Płk Zbigniew Rzepa: zeznania nie znikną wraz ze śmiercią świadka ws. katastrofy smoleńskiej
- Prokuratura nie ma żadnych informacji na temat jakichkolwiek zagrożeń wobec jakichkolwiek osób, które były przesłuchiwane w charakterze świadków w tej sprawie. I nie jest tak, że zeznania znikną wraz ze śmiercią świadka. Są w aktach sprawy - mówi w rozmowie z RMF FM rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej, płk Zbigniew Rzepa.
Pułkownik Rzepa pytany o ewentualne zagrożenie dla drugiego świadka ws. katastrofy smoleńskiej, pilotowi Jaka-40, powiedział: "w tej chwili prokuratura prowadząca śledztwo nie ma żadnych informacji na temat jakichkolwiek zagrożeń wobec jakichkolwiek osób, które były przesłuchiwane w charakterze świadków w tej sprawie".
Na pytanie, kiedy zostaną zweryfikowane zeznania chorążego Remigiusz M. twierdzącego, że Rosjanie komenderowali zejście do 50 metrów, a dopiero potem odejście, płk. Rzepa powiedział, że wojskowa prokuratura okręgowa w Warszawie zleciła biegłym opracowanie opinii fonoskopijnej. - Do tej chwili ta opinia jeszcze nie wpłynęła. Biegli potrzebują pewnej informacji, o które prokuratura zwróciła się z wnioskiem o pomoc prawną do strony rosyjskiej. Ten wniosek nie został jeszcze zrealizowany - dodał.
Zdaniem płk Rzepy "z punktu widzenia procesowego nie jest takie proste" odczytanie czarnej skrzynki z Jaka-40. Taśma z tego samolotu jest już od ponad pół orku badana w instytucie ZENA i jest jedynym dowodem, który nie był w rękach Rosjan. - Prokuratorzy czekają na tą opinię dlatego, że biegli opracowują to jeszcze. Więc jeżeli opracowują, to znaczy, że nie jest to takie proste - wyjaśnił.
Śmierć świadka ws. katastrofy smoleńskiej
Zwłoki 42-letniego Remigiusza M. odnalazła w sobotę ok. 23.30 jego żona w piwnicy w bloku w Piasecznie, w którym mieszkali. Pierwsze wnioski z sekcji zwłok wskazują na samobójstwo.
Chorąży Remigiusz M. był już na emeryturze. W śledztwie w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu Tu-154M był przesłuchiwany jako świadek. M. w wywiadach dla mediów twierdził, że kontroler z wieży w Smoleńsku zezwolił załodze prezydenckiego samolotu na zejście do wysokości 50 m. Z opublikowanego stenogramu wynika, że kontroler miał zezwolić na zejście do 100 metrów.
Twierdził, że już po wylądowaniu Jaka-40, pozostając w kabinie, słyszał przez radio rozmowę między załogą Tu-154M i kontrolerem i słyszał wyraźnie, że kontroler miał zezwolić na zejście do "wysokości decyzji" 50 m, na której załoga miała zdecydować, czy wyląduje. Według M. również załoga Jak-a dostała zgodę na zejście do 50 m. Jak-40 wylądował w trudnych warunkach, około godziny przed katastrofą prezydenckiego samolotu. Na jego pokładzie było kilkunastu dziennikarzy mających relacjonować uroczystości rocznicowe w Katyniu.