Niejednokrotnie ludzie odbiegający wyglądem od uznanych kanonów piękna byli idolami. Na przykład Edith Piaf.
– Niektóre kobiety nie są specjalnie urodziwe, a przyciągają, bo urzekają bardziej niż zimne piękności – mówi dr Mazan. – Ciało to nasza prywatna własność, ale temu, co z nim zrobimy, zawsze powinna towarzyszyć głębsza refleksja – podsumowuje prof. Szczepański.
Barbara Gruszka-Zych