Po Biedronce czas na Leader Price
Ponad 130 tys. zł za niewypłacone
nadgodziny domaga się w sądzie czwórka pracowników sieci Leader
Price. Marcin Plewik przez ostatnie dwa lata był kierownikiem
sklepu Leader Price przy ul. Toszeckiej w Gliwicach - pisze
"Gazeta Wyborcza". Przychodziłem do pracy o piątej rano, a
wychodziłem po 22. Pracowaliśmy siedem dni w tygodniu, przez
dziesięć, dwanaście godzin - wylicza. Gdy przebudowywaliśmy
sklep, przez trzy dni non stop byłem w pracy. W ogóle nie spałem -
mówi.
15.01.2005 | aktual.: 15.01.2005 08:14
Plewik nie wytrzymał tempa i złożył wypowiedzenie. Policzył, że miesięcznie przepracował 300 godzin, a firma jest mu winna 32 tys. zł za nadgodziny. Karina Sobocińska była szefową sklepu Leader Price przy ul. Kochanowskiego. Twierdzi, że firma jest jej winna 63 tys. zł za niewypłacone nadgodziny - informuje dziennik. Pracowałam od rana do godz. 16, a potem jechałam na szkolenie kilkadziesiąt kilometrów dalej, do Jastrzębia. Wracałam w nocy, a o świcie znów musiałam być w sklepie - mówi. I dodaje: Bywało, że w całym ogromnym sklepie byłam tylko ja i jeden pracownik, bo szefowie oszczędzali.
Plewik zdradza, że nie ewidencjonował godzin pracy, ani swoich, ani podległych mu ludzi. Dopiero gdy zjawiła się kontrola Państwowej Inspekcji Pracy, firma wpadła w popłoch - czytamy w gazecie. Kazali nam preparować listy obecności - zdradza Plewik. Kontrola PIP w gliwickich sklepach Leader Price potwierdziła nieprawidłowości związane z godzinami nadliczbowymi. Dlatego Przemysław Pogłódek z inspekcji uważa, że pracownicy mają szansę na wygranie sprawy w sądzie - pisze "Gazeta Wyborcza".
Do czasu rozstrzygnięcia sprawy w sądzie nie będziemy tego komentować - mówi dziennikowi Anna Nalborska, kierowniczka działu zasobów ludzkich w Leader Price. (PAP)