PKS, czyli pin, kotlet i sen
Od dawna czuję się, jak większość z nas, osaczona przez liczby. Ciągi cyfr krążą w mojej świadomości niczym rój much. Przecież już w dniu narodzin otrzymujemy pesel. Potem dochodzą numery legitymacji szkolnych, indeksu, dowodu osobistego, prawa jazdy, nip, kody, numery gadu-gadu, numery samochodu - nadwozia, podwozia, silnika, daty urodzin bliskich, imienin znajomych i przyjaciół, a nade wszystko różnego rodzaju pin-y kart do obsługi konta bankowego, do bankomatu, kredytowych (dobrze jeżeli mamy tylko jedną), telefonu, do konta internetowego, do rachunku telefonicznego itd.
20.07.2005 | aktual.: 20.07.2005 10:50
W obronie przed złodziejami, hakerami, nieuczciwymi sprzedawcami, kelnerami lub urzędnikami próbowałam zapamiętywać te wszystkie numery. Nasz mózg składa się z dwóch półkul: lewej, analitycznej, odpowiedzialnej za logikę i prawej, odpowiedzialnej za wyobraźnię. Moja prawa półkula chyba jest nadzwyczaj rozwinięta, bo właśnie wyobraźnia podpowiadała mi wiele wariantów, które pozwoliłyby mi zapamiętać kolejne numery niezbędne do normalnego funkcjonowania we współczesnej rzeczywistości. Tworzyłam więc różne kombinacje: numer mieszkania mnożony przez liczbę pięter plus numer buta. Albo rok bitwy pod Grunwaldem plus dzień i miesiąc, albo rok bitwy pod Cecorą minus 10, lub suma cyfr mojej daty urodzenia plus 13. I tak dalej. Jednak, gdy zaczęło przybywać, w postępie wręcz geometrycznym, różnych ciągów cyfr do zapamiętania doszłam do wniosku, że prędzej zrobię doktorat z historii, szukając różnych przydatnych dat w przeszłości, niż zapamiętam wszystkie niezbędne do codziennego życia numery.
I takim oto sposobem dorobiłam się dosyć pokaźnego notesu, który pęcznieje z każdym rokiem. Dbam o niego, pilnuję, sprawdzam co chwilę, czy jeszcze jest, bo zawiera całą moją wiedzę tajemną związaną z moim istnieniem. W końcu bez numeru po prostu mogę przestać istnieć, nie będzie mnie, stracę wszystko, co posiadam. Ale istnieje też niebezpieczeństwo, że mój nieoceniony notes ktoś ukradnie, albo tak jak mojemu znajomemu się przydarzyło, pies sąsiadki go zje? I co wtedy? Dlatego postanowiłam stawić czoła wyzwaniu i nauczyć się wszystkich niezbędnych numerów na pamięć stosując najnowocześniejsze osiągnięcia nauki w tym zakresie.
Kolorowa muzyka
Psycholodzy zalecają, by przy kłopotach z zapamiętywaniem kojarzyć sobie z czymś zapamiętywane słowo. Ale z czym kojarzyć pin? Amerykańscy naukowcy udowodnili niedawno, że lepiej zapamiętujemy sceny kolorowe niż czarno-białe. Ale jaką scenę tworzą numery nip i PESEL? Chińscy naukowcy natomiast ustalili, że lekcje muzyki to znakomite ćwiczenie tzw. pamięci słuchowej. Na przykład śpiewając zapamiętujemy słowa łatwiej niż np. powtarzając je w myśli. Co ważne, zaprzestanie ćwiczeń nie powoduje utraty już zdobytych umiejętności. I co, mam na głos powtarzać, albo najlepiej śpiewać moje numery pin lub inne… Nie, raczej to nie wchodzi w rachubę.
Dobre mięsko nie jest złe
Szukałam dalej i okazało się, że australijscy naukowcy udowodnili, że kreatyna
Ale to nie wszystko. W moich dalszych poszukiwaniach odkryłam, że nawet palenie papierosów sprzyja lepszemu zapamiętywaniu. Podobno nikotyna wyraźnie poprawia skuteczność koncentracji i zapamiętywania. Nikotyna wzmacnia połączenia między komórkami nerwowymi i ulega pobudzeniu kora czołowa i przedczołowa odpowiedzialne za pamięć krótkotrwałą. Jednak pamięć krótkotrwała nie interesuje mnie w ogóle, bo w końcu chodzi o to, żebym mogła pamiętać długo. W związku z tym nie wrócę już do nałogu, który rzuciłam kilka lat temu.
Idąc tropem używek postanowiłam zbadać co z kawą? Okazało się, że śmiało może stawać do rywalizacji z lekami poprawiającymi koncentrację. I to bardzo mi odpowiada, bo w końcu kawę uwielbiam, a ponadto przy moim niskim ciśnieniu mogę ją traktować jako niezbędny stymulator mojej pamięci.
Śpiochom łatwiej
Jednak największą radość sprawiło mi odkrycie, że najlepszym przyjacielem człowieka w procesie zapamiętywania jest sen. Okazało się bowiem, że działa on niemalże identycznie, jak komputerowa komenda "zachowaj".
Eksperymenty prowadzone na ochotnikach wykazały, że sen porządkuje i utrwala wszystkie informacje. Potwierdzeniem o zbawiennym wpływie na naszą inteligencję właściwej porcji snu, może być fakt, że wybitny fizyk Albert Einstein sypiał średnio po 10 godzin dziennie. Jak twierdzi psycholog James Mass, mózg potrzebuje jednej godziny snu na każde dwie godziny pracy. Z prostych rachunków wynika, że 8 godzin to idealna długość snu potrzebna przeciętnemu człowiekowi.
I chyba mam już gotowe rozwiązanie: wieczorem zaśpiewam sobie na głos wszystkie moje numery wypisane kolorowymi flamastrami, popijając kawą przegryzę szaszłykiem z grilla i wskoczę do łóżeczka na dobrych kilka godzin. Mam tylko nadzieję, że pełny żołądek nie przyczni się do nocnych koszmarów z liczbami w roli głównej. Rano natomiast sprawdzę, czy rzeczywiście naukowe metody są efektywne, bo jeżeli nie, to ucieknę gdzieś daleko od tej całej zwariowanej cybernetycznej cywilizacji.
Małgorzata Jaworska, Wirtualna Polska