Po 20 latach wyrok dla zabójcy homoseksualisty
Na 9 lat więzienia skazał Sąd Okręgowy w Warszawie 43-letniego Janusza J.
oskarżonego o zabójstwo homoseksualisty w 1987 r. Wyrok nie jest
prawomocny.
24.07.2006 | aktual.: 24.07.2006 20:11
Do zabójstwa Tomasza K. doszło blisko dwie dekady temu, w marcu 1987 r. Sprawę umorzono wtedy z powodu niewykrycia sprawcy. Gdyby oskarżony nie miał na swoim koncie więcej czynów, sprawa nie ujrzałaby światła dziennego - powiedziała sędzia Grażyna Sobkowicz.
Na początku 2005 roku policjanci z wydziału do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw Komendy Stołecznej Policji powrócili do kilkudziesięciu nierozwiązanych dotąd spraw. Wśród nich była też sprawa zabójstwa Tomasza K. Funkcjonariusze wprowadzili do komputerowej bazy danych odciski palców zabezpieczone na miejscu morderstwa. System przypisał je Januszowi J., recydywiście wielokrotnie karanemu m.in. za rozboje i kradzieże.
Janusz J. przyznał się w czasie procesu do zadania 26-letniemu pokrzywdzonemu, którego poznał na Dworcu Centralnym, dwóch ciosów nożem. Wyjaśniał, że nastąpiło to przypadkowo, w wyniku szamotaniny, do której doszło, gdy K. chciał zmusić go do kontaktu seksualnego. Odmienną orientację K. potwierdzili na etapie postępowania jego znajomi i rodzina.
Sąd nie dał wiary wersji o przypadkowości ciosów, m.in. z powodu opinii biegłych, którzy ocenili, że zadano je w klatkę piersiową w charakterystyczny sposób - pierwszy na wprost, a drugi na tzw. dobicie, bez wyjmowania narzędzia z ciała. Przesądza to, w ocenie ekspertów, że ofiara otrzymała cios nożem, a nie nadziała się na niego przypadkiem.
W ocenie sądu, analiza zdjęć z miejsca zbrodni, gdzie obok zwłok leżał bochenek chleba, może świadczyć, że nóż nie stanowił zagrożenia dla oskarżonego, ale miał zostać użyty w całkiem prozaicznym celu.
Sąd zmienił kwalifikację prawną czynu i zastosował przepisy dawnego kodeksu karnego. Dolna granica zagrożenia karą za zabójstwo wynosiła wówczas 8 lat (obecnie 12 lat), a zgodnie z prawem, jeżeli miedzy czynem a wyrokiem zmieniło się prawo karne, sąd ma obowiązek zastosować przepisy łagodniejsze dla sprawcy.
Jak wskazała Sobkowicz, sąd orzekł karę 9 lat, bo gdyby nie przyznanie się oskarżonego, sprawa nie została by wyjaśniona. Dodała, że sąd nie zdecydował się na zastosowanie dolnej granicy, bo "nie należy się ona oskarżonemu"; dokonanie zbrodni nie wpłynęło na jego dalsze postępowanie.
Sąd orzekł wobec J. także pozbawienia praw publicznych na 4 lata. Prokurator żądał dla J. kary 15 lat więzienia, obrona wnosiła o uniewinnienie.