PiS może wygrać wybory? Dystans do PO coraz mniejszy...

Najnowszy sondaż dla Wirtualnej Polski przynosi wynik dla wielu zaskakujący - zwłaszcza dla tych, którzy przepowiadając wynik najbliższych wyborów twierdzili, że jest już "pozamiatane": wśród zdecydowanych wyborców Platforma ma jedynie czteropunktową przewagę nad PiS.

PiS może wygrać wybory? Dystans do PO coraz mniejszy...

14.09.2011 | aktual.: 14.09.2011 13:41

Przeczytaj też: Omówienie wyników sondażu - Tusk ma się czego bać! Dystans między PO i PiS wynosi tylko... Komentarz Wiesława Dębskiego - Szokująca zmiana notowań PO i PiS

Ten wynik wydaje się przede wszystkim kompletnie niespójny z niemal wszystkimi poprzednimi sondażami, w których różnica pomiędzy obiema partiami wahała się od kilkunastu do dobrze ponad 20 punktów. Komentując poprzednie badania na stronach Wirtualnej Polski, wiele razy pisałem, że znacznie większa różnica pomiędzy głównymi ugrupowaniami, jaką pokazywały, jest niemal na pewno przesadzona. W rzeczywistości - co miały pokazywać także wewnętrzne partyjne sondaże - różnica ta jest znacznie mniejsza i obecne badanie wydaje się bliższe prawdy.

Co ciekawe, gdy wziąć pod lupę obecne badanie, w ostatnich dniach nie zdarzyło się nic, co uzasadniałoby tak dramatyczny zwrot. Platforma nie zaliczyła żadnej druzgocącej wpadki ani też PiS nie uczynił niczego, co nie tylko wzmocniłoby poparcie dla niego, ale ponadto odebrało głosy Platformie. Cóż się zatem wydarzyło? Wygląda na to, że przyczyn należałoby niestety szukać raczej w sposobie przygotowania i intencjach sondażu. Nie jest tajemnicą, że sondaże są instrumentem prowadzenia polityki przez partie. PiS ma ten komfort, że ani wzrost, ani spadek notowań raczej mu nie zaszkodzą. Słabe notowania i duża różnica w stosunku do lidera mobilizują elektorat Prawa i Sprawiedliwości. Ale lepsze notowania i mała różnica także go mobilizują - bo zwycięstwo wydaje się w zasięgu ręki.

Inaczej to wygląda w przypadku PO, dla której doskonałe notowania są przekleństwem, usypiają bowiem znaczną część jej potencjalnego elektoratu, który w dodatku może nie być zachwycony rezultatem czteroletnich rządów Platformy. Rozumowanie takich osób łatwo odtworzyć: "Nie podoba mi się, jak rządzą ludzie Tuska. PiS-u u władzy też nie chcę, ale skoro wszystko wskazuje na to, że partia Kaczyńskiego i tak przegra, to mogę z czystym sumieniem zostać w domu. Nie przyłożę ręki do wygranej PO, a PiS pozostanie i tak opozycją". Stąd coraz więcej wypowiedzi polityków partii rządzącej na temat faktycznie małej przewagi nad PiS. Gdyby konstruować teorię spiskową, trzeba by do tego mechanizmu włączyć również sondaże, które nagle pokazują całkiem inny stosunek sił niż do tej pory.

Zakładając jednak, że jest to stosunek prawdziwszy niż prezentowany w poprzednich badaniach, można spytać o jego przyczyny. Pierwsza z nich to relatywnie udana defensywna kampania PiS, której głównym motywem wydaje się schodzenie z linii strzału. Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego dość konsekwentnie stara się nie dawać drugiej stronie pretekstów do ataków i straszenia powrotem "strasznych pisiorów" do władzy. Stąd groteskowo i dość żałośnie brzmiące w tym kontekście wywody Donalda Tuska, że "PiS aresztuje inwestycje". Mniejszą rolę w kampanii Prawa i Sprawiedliwości odgrywa zachęcanie do głosowania na PiS, bo elektorat po tej stronie jest bardziej zdyscyplinowany, napędzany niechęcią wobec PO, a możliwości zdobywania nowych głosów - ograniczone. Stąd głównym celem jest nie tyle powiększenie własnej bazy, ale zmniejszenie bazy przeciwnika.

Druga przyczyna to nieudolna kampania PO i coraz wyraźniej wyłażący spod dywanu zmiatany tam brud. Sprytną ucieczką do przodu miało być hasło "Polska w budowie", które jednak okazało się raczej drażnić niż łagodzić żale. Ludzie mogą nie interesować się wielką polityką, ale interesują się, czemu stoją w korkach na rozkopanych drogach, czemu tkwią w polu w brudnym pociągu albo czemu muszą zapłacić krocie za publiczne przedszkole. Jeśli do tego dorzucić ograniczoną skuteczność taktyki straszenia drugą stroną, to nikła przewaga PO nad PiS staje się zrozumiała.

Ten niemal równy podział sympatii do dwóch głównych partii ma swoje odbicie w ocenach premiera Tuska, których dostarcza najnowszy sondaż. Tu mamy identyczną różnicę pomiędzy głosami negatywnymi i pozytywnymi - tych ostatnich jest tylko o 4 punkty więcej. Obecna nikła przewaga PO nad PiS w praktyce oznacza, że nic nie jest przesądzone ani rozstrzygnięte - a przecież tak twierdzili dotąd przychylni PO komentatorzy, oddając tej partii niedźwiedzią przysługę. Wybory mogą się okazać prawdziwym thrillerem politycznym, bo jeżeli exit polls będą pokazywać podobnie nikłą, trzy- lub czteropunktową różnicę, na miarodajne wyniki trzeba będzie poczekać do czasu, aż swoje komunikaty ogłosi PKW.

Łukasz Warzecha, publicysta "Faktu" specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)