PolskaPo wstrząsach w Łódzkiem chcą pieniędzy za szkody

Po wstrząsach w Łódzkiem chcą pieniędzy za szkody

Ziemią zatrzęsło, przesuwały się łóżka, otwierały szafy, rozkołysały żyrandole, - opowiadali ludzie. Wybudzeni ze snu nie wiedzieli, co się dzieje, jedni wybiegali przed domy, inni sprawdzali, czy to wybuchł piec lub butla z gazem. Tydzień temu zatrzęsła się ziemia w okolicach bełchatowskiej kopalni.

29.01.2010 | aktual.: 29.01.2010 12:34

- My faktycznie bardzo to odczuliśmy - mówi Anna Pietrucha, sołtys Chabielic, wsi niedaleko odkrywki Szczerców, na terenie której zanotowano epicentrum wstrząsu. - Przecież to jest bardzo blisko. Ona sama jeszcze spała. mąż i syn już pojechali do pracy. Na dole domu była tylko synowa z wnusią.

- Nagle pootwierały się wszystkie szafy w sypialni - opowiada Anna Pietrucha. - Otwierały się i zamykały, łóżko się przesunęło o jakieś 2-3 cm. To trwało krótko, może około 5 sekund, ale było straszne. Myślałam, że może mi się to śniło. Usiadłam na łóżku, przyszło mi do głowy, że może wybuchł piec lub butla gazowa. Odsiedziałam jednak chwilę i uświadomiłam sobie, że to na pewno był wstrząs. To przecież nie pierwszy raz u nas w Chabielicach, ale teraz był potężny.

Jej mąż pracuje jako ochroniarz w kopalni. Opowiadał, że w piątek od rana ludzie dzwonili z różnych miejsc i pytali, co się dzieje. - Podobno uspokajali, że się nic nie stało, ale dla mnie to wcale nie jest takie jednoznaczne - denerwuje się sołtyska. - My jesteśmy w strefie zagrożenia. Chociaż moja siostra dzwoniła z Bełchatowa i mówiła, że u nich w domu też odczuli wstrząs.

Danuta Kwiatkowska mówi, że cała jej rodzina przeżyła chwile grozy. - Szyby w oknach brzęczały, drzwi się trzęsły. Zerwaliśmy się z mężem, ale sami nie wiedzieliśmy, co robić - dodaje. Nawet jej teść, choć skończył sto lat i sen ma mocny, opowiadał rano, że czuł, jakby łóżko zaczęło się pod nim ruszać.

Anna Owczarek długo nie mogła ochłonąć po tym nietypowym poranku. - Pierwsza myśl była taka, że to się śni. Ale usiadłam, a tu talerze mi dzwonią. Nas czeka to, co na Haiti, myślę sobie. Trochę się teraz boję, córka mi pisze, żebym do niej do Anglii przyjechała. Może i po tym wszystkim pojadę - zastanawia się.

Jeszcze tego samego dnia do kopalni wpłynęło pierwsze zgłoszenie o szkodzie, jaką miał wyrządzić wstrząs w jednym z gospodarstw w Stróży. Tego kopalnia jednak się spodziewała. Na kolejne długo nie trzeba było czekać, do środy wnioski o odszkodowania złożyło w kopalni około 370 osób. To dużo w porównaniu do wstrząsów, które notowano w poprzednich latach. Pracownicy spółki spodziewają się jednak, że w praktyce część tych zgłoszeń może się nie potwierdzić.

- Sądzę, że jeszcze może setka wpłynie - mówi Kazimierz Kozioł, wiceprezes i dyrektor ds. produkcji w kopalni. - Media narobiły bardzo dużo szumu, więc ludzie zgłaszają szkody. I to, jak dodaje, z coraz odleglejszych stron. - Uszkodzenia zgłaszają już ludzie z miejscowości oddalonych 25 do 30 kilometrów, np. z Działoszyna czy Bełchatowa. Niemożliwe jednak, by tam wystąpiły - uważa dyrektor. - My już wiemy, na podstawie historii, że część wad budowlanych jest zgłaszanych po prostu jako uszkodzenia. W przypadku nowych domów szkody mogły wystąpić w miejscowościach do trzech kilometrów, natomiast przy starszych do pięciu kilometrów.

U Janusza Rzeźnika z Chabielic ściany domu popękały w kilku miejscach. - To były dwie, może trzy sekundy - mówi mieszkaniec Chabielic. - Zakołysało, zabujało całym domem. Teraz rysy dobrze widać, o tu pod oknem, i jeszcze w szczycie jest pęknięcie. Ale cegły są całe, rysa idzie w miejscach, gdzie są fugi. Jeśli ktoś miał dom ocieplony, to styropian zamortyzował trochę wstrząsy, poza tym wtedy rys nie widać. Tu są wyraźne. Na stodole też zresztą jest pęknięcie. Wiosną trzeba będzie coś na to zaradzić, może silikonem, zobaczymy.

Postanowił zadzwonić do PZU, żeby oszacowali szkody. - Na szczęście dom mam ubezpieczony - mówi Janusz Rzeźnik - Zgłoszę, niech się oni dochodzą z kopalnią. Słyszałem, że jeśli jest polisa, to odszkodowanie zapłaci ubezpieczyciel, a jeśli budynki nie są ubezpieczone, to kopalnia. Ale jeśli mieszka się tak blisko odkrywki, to trzeba się liczyć z takimi sytuacjami.

Halina Hałada ma w kilku miejscach pęknięte ściany. W dużym pokoju, przy oknie rysy są bardzo wyraźnie. - O, ta jest świeża, i ta, i to u góry - mówi pani Halina. - I jeszcze w drugim pokoju.

Na razie szkód nie zgłaszała. Ale powtarza, że na pewno to zrobi, chce tylko, żeby synowa pomogła jej napisać wniosek. Do końca nie wiadomo jeszcze, co z zabudowaniami gospodarczymi, bo choć po pierwszych oględzinach nic nie zauważyli, to liczą się z tym, że jakieś "niespodzianki" jeszcze znajdą. - Tak naprawdę to dopiero na wiosnę będzie wiadomo, co tak naprawdę się stało - dodaje Halina Hałada.

Na to, że przy takim mrozie i śniegu niewiele da się zrobić, narzekają też inni. - Popękały mi ściany - mówi jeden z mieszkańców. - Ale jak zgłosić, jeśli przy takim śniegu to ani niczego zmierzyć porządnie nie idzie, ani oszacować?

Po wstrząsach w 2001 roku (3,74 i 2,47 w skali Richtera) do kopalni wpłynęło ok. 250 zgłoszeń, niektóre nawet osiem miesięcy od zanotowania drgań. Pozytywnie rozpatrzono ponad sto z nich.

Teraz w zgłoszeniach przeważają pęknięcia ścian, o odszkodowania piszą zarówno osoby prywatne, jak i samorządy, instytucje, kościoły. Najwięcej będzie ich zapewne z gminy Rząśnia (pow. pajęczański) i Pajęczna, gdzie drgania odczuwano najsilniej. Już na początku tygodnia w gminie Rząśnia było ok. 160 zgłoszeń. Wszystkie sygnały zbadają w terenie kopalniani fachowcy. Na razie czekają aż zakończy się przyjmowanie wniosków, dyrektor Kozioł ma nadzieję, że wszystkie spłyną do końca tygodnia. Sprawdzać będą nawet te zgłoszenia, które na pierwszy rzut oka wydają się wątpliwe.

- Wzmocniłem już komisję, więc kilku budowlańców będzie jeździć w teren. Sądzę, że trzeba dać im ze dwa miesiące - mówi dyrektor Kozioł.

W pierwszej kolejności komisje zajmą się najpoważniejszymi szkodami, położonymi najbliżej. Jak szacuje kopalnia, pierwsze odszkodowania mogą być wypłacane około marca z kopalnianego funduszu szkód górniczych. Jeśli strony nie zawrą ugody sprawa może trafić nawet do sądu, ale w ciągu ostatnich dziesięciu lat nie zdarzył się ani jeden taki przypadek.

A zgłoszeń było dużo. Od 200o do 2009 roku roku w kopalni złożono aż 531 wniosków o odszkodowania, nawet w latach, gdy wstrząsy nie były odczuwalne dla ludzi. Kopalnia uznała 171 przypadków, wypłacając w sumie kilkaset tys. zł.

W kopalni wstrząs nie spowodował problemów, na terenie samej spółki nie był odczuwalny. Skontrolowano urządzenia i skarpy, ale tu nie wykryto nieprawidłowości, podobnie jak w pobliskiej elektrowni. Pracownicy stacji sejsmologicznej prowadzą teraz w terenie ankiety by ustalić, m.in. w jakim promieniu wstrząs odczuwano. Na razie przepytano kilkadziesiąt osób, jak szacują, zbiorą może około stu ankiet.

To kolejny wstrząs w bełchatowskiej kopalni w ostatnich latach, wcale nie najmocniejszy, w porównaniu np. do tych z lat 80. Dziś wielu wspomina jeszcze pierwszy duży wstrząs odnotowany w 1980 roku, dotąd największy mający 4,7 w skali Richtera.

- Był to pierwszy taki wstrząs odczuwany przez ludzi. Nawet my nie łączyliśmy tego bezpośrednio z pracami górniczymi - wspomina Kazimierz Kozioł. Kleszczowem (na terenie tej gminy zlokalizowana jest odkrywka Bełchatów) zakołysał m.in. ten z 17 kwietnia 2001 roku. Miał siłę 3,7 w skali Richtera.

- Po wstrząsie wpłynęło ponad sto zgłoszeń od właścicieli budynków z miejscowości położonych w gminach sąsiadujących z kopalnią - wspomina Jerzy Strachocki, rzecznik urzędu gminy.

W 1992 roku zanotowano wstrząs, 4,34 w skali Richtera, odczuwalny w Kleszczowie i Bełchatowie. - Zakołysały się wtedy wysokie wieżowce - opowiada mieszkaniec Bełchatowa. - Ludzie, którzy mieszkali w łamańcach (wieloklatkowe wieżowce - przyp. red) opowiadali, że wybiegali przed blok, bo nie wiedzieli, co się dzieje. Ale rodzina z Radomska mówiła mi, że u nich również było to odczuwalne.

Ci, którzy odczuli wstrząs sprzed tygodnia i te z lat poprzednich, boją się, kiedy natura znów upomni się o swoje prawa. Bo, że kolejne wstrząsy będą, nikt nie ma wątpliwości. Podobnie było i teraz, kopalnia spodziewała się tąpnięcia, nie wiedziała jednak kiedy, gdzie i z jaką siłą nastąpi. Na odkrywce Szczerców wstrząs zanotowano już w 2007 roku i od tego czasu był spokój. - Myślę, że teraz, przynajmniej przez jakieś dwa lata nie powinny się zdarzyć - przewiduje Kazimierz Kozioł.

Nie licząc oczywiście tych mniejszych o sile 2-3 stopni. Te odczuwalne dla ludzi mają około 4 lub trochę poniżej stopni w skali Richtera.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)