Plaga kradzieży w krakowskim szpitalu
Sprawa szpitalnych kradzieży trafiła na policję, bo kierownik oddziału według pacjentów zbagatelizował problem.
Kradzieże stały się prawdziwą plagą na oddziale nerwic i zaburzeń szpitala przy ul. Kopernika w Krakowie. Giną ubrania, pieniądze, kosmetyki.
05.10.2006 08:26
Pacjenci co tydzień zgłaszają ten problem na spotkaniu z kierownikiem. Ten jednak twierdzi, że dla jednego swetra nie będzie psuł atmosfery otwartości, z której oddział słynie. Otwartość ma się wyrażać m.in. tym, że... każdy może wejść na oddział.
To problem agresji
- Zginęły mi spodnie i ulubiona koszulka, srebrna bransoletka. Dawniej kradzieże się zdarzały, ale nie były tak notoryczne- skarży się jeden z pacjentów. - Innym razem zginęły nam dwa firmowe podkoszulki, 50 zł, a wcześniej 20 zł z portfela. Nikt nie traktuje poważnie naszych uwag - dodaje druga.
Kiedy pacjenci zgłaszali problem, usłyszeli, że kradzieże to... problem agresji między pacjentami. - Chcemy te sprawy rozwiązywać psychologicznie, aby winne osoby więcej tego nie robiły- tłumaczy dr Adam Curyło. Problem w tym, że, jak mówią pacjenci, kradzieże zdarzają się wtedy, gdy nie ma ich na oddziale - są na terapii lub na obiedzie, a pokoje są otwarte. Kiedyś zostawili "na wabia" pieniądze w portfelach schowanych w pokoju przed obiadem. Po powrocie już ich nie było. Mnie też zginął kożuch
- Ale co my mamy zrobić - zatrudnić agencję ochrony? Dozorcy pilnują kto wchodzi do budynku- broni się Curyło. Sprawdziliśmy. Do budynku weszliśmy bez przeszkód trzy razy. - To zaleta naszego oddziału- replikuje nadzorujący oddział dr Piotr Drozdowski. - Trzeba uważać i nie zostawiać rzeczy na wierzchu, są zamykane szafy. Mnie zginął kożuch i trudno. Nie możemy przeprowadzać śledztwa- mówi. - Nie można wszystkiego chować. Ubrania ginęły też z suszarki w łazience- ripostują pacjenci.
Zdesperowani pacjenci złożyli w poniedziałek zawiadomienie na policji. Teraz organa ścigania skontaktują się z administracją. Policjanci przyznają, że co roku trafia do nich około 20 zawiadomień o kradzieżach w szpitalach. Jednak poszkodowani nie potrafią precyzyjnie wskazać co i kiedy im zginęło. Często są to osoby starsze, zażywające duże ilości leków. W tym przypadku może być inaczej. - Chcemy im uświadomić, że bezpieczeństwo pacjentów jest również funkcją działań administracji- mówi Katarzyna Padło z biura prasowego małopolskiej policji. Rzecznik szpitala przyznaje, że do tej pory dyrekcja o sprawie nie wiedziała. - Zajmiemy się tym. Może pokoje będą zamykane na czas, gdy pacjentów nie będzie- obiecuje Anna Niedźwiedzka.
Marta Paluch