Po referendum przed Unią
Unijne referendum czeskie nie miało dramatyzmu referendum polskiego. Nie istnieje tam limit frekwencji, a jak we wszystkich krajach postkomunistycznych przewaga zwolenników przystąpienia do UE jest przygniatająca - zauważa publicysta "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein.
16.06.2003 | aktual.: 16.06.2003 06:01
Przed nami referenda w dwóch krajach bałtyckich, z których problemy nastręczać może wyłącznie Łotwa. Można jednak z dużą dozą pewności przyjąć, że nastąpi rozszerzenie UE o następnych dziesięć krajów, z których osiem to państwa postkomunistyczne - o zbliżonej sytuacji i podobnych kłopotach - przypomina komentator.
Oprócz ideowej wspólnoty przystępujące do Unii kraje mają wiele wspólnych interesów - pisze Wildstein. Podstawowy wynika z faktu, że będą one mniejszymi, słabszymi i przez czas jakiś nie do końca pełnoprawnymi członkami Unii. To, czy nasze kraje potrafią tę wspólnotę przekuć na siłę, zależeć będzie od uświadomienia jej sobie, a także od jakości polityków nimi rządzących - konkluduje autor komentarza "Po referendum przed Unią". (aka)
Zobacz więcej: Rzeczpospolita - Po referendum przed Unią