PolitykaPiS dostało czerwoną kartkę, niezależni i PO wygrali

PiS dostało czerwoną kartkę, niezależni i PO wygrali

Druga tura wyborów nie przyniosła zaskakujących rozstrzygnięć. W większości miast wygrali kandydaci, których zwycięstwo było wcześniej najbardziej prawdopodobne. Większość stanowisk objęli kandydaci niezależni, a czerwoną kartkę dostało PiS, którego kandydat wygrał tylko w jednym mieście. Sprawdź, co sądzą o wynikach w poszczególnych miastach eksperci!

PiS dostało czerwoną kartkę, niezależni i PO wygrali
Źródło zdjęć: © WP.PL

06.12.2010 | aktual.: 06.12.2010 12:54

Obraz
© Oni wygrali w II turze (fot. wp.pl)

Olsztyn

Czesław Małkowski, były prezydent Olsztyna nie będzie rządził miastem przez kolejną kadencję. Samorządowiec z prokuratorskimi zarzutami o gwałt i molestowanie seksualne otrzymał według cząstkowych danych PKW 46,72%. Jego kontrkandydat - Piotr Grzymowicz, który uzyskał w pierwszej turze gorszy wynik, tym razem zdobył 53,28%.

- Wbrew pozorom wynik uzyskany przez Grzymowicza nie jest rewelacyjny. Osoby, które na niego zagłosowały dały raczej wyraz swojej niechęci wobec Małkowskiego - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Sergiusz Trzeciak, konsultant polityczny.

- Należy zastanowić się nad tym dlaczego prezydent, na którym ciążą zarzuty prokuratorskie osiągnął prawie 47% głosów? - Może świadczyć to o tym, że wielu mieszkańców Olsztyna wybaczyło mu błędy i przymknęło oko na zarzuty - mówi dr Sergiusz Trzeciak. Pytany o to, w jakich kategoriach oceniać wygraną Grzymowicza, mówi, że o jego losach zaważyła mobilizacja elektoratu negatywnego Małkowskiego. - Ludzie nie głosowali na Grzymowicza ale przeciw skompromitowanemu Małkowskiemu. Przy tak dużej skali afery, zastanawiające jest, że dysproporcja między nimi była tak mała - podkreśla dr Trzeciak.

Od prawie trzech lat prokuratura prowadzi śledztwo ws. olsztyńskiej seksafery, w której głównym bohaterem jest Małkowski. Były prezydent jest podejrzany o molestowanie podwładnych i zgwałcenie jednej z nich. Małkowski, który zasiadał w ratuszu od 2001 do 2008 roku, do momentu odwołania go na drodze referendum, od początku odpierał zarzuty przyznając się jedynie do romansu z jedną z kobiet.

Afera, o której mówiła cała Polska nie przeszkodziła jednak prezydentowi w ubieganiu się o reelekcję i zdobyciu w pierwszej turze przewagi nad pozostałymi kandydatami. Zdobył wówczas blisko 39%. Z kolei Grzymowicz, był zastępcą Małkowskiego od 2001 do 2007 roku, a po przyspieszonych wyborach w 2009 roku sprawował urząd prezydenta miasta.

Sopot

Jacek Karnowski, prezydent Sopotu ubiegający się o reelekcję (Samorządność Sopot, popierany przez PO) zdobył 51,44% głosów wyborców. Na Wojciecha Fułka (Kocham Sopot) zagłosowało 48,56%. Różnica wyniosła jedynie 524 głosy. Zdaniem politologa z Uniwersytetu Gdańskiego dr. Krzysztofa Piekarskiego, choć Sopot podzielił się niemal pół na pół, o wygranej Karnowskiego przesądziło poparcie PO. – W mieście, w którym mieszka premier, Platforma nie mogła oddać władzy – komentuje ekspert z UG.

Na prezydencie Sopotu, sprawującym tę funkcję od 12 lat, ciąży sześć zarzutów, z tego pięć korupcyjnych: m.in. żądanie łapówki w postaci dwóch mieszkań od miejscowego biznesmena Sławomira Julkego, które postawiła mu gdańska prokuratura apelacyjna. Karnowski twierdzi, że jest niewinny i padł ofiarą działania służb specjalnych.

- Jeżeli z ust premiera padały zapewnienia, że Karnowski jest jednym z najlepszych samorządowców, o wielkim doświadczeniu i zasługach dla Sopotu, to dla wyborców ma to większe znaczenie, niż ciążące na Karnowskim zarzuty– stwierdza Piekarski.

Karnowski walczył ze swoim byłym wieloletnim współpracownikiem Wojciechem Fułkiem. - Pracowali wspólnie przez trzy kadencje, a w momencie kiedy wybuchła afera z Julkem wszystko to zostało podważone. Finisz II tury pokazał, że obaj panowie używają wobec siebie słów, które nie świadczą o przyjaźni. Ich drogi chyba ostatecznie się rozeszły - komentuje ekspert z UG.

W pierwszej turze Karnowski zdobył 42,5%, natomiast Fułek - 42,39% głosów. Rywali dzieliło zaledwie 20 głosów. - Ci kandydaci, którzy nie przeszli do II tury pozostawili trochę sierot wyborczych. Większość z nich prawdopodobnie nie głosowała ponownie, ale głosy tych, którzy poszli do urn, mogły przesądzić na korzyść Karnowskiego – mówi Piekarski.

Oprócz premiera, Karnowskiego poparli też m.in. lider pomorskiej Platformy Sławomir Nowak, szef Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, b. szef MSZ Władysław Bartoszewski, prezydent Krakowa Jacek Majchrowski, rektor Politechniki Gdańskiej Henryk Krawczyk, syn b. marszałka Sejmu Jakub Płażyński, a także ludzie kultury: pianista Leszek Możdżer, aktorzy Marek Kondrat i Krystyna Łubieńska.

W specjalnym oświadczeniu kandydaturę Karnowskiego wsparli także członkowie RMP m.in. Grzegorz Grzelak, Aleksander Hall, Maciej Grzywaczewski, Wojciech Ostrowski, Małgorzata Rybicka, Sławomir Rybicki, Wiesław Walendziak. Szczecin

W Szczecinie wygrana niezależnego Piotra Krzystka, jest pewnego rodzaju wotum nieufności wobec rządów partii politycznych- ocenia dr Maciej Drzonek, politolog z Uniwersytetu Szczecińskiego. PO nie pomogło "zaplakatowanie" miasta wizerunkiem swojego kandydata.

W Szczecinie, według oficjalnych danych PKW, wybory w tym mieście wygrał ubiegający się o reelekcję Piotr Krzystek (niezależny), uzyskując 61,42% poparcia. Kandydat Platformy Obywatelskiej, poseł Arkadiusz Litwiński dostał 38,58% głosów.

Piotr Krzystek dość znacznie pokonał Arkadiusza Litwińskiego. Dr Maciej Drzonek zastanawia się dlaczego PO wygrywa wybory do sejmiku, do rady miasta, a przegrywa w wyborach na prezydenta miasta. - Po pierwsze, PO zrezygnowała z wystawienia Piotra Krzystka jako swojego kandydata (w 2006 roku był kandydatem PO), nie podając żadnej przyczyny - wskazuje politolog. Wyborcy nie usłyszeli, dlaczego Krzystek nie może być kandydatem PO na drugą kadencję. - Jedynym argumentem było to, że PO ma teraz lepszego kandydata, ale nie pokazali w czym Arkadiusz Litwiński miałby być lepszy – mówi Drzonek. Kolejnym błędem według politologa było to, że Litwiński był podobny do Krzystka, pod względem wykształcenia, wieku, pozycji zawodowej.

Z zasady urzędujący prezydent na wstępie ma kilkuprocentową przewagę. Dr Drzonek zauważa jednak, że w Szczecinie, gdzie PO ma szerokie poparcie, politycy PO byli pewni, że jej kandydat, ktokolwiek by nim był, wygra. Tak się nie stało, pomimo, że Szczecin była zaplakatowany wizerunkiem Arkadiusza Litiwńskiego. Ponadto, po pierwszej turze był istny desant polityków PO, łącznie z premierem. To okazało się, że nie wystarcza. - Nie można robić dwa razy tak samo kampanii wyborczej, a ta obecna była dokładnie taka sama jak w 2006 roku – mówi Drzonek.

- Partie polityczne mają to do siebie, że przenoszą konflikty ogólnopolskie do samorządów i moim zdaniem to jest taki moment, że społeczności lokalne maja świadomość, że polityka lokalna to nie jest to samo, co polityka na szczeblu ogólnopolskim – ocenia politolog. Zwycięża ten kandydat, który bardziej przekona, że nie będzie robił polityki, tylko będzie dbał o mieszkańców i budował miasto. - W kontekście wydanych pieniędzy na kampanię, żółtą kartką dla partii politycznych jest również niska frekwencja - dodaje dr Maciej Drzonek.

Opole

W wyborach prezydenta Opola wygrał kandydat PO Ryszard Zembaczyński, który uzyskał 51,3% głosów. Jego konkurent, kandydat SLD Tomasz Garbowski otrzymał 48,7% poparcia. Zdaniem politologa dr Grzegorza Balawajdera z Uniwersytetu Opolskiego taki wynik jest dużym zaskoczeniem i znakomitym wynikiem kandydata SLD.

Jego zdaniem taki wynik to znak ostrzegawczy dla Zembaczyńskiego. - W wyborach parlamentarnych na Opolszczyźnie PO uzyskiwała jeden z najlepszych wyników w skali kraju, więc uznała, że nie powinno być problemu ze zwycięstwem. Wydawało się, że zwycięstwo Zembaczyńskiego w pierwszej turze jest bezdyskusyjne i powinien wygrać nawet uzyskując większość głosów - uważa politolog.

Zdaniem Balawajdera Garbowski startował też dlatego, żeby dać się lepiej zaistnieć w środowisku opolan. - Za rok on jako poseł będzie też ubiegał się o ponowny wybór na funkcję posła, a więc będzie kandydowanie w wyborach prezydenckich bardziej traktował jako pewien sposób pokazania się społeczności miasta – ocenia ekspert.

Zauważa, że w przeprowadzanych przed pierwszą turą sondażach pojawiła się widoczna tendencja wskazująca na wzrost poparcia dla Garbowskiego. Tym bardziej, że ostatni sondaż przed pierwszą turą wskazywał, że on może wejść do drugiej tury, choć większe szanse dawano kandydatce PiS Violettcie Porowskiej.

Zembczyński, mimo że wiele lat był wojewodą opolskim i cieszył się dużym poparciem wyborców - osiem lat temu wygrał wybory w Opolu z wynikiem 65-procentowego poparcia - od kilku lat systematycznie traci w sondażach.

- Garbowski przystępując do tych wyborów nie był brany pod uwagę nawet jeśli chodzi o drugą turę. Wielu tłumaczyło jego start w wyborach chęcią sprawdzenia przez lewicę, jakie notowania ma w mieście - mówi Balawajder. Tym bardziej, że lewica kiedyś wygrywała znacząco. Jednak po aferze ratuszowej w roku 2002, jej notowania znacząco słabły. Poznań

- Zwycięstwo Ryszarda Grobelnego było absolutnie do przewidzenia- mówi dr Jacek Pokładecki, politolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zmartwieniem jest jedynie niska frekwencja.

Prezydentem Poznania został ubiegający się o reelekcję Ryszard Grobelny, który otrzymał 66,26% głosów - wynika z oficjalnych danych PKW. Drugi z kandydatów - Grzegorz Ganowicz z PO uzyskał 33,74% głosów.

Zdaniem dr. Jacka Pokładeckiego, pomimo wygranej Grobelnego nie można mówić o porażce PO. Kandydat PO Grzegorz Ganowicz, w ciągu dwóch tygodni, nie miał możliwości nadrobienia straty do lidera z pierwszej tury. Jedynie, co mogło zmniejszyć dystans do Grobelnego, to nowe doniesienia w procesie, który się toczy. Do tego nie doszło. Politolog przypomina, że PO uzyskała 17 mandatów w radzie miasta. PO miała zawsze dobre notowania w Wielkopolsce, ale jak się okazało, ta popularność nie wystarczyła by wygrać prezydenturę.

Czy wygrana Ryszarda Grobelnego świadczy o tym, że poznaniakom podobają się jego rządy, czy to kwestia przyzwyczajenia? - Ryszard Grobelny koncentrował się na tym, w jaki sposób będzie chciał zrealizować swoje cele w następnej kadencji. Kontrkandydat był zdecydowanie mniej przekonujący - mówi Pokładecki. Politolog dodaje, że przewaga Grobelnego wynikała również z faktu, że urzędujący prezydent jest medialnie bardziej widoczny. Mieszkańcy są bardziej z nim oswojeni, a w momencie, gdy zainteresowanie wyborców bywa ograniczone, wybiera się tego kandydata, po którym wiadomo, czego się spodziewać. Każda nowa sytuacja nie jest do końca przewidywalna.

Co jest w Poznaniu zaskakujące? - Ryszard Grobelny zapewne oczekiwał, że wygra większą ilością głosów. - Jednak w kontekście bardzo niskiej frekwencji, zwycięstwo jest niekwestionowane - mówi Pokładecki. Ta niska frekwencja martwi politologa, zwłaszcza, że o złej pogodzie, do której wszyscy się odwołują, w Poznaniu nie mogło być mowy, świeciło słońce. Niecałe 25%, to rozczarowuje.

Po przegranej w pierwszej turze kandydat PiS Tadeusz Dziuba, powiedział, że następnych czterech lat Poznań już raczej nie przeżyje. Przeżyje? - Poznań przeżyje kolejną kadencje Ryszarda Grobelnego, a sam prezydent dokona autorefleksji, aby doskonalić swoje działania i by za cztery lata miał kolejną szansę na reelekcję - mówi dr Jacek Pokładecki.

Bydgoszcz

W Bydgoszczy, według oficjalnych danych PKW, wygrał kandydat PO Rafał Bruski, który uzyskał 59,2% głosów. Jego przeciwnik Konstanty Dombrowicz (KWW - Dombrowicz. Miasto dla pokoleń) ma 40,8-procentowe poparcie. Zdaniem politologa dr Sławomira Sadowskiego z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego taki wynik był zaskoczeniem w pierwszej turze, ale w drugiej już niekoniecznie.

W pierwszej turze wyborów Burski nieoczekiwanie pokonał rywala, zdobywając 43,29% głosów. Dombrowicz (KWW Konstantego Dombrowicza Miasto dla Pokoleń) uzyskał 29,97-procentowe poparcie. - Obaj kandydaci byli bardzo dobrymi faworytami, dobrze przygotowanymi. Z dużym doświadczeniem zarówno w sferze samorządowej jak i rządowej – uważa Sadowski.

Pytany, czy prezydentura Bruskiego będzie przełomem w Bydgoszczy, odpowiada, że pewnych problemów w mieście – jak kwestia komunikacji, utrzymania dróg, opieki społecznej czy szkolnictwa – nie da się szybko rozwiązać.

Zdaniem Sadowskiego nie jest możliwe, żeby nowy prezydent mógł wprowadzić jakąś radykalną zmianę. Choćby dlatego, że środki finansowe jakimi dysponuje miasto są ograniczone. – Wykorzystano już znaczną sumę środków europejskich – mówi ekspert.

Bruski byłby dobrze odebrany, gdyby potrafił rozwiązać dramatyczny problem Bydgoszczy, jakim są dziury w jezdniach. Jednak jakaś radykalna zmiana w mieście w okresie urzędowania nowo wybranego prezydenta nie jest możliwa.

Komentarze zebrały: Anna Kalocińska, Joanna Stanisławska, Dominika Leonowicz, Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)