Po 80 latach Polacy odwdzięczyli się za czyn "Dobrego Maharadży"
Nie jesteście już sierotami. Ja jestem Bapu. Ojciec wszystkich i wasz też - powiedział polskim dzieciom Jam Shri Sir Digvijaysinhji Ranjitsinhji Sahib Bahadur, znany w naszym kraju jako "Dobry Maharadża". Ponad 80 lat później Polacy, chociaż w części mogli się odwdzięczyć obywatelom Indii za ich szczodrą opiekę, której w czasie II wojny światowej doświadczyły tysiące polskich dzieci.
W wyniku rosyjskiej agresji na Ukrainę kilka tysięcy studentów z Indii znalazło się w śmiertelnej pułapce. Ambasador RP w Indiach Adam Burakowski błyskawicznie poinformował, że wszyscy obywatele Indii uciekający przed wojną z Ukrainy będą mogli przekroczyć granicę bez wizy. Ponad 400 studentów zdołało się przedostać do Polski, a rząd w Delhi uruchomił "Operację Ganga", mającą na celu sprowadzenie ich do Indii.
W pomoc uchodźcom włączyli się wolontariusze, a dyplomatyczna współpraca doprowadziła do szczęśliwego finału. "Wyrażamy wdzięczność polskiemu rządowi, prezydentowi Andrzejowi Dudzie i premierowi Mateuszowi Morawieckiemu za pomoc w ewakuacji naszych studentów" - napisał na Twitterze członek rządu Indii generał Vijay Kumar Singh. Na początku marca studenci wrócili bezpiecznie do domów. Zarówno studenci z Indii, jak i pomagający im Polacy przy okazji przypomnieli wzruszającą historię, która połączyła oba kraje 80 lat wcześniej.
1942 rok. Kilka miesięcy wcześniej na mocy układu Sikorski-Majski doszło do sformowania Armii Andersa. W końcu Polacy uzyskali możliwość wydostania się z nieprzyjaznej radzieckiej ziemi. Nie tylko żołnierze, ale również 38 tysięcy cywilów. W sierpniu 1942 roku ich drogi się rozeszły, armia Andersa przedostała się do Iranu, a później na front, gdzie brała między innymi udział w bitwie pod Monte Cassino. Cywile, wśród których było 15 tysięcy dzieci, podążyli w różnych kierunkach. Maharadża Digvijaysinhji Ranjitsinhji Jadeja nie wahał się ani chwili. Kilka tysięcy kobiet i dzieci trafiło pod jego opiekę.
Ignacy Paderewski sąsiadem młodego księcia
Digvijaysinhji był zafascynowany polską kulturą. Dwadzieścia lat wcześniej młody książę mieszkał w Szwajcarii, a jego sąsiadem był Ignacy Paderewski, z którym toczył rozmowy o Polsce. Z jednego z wyjazdów do Londynu przywiózł przetłumaczone na język angielski wydanie "Chłopów" Reymonta, którą to książkę zaliczał do swoich ulubionych. Podobały mu się również polskie tańce i stroje ludowe. W chwili próby dziejowej wiedział, że powinien wyciągnąć pomocną dłoń. Przekonał Izbę Książąt Indyjskich do wsparcia finansowego polskich uchodźców, a sam zaangażował się w budowę ośrodka w jego prywatnej rezydencji Balachadi w Kathiwar.
Małe miasteczko przypominało obóz harcerski. Poza dziećmi przebywały w nim kobiety, które były jednocześnie nauczycielkami. Rano dzieci uczestniczyły w apelu, w czasie którego zawsze były zwrócone w stronę Polski. Ośrodek Balachadi był wówczas jednym z niewielu miejsc na świecie, gdzie powiewała polska flaga. Jam Sahib nie tylko wspomagał uchodźców finansowo, ale czynnie uczestniczył w ich życiu, często odwiedzał ośrodek, brał udział w przygotowywanych przedstawieniach, między innymi jasełkach. Wielokrotnie dziękował, gdy jego synowi podarowano na piąte urodziny strój krakowski. Dzięki maharadży dzieci okrutnie doświadczone przez historię mogły zapomnieć o wojennej zawierusze, mogły grać w piłkę, uczestniczyć w zajęciach sportowych i się uczyć. Często zapraszał dzieci z opiekunami do swojego pałacu i obdarowywał łakociami.
"Głęboko wzruszony i przejęty cierpieniami polskiego narodu, a szczególnie losem tych, których dzieciństwo upływa w tragicznych warunkach najokrutniejszej z wojen, pragnąłem w jakiś sposób przyczynić się do polepszenia ich losu. Zaoferowałem im gościnę na ziemiach położonych z dala od zawieruchy wojennej. Może tam, w pięknych górach nad brzegami morza, dzieci będą mogły powrócić do zdrowia, może uda się im zapomnieć o wszystkim, co przeżyły i nabrać sił do przyszłej pracy, jako obywatele wolnego już kraju" - przyznał w rozmowie z generałem Władysławem Sikorskim.
Dzieci po latach wspominały go jako wysokiego, zawsze uśmiechniętego człowieka. Na przywitanie drugiej grupy polskich dzieci powiedział: "Nie jesteście już sierotami. Ja jestem Bapu. Ojciec wszystkich i wasz też". Z kolei w czasie uroczystości poświęcenia harcerskiego sztandaru zapewniał, że zawsze będzie wierny i lojalny Polsce. "Duch Polski, który jest znany w całym świecie, jak długo pozostanie takim, jakim jest teraz, wywalczy wolność kraju. Ochraniajcie ten sztandar nawet życiem własnym, ponieważ natchnieni takim duchem zawsze pokonacie wszelkie przeciwności" - powiedział wówczas.
Trudny powrót do kraju
Rozstanie było niezwykle trudne i wzruszające, a wracający do kraju Polacy przytulali na pożegnanie dobrego maharadżę. Obie strony nie kryły łez, jakby świadome, że prawdopodobnie nie będzie im dane się więcej spotkać. Pod koniec wojny w ośrodku zostało 200 dzieci. Ci, którzy nie mieli nikogo w Polsce, kto mógłby się nimi zaopiekować, zostały w Indiach. Część z nich została zaadoptowana przez komendanta osiedla Franciszka Plutę, ppłk. Geoffreya Clarka, a także przez samego maharadżę.
Zobacz też: Tak polscy uczniowie przyjmują ukraińskich rówieśników. Dyrektorka zachwycona
Zapytany przez generała Sikorskiego jak Polacy mogą się odwdzięczyć za tak hojną pomoc udzieloną tysiącom polskich uchodźców, z których większość stanowiły dzieci, maharadża odparł: "Jak Polska znowu będzie wolnym krajem, możecie nazwać szkołę moim imieniem". Od czerwca 1999 imię Jam Saheba Digvijay Sinhji nosi Zespół Społecznych Szkół Ogólnokształcących "Bednarska" w Warszawie. W 2012 roku jeden z warszawskich skwerów został nazwany imieniem Dobrego Maharadży, a dwa lata później odsłonięto tam również pomnik. W 2016 roku polski Sejm jednogłośnie przyjął uchwałę w sprawie uczczenia jego pamięci. "Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, przypominając postać Jama Saheba Shri Digvijaysinhji Ranjitsinhji Jadeja, Maharadży Księstwa Nawanagar, w 50. rocznicę jego śmierci, czci pamięć o nim i oddaje mu hołd za jego ogromne zasługi oraz wielką bezinteresowność, jaką wykazał się, ratując od głodu i cierpienia ponad tysiąc polskich dzieci" - napisano w tekście uchwały.
Jam Shri Sir Digvijaysinhji Ranjitsinhji Sahib Bahadur, "Dobry Maharadża", 23 grudnia 2011 został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej.