Polityka"PiS już nie żyje"

"PiS już nie żyje"

Mam wrażenie, że PiS to projekt polityczny, który już nie żyje, ale jeszcze o tym nie wie - mówi w rozmowie z Dorotą Łosiewicz z Faktu publicysta "Polityki" Jacek Żakowski.

"PiS już nie żyje"
Źródło zdjęć: © PAP

15.10.2011 | aktual.: 25.10.2011 08:35

Jak pan ocenia zagrywkę premiera z pomysłem powoływania rządu z opóźnieniem? Jaka jest prawdziwa przyczyna tego zamieszania?

Jacek Żakowski: Argumentacja, że głównym powodem jest polska prezydencja jest według mnie racjonalna. Większość ministrów przewodniczy rozmaitym komitetom, prowadzi różne projekty, które właśnie teraz się domykają. Byłoby niepoważne gdyby w takim momencie przychodzili inni ludzie, niewprowadzeni w temat, a nie można nawet wykluczyć, że mający inne zdanie niż Polska do tej pory. Tusk chce tego uniknąć.

A nie chodzi o to, że premier chciał mieć więcej czasu, żeby poukładać sprawy wewnątrz PO?

– Według mnie, premier miał wszystko poukładane już od dłuższego czasu. O kandydaturze Kopacz na marszałka sejmu mówiło się przynajmniej od pół roku. Kampania pokazała, że bez Tuska Platforma ma dużo mniejszą zdolność wyborczą. Być może zresztą zaangażowanie premiera przesądziło o wyniku wyborów. Te wyniki dały mu możliwość zrealizowania jego planu. Teraz tylko dopina szczegóły.

I pokazuje wyraźnie, że to on rozdaje karty.

– Tak, i to jest bardzo ważne. Było w poprzedniej kadencji parę takich spraw – jednej, obywatelskiemu projektowi ustawy medialnej, przyglądałem się z bliska – które zostały zablokowane na skutek podziałów wewnątrz Platformy. Henry Kissinger zadał swego czasu słynne pytanie jaki jest telefon do Europy, do kogo można dzwonić, jak coś się dzieje. Podobnie było z Platformą. Miała kilka głów. Teraz to się wyjaśniło – telefon do Platformy to telefon do Donalda Tuska. To bardzo ułatwia prowadzenie polityki nie tylko rządowi, ale wszystkim, którzy mogą mieć do PO jakiś interes.

A jak rozumieć słowa, które Tusk skierował do Schetyny, że nowa propozycja dla marszałka zobrazuje brak rywalizacji między nimi?

– Sądzę, że to propozycja urzędu wicepremiera. Sytuacja będzie zatem jasna. Bo przecież dotychczas Schetyna, jako marszałek, był konstytucyjnie wyżej niż premier. To mogło zaburzać – także emocjonalne – relacje.

Wicepremier z teką?

- No oczywiście. Schetyna nie jest wariatem, żeby brać pusty urząd.

A jakie ministerstwo pana zdaniem dostanie?

– On jest naturalnie predestynowany do sprawy związanych z transportem, czy do inwestycji infrastrukturalnych. Wiele już w tych dziedzinach zostało zrobione. Przed nami etap uzgodnień z samorządami. A to może każdą inwestycję przesunąć o lata, zamienić ją w groteskę. Schetyna słynie z bardzo dobrych kontaktów w terenie. Jest niewiele osób, które mogłyby opanować sytuację. Na tym polu Schetyna może się sprawdzić.

Czy te przetasowania w PO to koniec Schetyny, czy przywrócenie właściwych proporcji w PO?

– To przygotowanie armii na wielką bitwę, która nas czeka. Tusk nauczył się przy sprawie OFE, że przywództwo polityczne musi być zdolne do szybkiego podejmowania i realizowania decyzji, także trudnych. Armia władzy musi być technicznie sprawna, żeby nie powodować nieszczęść. Schetyna też to rozumie, bo gdyby nie rozumiał, to by się pieklił.

Stąd słowa premiera, że nie może być konkurencji między instytucjami?

– To dla mnie oczywiste. W najbliższych latach trzeba będzie podejmować bardzo szybko bardzo ważne decyzje. Dlatego ta współpraca musi być efektywniejsza. Układanka prezydent-premier sprawdzi się lepiej, niż prezydent-premier-marszałek i jeszcze brykający od czasu do czasu koalicjant.

A jak się ułożą relacje premiera z prezydentem?

– Do zgrzytu doszło już w pierwszym okrążeniu. Tusk delikatnie powiedział, że będzie proponował, by rząd zmieniać dopiero po zakończeniu prezydencji. Z naciskiem, że będzie proponował. Kancelaria prezydenta odebrała to jako nietakt i powstało napięcie, że to prezydent powierza premierowi misję tworzenia rządu, a Tusk wyszedł przed szereg.

Część polityków z ochotą by podsycała ten konflikt, ale sądzę, że premier i prezydent rozumieją, że byłoby nie w porządku wobec Polski, że ambicjonalne rozgrywki nie mogą mieć wpływu na politykę. PiS przegrał, bo jest kłótliwy.

Gdyby się okazało, że Platforma też jest kłótliwa, to co będzie z nią przemawiało? Jaką PiS będzie opozycją? – Mam wrażenie, że PiS to projekt polityczny, który już nie żyje, ale jeszcze o tym nie wie. Politycy tej partii będą krzyczeli, opowiadali o Budapesztach i innych głupstwach, co mnie nie dziwi, bo model orbanowskiej polityki budowało PO-PiS. Ale to już przeszłość. PiS będzie więc krążył jak morowe powietrze, ale nie jest to formacja, która może przejąć władzę.

Pomogłaby zmiana prezesa?

– PiS nic już nie może uratować. Zmiana prezesa nic nie da, bo PiS to prezes, a z prezesem partia będzie umierała i powoli schodziła ze sceny. Ile lat zawodowi politycy mogą przeżyć w opozycji? Przecież aparat partyjny się wykruszy. Oni nigdy nie będą moim zdaniem dość silni by rządzić. Ale część z nich na pewno się odnajdzie w nowych formacjach.

Polecamy w wydaniu internetowym Fakt.pl: Małgorzata Tusk nie chce do Warszawy. Woli Sopot.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)