Po Londynie grasują szczury, lisy i papugi
Odgryziony palec, rany na całym ciele, kałuża krwi... Niespełna miesięczny Denny Dolan, ledwo uszedł z życiem po ataku lisa, który poturbował chłopca w jego własnym domu. Władze Londynu zapowiadają podjęcie kroków prewencyjnych, nie wykluczają nawet odstrzału tych miejskich drapieżników.
Londyn to miasto zwierząt. Papugi, szczury, lisy... Te ostatnie, szukające pożywienia, przemykające się po zmroku po londyńskich ulicach, wpisały się już w krajobraz stolicy. Podobnie jak przeraźliwe wrzaski, które z siebie wydają. Ludzi z reguły omijają szerokim łukiem, ale o atakach na koty, będące pupilkami Brytyjczyków, raz po raz przypominają ich zrozpaczeni właściciele. Tak było niedawno, kiedy mieszkaniec Ealingu w rozwieszonych na drzewach plakatach wzywał do krucjaty przeciwko "rudym mordercom".
Lis zaatakował niemowlaka
Tym razem ofiarą lisa padł człowiek - 4-tygodniowy Denny Dolan. Zwierzę weszło tylnymi drzwiami do domu, wyciągnęło chłopca z łóżeczka, rzucając nim o drzwi i próbując wywlec na zewnątrz. Gdyby nie matka - zaalarmowana krzykiem niemowlaka, która szybko pojawiła się na miejscu płosząc napastnika, malec pewnie przypłaciłby to życiem. Miał odgryziony palec, rany od pogryzień, siniaki. Dzięki błyskawicznej akcji lekarzy po czterogodzinnej operacji palec został przyszyty, ale cały czas pozostaje obawa czy młody pacjent nie straci czucia w ręce.
Na to zdarzenie błyskawicznie zareagował burmistrz Londynu Boris Johnson, uznając, że lisy są rosnącym zagrożeniem dla mieszkańców stolicy. Zapowiedziano rozmowy z władzami poszczególnych dzielnic, mające na celu podjęcie konkretnych działań i zminimalizowanie zagrożenia. Ostateczne decyzje należą do lokalnych włodarzy, ale mówi się nawet o prewencyjnym odstrzale drapieżników.
Plagi Londynu: papugi i szczury
Swego czasu podobne plany były wobec papug. Te zielone ptaki, które w Polsce można spotkać w sklepach zoologicznych, nad Tamizą zadomowiły się kilkadziesiąt lat temu, kiedy podczas kręcenia filmu kilka z nich uciekło z klatki, wybierając życie na wolności. Od tej pory zaaklimatyzowały się w londyńskich parkach, rozmnażając się do tego stopnia, że zaczęły zagrażać rozwojowi innych gatunków. Również ze względu na swój ekspansjonizm. Jednak na wytrucie, czy wystrzelanie papug nie zgadzają się organizacje ekologiczne, chociaż i one przyznają, że trzeba coś z tym fantem zrobić.
Od lat problemem są też szczury. To właśnie te gryzonie, a konkretnie przenoszone przez nie zarazki, były przyczyną wielkiej zarazy, która pustoszyła Londyn w latach 1665 - 1666. Zmarło wówczas, według różnych szacunków, od 75 do 100 tysięcy mieszkańców miasta, a problem ostatecznie rozwiązał dopiero wielki pożar stolicy.
Dziś londyńskie szczury mają się dobrze, firmy zajmujące się deratyzacją na brak pracy nie narzekają. Tym bardziej, że to zwierzęta bardzo przebiegłe, a w brudnym Londynie, szczególnie w jego uboższych dzielnicach, znakomicie dają sobie radę. Podobnie jak lisy.
Ludzie są sami sobie winni
Zdaniem epidemiologów, główną odpowiedzialność za powstałe zagrożenie ponoszą sami mieszkańcy, którzy wyrzucają coraz większe ilości żywności. To przyciąga wygłodniałe, walczące o przetrwanie zwierzęta. I kółko się zamyka. Cóż, nie każdy urodził się wypasionym, hołubionym na Wyspach kotem...
Z Londynu dla WP.PL Piotr Gulbicki