ŚwiatPo latach z przerażeniem odkryła prawdę o mężu

Po latach z przerażeniem odkryła prawdę o mężu

Vera Lengsfeld po latach małżeństwa z przerażeniem odkryła, że donosy na nią pisał jej własny mąż. Wkrótce na jaw wyszła szokująca prawda, że Knud poznał ją, spotykał się i wziął z nią ślub... na polecenie Stasi. Takimi właśnie metodami posługiwała się służba bezpieczeństwa NRD, uznawana za jedną z najbardziej represyjnych i efektywnych policji politycznych, jaka kiedykolwiek powstała w dziejach świata.

Po latach z przerażeniem odkryła prawdę o mężu
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Hannibal Hanschke

08.02.2012 | aktual.: 15.04.2014 19:53

Wieczorem 8 lutego 1950 roku, kilka miesięcy po proklamowaniu Niemieckiej Republiki Demokratycznej, deputowani Tymczasowej Izby Ludowej zatrwożeni rzekomą intensyfikacją działań zachodnich szpiegów, sabotażystów i dywersantów powołali nowy resort, który miał bronić młodego państwa przed zakusami "imperialistów". Tak w wielkim skrócie wyglądały narodziny złowrogiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego (niem. Ministerium für Staatssicherheit - MfS), lepiej znanego pod nazwą powstałą ze scalenia pierwszych liter połączonych wyrazów - Stasi.

"Miecz i tarcza partii"

Pretekstem do utworzenia okrytego złą sławą organu była rzekoma walka z amerykańskimi i brytyjskimi agentami oraz ich zachodnioniemieckimi pomagierami. W rzeczywistości nowe służby miały stać na straży interesów Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (niem. Sozialistische Einheitspartei Deutschlands, SED) i jej monopolu na władzę absolutną w NRD - nawet oficjalne motto MfS brzmiało "Miecz i tarcza partii". Zbrojne ramię aparatu partyjnego chroniło system komunistyczny wewnątrz kraju i pacyfikowało wolnościowe aspiracje społeczeństwa. Głównymi narzędziami w tej walce była powszechna inwigilacja i kontrola wszystkich aspektów życia społecznego.

Organizacja i struktura nowej służby oparte były na najlepszych wzorcach radzieckich - tworzono je pod kontrolą i nadzorem dawnych funkcjonariuszy NKWD. Jednym z głównych nadzorców z ramienia Moskwy był gen. Iwan Sierow, wysoki oficer bezpieczeństwa ZSRR współodpowiedzialny za zbrodnię katyńską, który po wojnie pomagał tworzyć także polską bezpiekę. Warto pamiętać, że organy bezpieczeństwa radzieckich władz okupacyjnych prowadziły we wschodnich Niemczech politykę terroru od upadku III Rzeszy, dokonując czystek i prześladowań politycznych na masową skalę. Formalnie Stasi uzyskała pełną niezależność od moskiewskich służb dopiero w siedem lat po narodzinach, ale tzw. oficerowie prowadzący z KGB i GRU byli obecni w jej najważniejszych komórkach organizacyjnych aż do upadku systemu.

Od pierwszych lat istnienia, Stasi gruntownie wdrażała w życie wszelkie wymiary represji stalinizmu. Systematycznie, krok po kroku, rozszerzała swoje kompetencje i wpływy na nowe obszary działania, stopniowo obejmując niemal każdą dziedzinę życia obywateli. Prowadzona polityka terroru kierowała się bezlitosną logiką zwalczania wrogów "ze wszystkich stron". Wymagało to coraz większej rzeszy funkcjonariuszy, toteż szeregi Stasi rosły w szybkim tempie. Już w 1953 roku, po śmierci Stalina, resort dysponował ponad 10 tys. pracowników, prześcigając tym samym przedwojenne Gestapo, mające pod kontrolą terytorium całej III Rzeszy, czyli obszar kilkukrotnie większy. Trzy lata później stan osobowy Stasi zwiększył się o ponad połowę. Nie jest tajemnicą, że w pierwszych latach istnienia kadrę organizacji stanowiło wielu funkcjonariuszy nazistowskich służb - oprócz wspomnianego Gestapo, również Abwehry (wywiad) i SD (służba bezpieczeństwa SS).

Lawinowa ekspansja

Dalszy wzrost liczebności NRD-owskiej bezpieki został na kilka lat zahamowany "odwilżą", jaka zapanowała w bloku komunistycznym pod dojściu Chruszczowa do władzy. Jednak już od lat 60. nastąpiła lawinowa ekspansja MfS. Pod koniec lat 80. resort zatrudniał 91 tys. ludzi - oznaczało to, że na jednego pracownika przypadało 180 obywateli NRD. Była to proporcja zatrważająca, nawet jak na realia dyktatury komunistycznej - w "imperium zła", czyli Związku Radzieckim, stosunek ten wynosił 1 do 595, w Czechosłowacji - 1 do 867, a w Polsce - 1 do 1574. Liczby te nie uwzględniają armii tajnych informatorów i współpracowników. Cały kraj opleciony był siatką zwerbowanych przez funkcjonariuszy bezpieki konfidentów. Tylko w latach 1950-52 Stasi pozyskała 30 tys. osób i jej szefowie przewidywali, że przy zachowaniu tego tempa do 1963 roku zwerbowany zostanie co drugi obywatel. Szacunki wierchuszki Stasi okazały się grubo przesadzone, ale i tak w 1989 roku w aktach bezpieki zarejestrowanych było 173 tys. osób, czyli 2,5%
populacji NRD w wieku 18-60 lat. Dane te prawdopodobnie są i tak zaniżone, bowiem wiele teczek zostało zniszczonych. Nieoficjalnie mówi się nawet o 500 tys. współpracowników, a niektórzy idą jeszcze dalej wskazując, że licząc okazjonalnych informatorów, z MfS mógł kolaborować co ósmy mieszkaniec NRD. Dla porównania, w ponad dwukrotnie liczniejszej Polsce Służba Bezpieczeństwa pod koniec swego istnienia zatrudniała 24 tys. funkcjonariuszy, którzy kontrolowali "jedynie" ok. 90 tys. tajnych współpracowników. Nie bez powodu więc Stasi jest uznawana za jedną z najbardziej represyjnych i efektywnych policji politycznych w dziejach świata - jej dziełem była głęboka i drobiazgowa infiltracja całego społeczeństwa nie mająca precedensu w historii, niemal na miarę posępnych wizji George'a Orwella z "Roku 1984".

Wszechobecna agentura

Stasi zasadniczo nie wyróżniała się nowatorskimi metodami szpiegowania, rozpoznania czy represji - te nie wychodziły poza ramy stosowane przez tajne służby pozostałych krajów bloku komunistycznego. Przerażała jednak skala używanych środków, biurokratyczna perfekcja towarzysząca rozbudowie agenturalnej siatki oraz pedantyczna wręcz dokładność w inwigilowaniu społeczeństwa. Kontrola i sterowanie obejmowały nie tylko wszystkie ważne obszary państwa i społeczeństwa, ale nawet relacje osobiste. Funkcjonariusze bezpieki oraz ich tajni współpracownicy byli dosłownie wszechobecni. Agenci Stasi przydzielani byli do wszystkich ważnych zakładów produkcyjnych i branż (byli to tzw. pełnomocnicy ds. bezpieczeństwa), intensywnie inwigilowano też załogi fabryk (zwłaszcza w latach 80. po wydarzeniach sierpniowych w Polsce). Stasi infiltrowało szeregi armii, policji i straży granicznej, a nawet, choć w ograniczonym zakresie, samą partię rządzącą. Podobnie jak w Polsce, na celowniku bezpieki znalazły się również związki
wyznaniowe, a przede wszystkim dominujący Kościół ewangelicki.

Inwigilacja posunięta była do tego stopnia, że na każdy blok mieszkalny przypadał co najmniej jeden lokator, którego zadaniem było szpiegowanie sąsiadów - miał donosić nawet o tym, że ktoś przenocował w nie swoim mieszkaniu. Nieocenionym partnerem był system dzielnicowych Policji Ludowej (odpowiednika polskiej Milicji Obywatelskiej), z których każdy sprawował pieczę nad kilkoma tysiącami mieszkańców i był często pierwszym źródłem informacji. Agenci Stasi przenikali również do środowisk literackich, byli obecni w teatrach, na uniwersytetach i szkołach. Infiltrowali kluby sportowe, służbę zdrowia, organizacje młodzieżowe czy nawet takie stowarzyszenia jak kółka filatelistyczne. Ta przemożna potrzeba kontrolowania wszystkich i wszystkiego prowadziła czasem do absurdalnych sytuacji - w 1982 roku, gdy do Berlina Wschodniego przyjechała z Zachodu drużyna piłkarska HSV Hamburg, aby rozegrać mecz z lokalnym zespołem, 18 tys. miejsc na 20-tysięcznym stadionie zajmowali ściągnięci z całego kraju funkcjonariusze Stasi
i ich rodziny.

Małżeństwo na rozkaz

Motywacje skłaniające obywateli do współpracy z resortem bezpieczeństwa były różnorakie. Wbrew pozorom, zaledwie kilka procent informatorów była przymuszana naciskami, szantażem czy kierowała się zwykłym strachem. Większość robiła to z pobudek ideologicznych, materialnych lub osobistych. Ludzie wierzyli, że działają w imię "dobrej sprawy" i pomagają zwalczać wrogów ludowej ojczyzny (lub tak przynajmniej sobie wmawiali). Mogli też osiągnąć wymierne korzyści - przydział na mieszkanie, awans, pieniądze, pozwolenie na wyjazd na Zachód. A czasem donosy były po prostu wypadkową zwykłych ludzkich emocji - zawiści, niechęci, pragnienia zemsty za zawinione (lub nie) krzywdy. W skrajnych przypadkach dochodziło do tego, że donosy składali na siebie bliscy sąsiedzi, a nawet członkowie rodzin, i jeszcze brali za to pieniądze (zdarzało się, choć bardzo rzadko, że do współpracy pozyskiwane były nawet dzieci). Znamienna jest historia opozycjonistki i działaczki praw człowieka Very Lengsfeld, która po latach małżeństwa z
przerażeniem odkryła, że donosy na nią pisał jej własny mąż. Wkrótce na jaw wyszła szokująca prawda, że Knud Wollenberger (ps. "Daniel") poznał ją, spotykał się i wziął z nią ślub na polecenie Stasi. Lengsfeld gorzko wyznała później, iż poczuła się zdradzona i nie pojmowała, że ktokolwiek może ożenić się i mieć dzieci w takich okolicznościach.

Stasi do perfekcji udało się opanować również klasyczne techniki inwigilacji stosowane przez policje polityczne. Prywatna korespondencja, paczki i rozmowy telefoniczne, zwłaszcza te zagraniczne, podlegały systematycznej kontroli. O skali inwigilacji niech świadczy fakt, że w 1989 roku w samym tylko Berlinie Wschodnim bezpieka była w stanie podsłuchiwać 20 tys. rozmów telefonicznych naraz. Do tego kontrolowana korespondencja była oczyszczana z obcych walut - dopiero po upadku systemu wyszło na jaw, że funkcjonariusze Stasi przez lata okradali obywateli NRD. Na porządku dziennym było używanie podsłuchów, ukrytych kamer i zespołów obserwacyjnych. Stasi pozyskiwała również informacje z wszelkich placówek, gdzie gromadzone były dane - bibliotek, banków, ubezpieczalni, szpitali (nawet punktów zgłoszeń chorób wenerycznych), o instytucjach wymiaru sprawiedliwości i organach ścigania nie wspominając. Bezpieka mogła w swych działaniach operacyjnych zażądać wsparcia od tych instytucji. Na przykład, gdy w jakimś
mieszkaniu trzeba było zamontować podsłuch, zwracano się do izby lekarskiej, by na ten czas wezwała lokatora na profilaktyczne badania.

"Cichy terror"

Jednocześnie bezpieka przy użyciu tzw. środków dywersji prowadziła "cichy terror" - niejawne działania wymierzone w grupy opozycyjne lub pojedyncze osoby niewygodne dla władzy. W specjalnej dyrektywie wymieniono nawet listę możliwych do zastosowania metod. Znalazły się na niej m.in. dyskredytacja publicznej reputacji, aranżowanie niepowodzeń w życiu zawodowym i kontaktach społecznych, wzniecanie osobistych rywalizacji i wzajemnych podejrzeń, czy rozpowszechnianie kompromitujących zdjęć, listów, telegramów i podobnych materiałów. Bezpieka szczególnie chętnie lubiła wykorzystywać przeświadczenie opozycji o powszechnej infiltracji, dlatego co raz rozpuszczała sfingowane plotki o rzekomej współpracy wybranych osób. Aby uwiarygodnić podejrzenia, czasami jednocześnie wzywano je na fikcyjne rozmowy werbunkowe.

Najbardziej wymyślne szarganie nerwów spotkało niepokornego działacza i publicystę Wolfganga Templina. Otóż funkcjonariusze notorycznie publikowali pod jego nazwiskiem drobne ogłoszenia o sprzedaży i w jego imieniu zamawiali towary. W rezultacie całymi miesiącami opozycjonista i jego rodzina byli nękani przez dostawców i kupców. Do jego domu dostarczono dziesiątki kilogramów karmy dla psów i ptaków, kilkadziesiąt tysięcy prezerwatyw, sprzęt grający, żywe kury, rybki akwariowe, nie wspominając już o kotach i psach. Wszystko przyszło oczywiście z rachunkiem do zapłacenia i było rzekomo zamówione przez samego Templina. Działania tego typu miały zmusić dysydentów do zaprzestania działalności opozycyjnej, o ile wcześniej nie doprowadzały do załamania nerwowego.

Wyjście na świat

Działalność MfS nie ograniczała się jedynie do podwórka krajowego, gdyż resort był również odpowiedzialny za wywiad zagraniczny (zajmował się tym Główny Zarząd Wywiadu, niem. Hauptverwaltung Aufklärung - HVA). Pod koniec istnienia NRD w działaniach poza jej granicami uczestniczyło ok. 9-10 tys. pracowników Stasi. Była to liczba imponująca biorąc pod uwagę fakt, że owym czasie w wielokrotnie większych Stanach Zjednoczonych CIA liczyła ok. 20 tys. agentów. Nie powinno dziwić, że większość zewnętrznych działań wschodnioniemieckiej bezpieki wymierzona była w RFN - funkcjonariusze prowadzili ponad 1,5 tys. nieoficjalnych współpracowników mających obywatelstwo zachodnioniemieckie. Liczba informatorów innych narodowości nie jest znana, ale z pewnością była o wiele mniejsza. Nie oznacza to, że aktywność ograniczała się jedynie do terytorium zachodniego sąsiada. Szczególnie chętnie Stasi dzieliła się doświadczeniami z "bratnimi narodami" krajów Trzeciego Świata - jej agenci pomagali budować policje polityczne w
Syrii, Ghanie, ludowych republikach Angoli, Jemenu i Mozambiku, w rządzonej przez komunistyczną dyktaturę Etiopii oraz w Ugandzie za czasów krwawego watażki Idiego Amina.

Własny dom publiczny

Działalność Stasi za granicą obejmowała najróżniejsze dziedziny i szczeble życia społecznego i politycznego. Jeden z jej agentów został bliskim doradcą kanclerza Willy'ego Brandta i donosił zarówno o jego działaniach politycznych, jak i życiu prywatnym. W rękach resortu znajdował się co najmniej jeden dom publiczny, w którym wydobywano informacje od pracowników zachodnioniemieckiej administracji, a także zbierano kompromitujące materiały. Chcąc zdyskredytować RFN, agenci malowali swastyki i nazistowskie symbole na żydowskich cmentarzach i pomnikach, jednocześnie finansując ugrupowania neonazistowskie. Stasi pomagała też w operacji KGB polegającej na rozpowszechnianiu plotek jakoby to USA stworzyły wirusa HIV/AIDS.

Osobnym rozdziałem było wspieranie działalności Frakcji Czerwonej Armii, lewicowej organizacji terrorystycznej operującej w Niemczech Zachodnich, odpowiedzialnej za dokonanie 34 zabójstw politycznych. W zagranicznej działalności Stasi można znaleźć również polski wątek - po zamachu na Jana Pawła II NRD-owskie służby bezpieczeństwa podjęły operację mającą na celu skierowanie podejrzeń na turecką grupę ekstremistyczną Szare Wilki. Wszystko po to, by zatrzeć ślady rzekomego udziału bułgarskich służb specjalnych w zamachu.

Wstydliwe dziedzictwo

Kres wszechwładzy Stasi przyniosła Jesień Ludów i rozpad bloku komunistycznego w Europie Środkowo-Wschodniej. Najpierw, na fali dynamicznych przemian politycznych związanych z upadkiem muru berlińskiego, w październiku 1989 roku przemianowano Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego na Urząd Bezpieczeństwa Narodowego (niem. Amt für Nationale Sicherheit - AfNS). To jednak nie mogło uratować okrytych złą sławą i zdyskredytowanych w oczach społeczeństwa służb. Ostateczny koniec nastąpił w styczniu 1990 roku, gdy podjęta została decyzja o natychmiastowym rozwiązaniu AfNS. Dziewięć miesięcy później doszło do zjednoczenia Niemiec. Pozostał jedynie problem niewygodnego i wstydliwego dziedzictwa, jakie Stasi zostawiła w spadku następnym pokoleniom.

"Stasi była nie tylko największą armią wojny domowej, jaka kiedykolwiek zaistniała na niemieckiej ziemi; była ona również częścią codzienności NRD, społeczeństwem w społeczeństwie" - napisał w marcu 1990 roku publicysta Klaus Hartung. Niewątpliwie największa siła wschodnioniemieckiej bezpieki tkwiła nie w rozbudowanej siatce agentów i współpracowników, ale w żelaznym, wszechobecnym przeświadczeniu obywateli NRD, że w każdej chwili mogą stać się obiektem intensywnej inwigilacji. Poczucie osaczenia paraliżowało każdą niepokorną aktywność, a bezpieka skrzętnie ten lęk podsycała. Tym samym najskuteczniejszą bronią Stasi nie były represje, podsłuchy, szpiclowanie i manipulacja, ale sama perspektywa sankcji. Tak wytworzona atmosfera skutecznie pacyfikowała całe społeczeństwo.

Tomasz Bednarzak, Wirtualna Polska

Przy pisaniu artykułu korzystałem m.in. z książki Jensa Giesekego "Stasi. Historia 1945-1990"

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)