Pobił 10‑miesięcznego synka na śmierć
Mieszkańcy ul. Daszyńskiego w Aleksandrowie są wstrząśnięci. To się w głowie nie mieści! Jak mógł zabić swoje jedyne dziecko? Wzburzeni sąsiedzi żądają kary śmierci dla wyrodnego ojca, który na śmierć pobił 10-miesięcznego synka. Matka i babcie Piotrusia są w szoku.
12.02.2008 | aktual.: 12.02.2008 10:54
Do tragedii doszło w nocy z soboty na niedzielę. Skromne, trzypokojowe mieszkanie wynajmowali przy Daszyńskiego Sylwia Wąsek i jej konkubent Łukasz P. Pod nieobecność 18-letniej matki Piotrusia, Łukasz P. urządził alkoholową libację. Pił z 18-letnim bratem i kolegą w tym samym wieku. Maluch został pozostawiony sam sobie. Najprawdopodobniej nie mogli znieść płaczu dziecka. Około godz. 22.30 goście pożegnali gospodarza. Pół godziny później, po pierwszym dniu pracy w restauracji na terenie Manufaktury w Łodzi, do domu wróciła matka.
- Piotruś był blady jak ściana - opowiada Sylwia Wąsek. - Nie oddychał. Przykryty był jedynie cienkim kocykiem. Łukasz trzymał go na rękach. Obudziłam sąsiadkę i wezwałam pogotowie. Nie czekając na jego przybycie pobiegłam z dzieckiem i konkubentem do pobliskiego komisariatu. Tam stała już karetka pogotowia. Lekarz zaczął reanimować Piotrusia, ale nie udało mu się uratować mojego synka.
Na główce chłopca i na całym ciele były liczne sińce. - Został dotkliwie pobity - mówią policjanci.
Łukasz P. trafił do policyjnej izby zatrzymań w Łodzi. Prokurator postawił mu zarzut zabójstwa, za co grozi dożywocie. Sąd Rejonowy w Zgierzu aresztował Łukasza P. na trzy miesiące. Podczas przesłuchania przyznał się do pobicia dziecka, ale nie pamięta, jak do tego doszło. Był pijany, miał 1,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.
Matka dziecka nie może się otrząsnąć, a 23-letniego Łukasza P. nie chce już znać.
Nienawidzę go - mówi zaciskając zęby. Bardzo kochałam mojego jedynego synka. I on kochał mnie. Pierwsze słowo, jakie wymówił to: "mamu". Konkubent był zazdrosny o Piotrusia, o to że mnie sobie upodobał, a nie jego. Raz go uderzył, bo płakał.
Rodzice Piotrusia byli ze sobą od roku. Rodzina kobiety krzywym okiem patrzyła na ten związek. Łukasz bywał impulsywny i agresywny, raz nawet uderzył moją córkę. Dlatego nie chciałam, aby zadawała się z nim - podkreśla Katarzyna Wąsek, babcia Piotrusia. - Córka mnie nie posłuchała. I już nie mam wnuczka.
Pani Katarzyna nie chce, aby jej córka pozostała w Aleksandrowie. _ Gdy policjanci przywieźli mnie do Sylwii, zastałam ją w fatalnym stanie psychicznym_ - mówi Katarzyna Wąsek. Nawet nie napaliła w piecu. W domu było bardzo zimno, a ona w kółko powtarzała, że skoro jej Piotruś jest zimny, to ona też chce taka być. Ustaliłyśmy, że zaraz po dzisiejszej wizji lokalnej, w której musi wziąć udział, córka przeprowadzi się do mnie do Łodzi.
Tragedia w Aleksandrowie nie jest jedyną tak wstrząsającą zbrodnią, która wydarzyła się w Łódzkiem w ostatnich latach. W 2003 r. w mieszkaniu przy ul. Radwańskiej w Łodzi odkryto zwłoki kilkuletnich bliźniaków Adama i Kamila oraz noworodków Maćka i Karoliny ukryte w beczkach. Z pięciorga rodzeństwa ocalała jedynie Monika, która też miała być zabita, ale dostała za małą dawkę relanium. Za tę zbrodnię odpowiadali rodzice: 31-letni wówczas Krzysztof N. i 32-letnia Jadwiga N. On został skazany na dożywocie, a ona na 25 lat więzienia.
Podobny dramat wstrząsnął Piotrkowem Tryb. w marcu 2006 r. W mieszkaniu przy ul. Piastowskiej znaleziono ciało 4-letniego Oskara. Według prokuratury, matka Joanna M. (lat 24) i jej konkubent Artur N. (lat 25) pod byle pretekstem znęcali się nad chłopcem, kopali go, bili pięściami i pogrzebaczem. Oboje zostali skazani na 25 lat więzienia.
Taki sam wyrok usłyszał 33-letni dziś Marcin W. za znęcanie się nad swoim 4-miesięcznym synkiem Kubusiem w styczniu 2005 r. Pijany ojciec bił go, potrząsał nim i uderzał o twarde przedmioty. Chłopiec nie widzi, nie słyszy, nie mówi i nie reaguje na dotyk. Ma postępujący zanik mózgu i do końca życia będzie kaleką.
Wiesław Pierzchała, Lucyna Krysiak