Płacz i lament na Białorusi - władza niszczy opozycję
Okrzykami "Wolności!" i płaczem przyjęli wyrok pięciu lat kolonii karnej dla białoruskiego opozycjonisty Andreja Sannikaua jego bliscy i sympatycy. Teść Sannikaua, dramaturg Uładzimir Chalip, uważa, że "proces był całkowicie sfałszowany".
14.05.2011 | aktual.: 15.05.2011 03:32
Sąd skazał w sobotę Sannikaua za organizację masowych zamieszek 19 grudnia, w wieczór po wyborach prezydenckich. Wraz z byłym kandydatem na prezydenta skazano czterech młodych uczestników demonstracji na kary od trzech do 3,5 roku kolonii karnej o zaostrzonym reżimie. Sąd uznał ich za winnych udziału w masowych zamieszkach.
Zdaniem matki Sannikaua, jego adwokaci "zanegowali dosłownie każdy zarzut, przekonująco, powołując się na artykuły prawa. Jeśli nie udowodniono mu, że jest winny, jak można dawać taki wyrok? Straszono mnie, że wyrok będzie wysoki, ale mimo to myślałam, że w sądzie jest sprawiedliwość (...), myślałam, że on będzie uniewinniony" - mówiła Ałła Sannikawa dziennikarzom po wyjściu z sali sądowej.
- Dzisiaj wszyscy przekonaliśmy się, że ten proces był całkowicie sfałszowany. Nic nie zostało udowodnione w sposób wystarczająco obiektywny. Wyrok w wielu fragmentach prawie dosłownie powtarza te zarzuty, z którymi na początku procesu wystąpił prokurator. (...) To wszystko oznacza tylko jedno: te wyroki były napisane z góry - ocenił Uładzimir Chalip.
Matka Fiodara Mirzajanaua, 20-letniego studenta, skazanego na trzy lata, zwracając się do dziennikarzy, mówiła o swoim synu: - Dziękuję ci, synku. Jeździłam pociągiem, patrzyłam w okno i spokojnie zajmowałam się nauką i twórczością. Ale teraz dzięki tobie zobaczyłam, że Białorusią rządzi bezprawie, że nie ma wolności. Mam obowiązek żądać tej wolności. Dziękuję, że poszedłeś na demonstrację za mnie i za ojca. Następnym razem pójdę razem z tobą!
Dodała, że syn zburzył jej stereotypowe o wyobrażenie o opozycji. - To prezydent zrobił tak, że zwykły naród uważa, że opozycja to wojna, to pieniądze. A opozycja to miłość do ojczyzny, to ofiarność, realna pomoc - mówiła Ludmiła Mirzajanawa, wskazując, że pomogli jej obrońcy praw człowieka i opozycyjne organizacje.
Podkreśliła, że koledzy syna ze studiów codziennie przychodzili na rozprawy. - To jest wyczyn. W naszym kraju można zostać usuniętym ze studiów i z pracy w jednej chwili. (...) Przed każdą rozprawą musieliście przedstawić dokumenty, byliście filmowani na wideo, mogli na was złożyć doniesienie. Dziękuję za poparcie - mówiła.
Na zakończonym w sobotę, trwającym 11 dni procesie Sannikaua i współoskarżonych obecni byli ich bliscy, dziennikarze, przedstawiciele ambasad Niemiec, Litwy i USA oraz obserwatorzy OBWE. Przyszli też krewni osób, które w innych procesach zostały skazane za udział w demonstracji.
W wieczór 19 grudnia tysiące ludzi protestowały przeciwko oficjalnym wynikom wyborów, dającym prawie 80 proc. urzędującemu prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence. Grupa ludzi zaczęła niszczyć drzwi wejściowe do budynku rządu - według opozycji była to prowokacja. Milicja i wojska wewnętrzne rozbiły demonstrację, do aresztów trafiło ponad 600 osób. W Mińsku trwają procesy uczestników demonstracji i byłych kandydatów na prezydenta.