Poczta krwiopijców
Chcesz pomóc? Dostaniesz przez Internet śmieci. Internetowi intruzi wykorzystują ludzkie tragedie dla zysku - ustalił "Dziennik Bałtycki". Podszywając się pod poszukujących krwi dla umierającego dziecka, zdobywają nasze dane osobowe w celu marketingowym.
01.07.2003 | aktual.: 01.07.2003 10:19
W ostatnim czasie nasza redakcyjna poczta komputerowa zalewana była mailami o podobnej do tej treści: "Poszukiwana jest krew grupy ARh- dla umierającego dziecka. Numer telefonu (...)". Adresat prosi również o przesłanie dalej tego maila, aby zapoznało się z nim jak najwięcej osób.
Sprawdziliśmy. Nikt nie potrzebuje w tym momencie krwi takiej grupy! Żadne dziecko nie umiera z powodu jej braku! Osoba pod wskazanym numerem nie istnieje. O co więc chodzi? - Mamy najwyraźniej do czynienia z internetowymi intruzami - wyjaśnia jeden z ekspertów internetowych z Gdańska (dane do wiad. red.). - To ewidentny sposób na pozyskanie adresu, aby potem przekazać go firmom wysyłającym tzw. spamy, czyli nieproszone przez nikogo, natrętne reklamy, które zaśmiecają nasze skrzynki mailowe. Wiele osób dało się nabrać na tego typu ogłoszenia.
- Otrzymałam takiego maila od znajomego i postanowiłam pomóc. Telefon nie odpowiadał, ale nie zraziło mnie to. Wysłałam wiadomość mailem pod podany adres, że sama mam poszukiwaną grupę krwi. Odpowiedzi nie uzyskałam. Za to przez następne kilka tygodni otrzymywałam maile z reklamami jakichś tanich produktów albo programów do zainstalowania - opowiada 23-letnia Agnieszka, studentka z Gdyni.
- Takie rzeczy kwalifikują się do ścigania przez policję. Wystarczy nas tylko o tym powiadomić - twierdzi podinsp. Jan Hajdukiewicz, ekspert od przestępczości komputerowej Komendy Głównej Policji.
To skandal. Ci niepoczytalni ludzie znieczulają nas na prawdziwe potrzeby społeczne - mówi o autorach fałszywych ogłoszeń rozsyłanych pocztą elektroniczną dr med. Maria Żerańska z Kliniki Kardiochirurgii i Chirurgii Dziecięcej w Warszawie.
To właśnie głównie lekarze przestrzegają przed braniem na serio ogłoszeń, w których adresaci proszą o pomoc w znalezieniu osób posiadających potrzebną grupę krwi. Krew ta ma rzekomo uratować życie umierającemu dziecku.
To było oszustwo
- Jakiś czas temu spotkałam się z takim przypadkiem - powiedziała nam wczoraj dr Żerańska. - Ktoś rozsyłał do znajomych komunikat z prośbą o daną grupę krwi. Ci znajomi przekazywali sobie jego treść dalej i tak powstawała ogromna sieć poinformowanych osób. Wiele z nich zareagowało. Zdołałam sprawdzić, czy ktokolwiek potrzebuje tego typu krwi. Okazało się, że nie. Wiem, że to oszustwo i powinno zostać napiętnowane, bo następnym razem będziemy potrzebować pomocy od społeczeństwa, a ono się od nas odwróci. W przypadku dr Marii Żerańskiej "dowcipniś" nie był do końca anonimowy, zostawił numer kontaktowy do redakcji miesięcznika "Murator".
Z naszych informacji wynika jednak, że tego typu ogłoszenia nie są żartami, a celowym działaniem. Internetowy intruz zdobywa w ten sposób adresy prywatnych osób, aby potem odsprzedać je firmom, które chcą się reklamować za pomocą poczty elektronicznej i zasypywać nas tzw. spamami.
Śmierć jest dobra
- Jeśli informacja jest dramatyczna (np. krew jest potrzebna umierającemu dziecku), wiele osób będzie chciało pomóc. Intruz wysyła maila na adres powszechnie znany, choćby do redakcji gazety czy do dużej firmy, a niczego nieświadomy administrator sieci wysyła tego maila dalej. Tak powstaje łańcuszek powiadomionych osób. Ktoś na pewno odpowie i przekaże swój adres. Potem otrzyma masę reklamowych maili - mówi jeden z gdańskich informatyków.
Najbardziej zadziwiające jest jednak to, że szpitale, kliniki lub centra krwiodawstwa nigdy w taki sposób nie szukają dawców krwi. - Mamy swoją sieć kontaktów i korzystamy z niej, gdy potrzebujemy danej grupy krwi. Jeszcze tak nie jest źle, aby w tym kraju dramatycznie brakowało krwi. Jeżeli jednak już jesteśmy w potrzebie, to ogłaszamy się w mediach jako instytucja. Nigdy nie zalecamy takiej formy poszukiwania krwi osobom prywatnym - wyjaśnia Emilia Nowakowska, dyrektor Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Gdańsku. Również jej zdaniem taka forma naciągania ludzi jest naganna i powinna być zwalczana.
Firmy i agresywne maile
Czy firmom opłaca się korzystać z tak agresywnej i kontrowersyjnej metody zdobywania odbiorców reklamowych? Zdania ekspertów są podzielone. - Koszt wysłania przez firmę oferty tradycyjną pocztą jest o wiele wyższy, niż wysłanie jej pocztą elektroniczną. W USA tradycyjny sposób kosztuje około 1 dolara na osobę, mail to wydatek rzędu jednej setnej centa na adres. Rachunek jest prosty. To odbiorca płaci za odebranie przesyłki, traci czas na kasowanie maila itd. - uważa pragnący zachować anonimowość pracownik jednej z agencji reklamowych na Pomorzu.
Zdaniem Bartosza Michałowskiego, prezesa agencji Pro-Creation z Warszawy, skuteczność spamów jest znikoma. - Najważniejsze w tej sprawie jest to, że kodeks karny traktuje spamy już jako wykroczenie. Do tego dochodzi kwestia etyki, czy firma chce w taki sposób docierać do ludzi. Z danych, które posiadamy, wynika, że niewiele osób jest zainteresowana przyjmowaniem agresywnych maili. Jeśli firma chce budować pozytywny wizerunek, to nie może posługiwać się spamem, bo zrazi klienta - wyjaśnia Michałowski.
W Pomorskiem do tej pory nikt jeszcze nie zdecydował się powiadomić organów ścigania o zalewaniu przez intruzów spamami. - Takich spraw jeszcze nie mieliśmy - mówi Konrad Kornatowski z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Waldemar Ulanowski