PolskaPirotechnik: policjanci w Magdalence nie mieli szans wykrycia bomby

Pirotechnik: policjanci w Magdalence nie mieli szans wykrycia bomby

Policyjny ekspert w dziedzinie pirotechniki zeznał przed sądem, że podczas akcji w Magdalence w 2004 r. szturmujący kryjówkę bandytów policjanci nie mieli szans na wykrycie ładunku wybuchowego, który zabił dwóch z nich a ranił 16.

29.03.2006 | aktual.: 29.03.2006 14:18

Sąd Okręgowy w Warszawie kontynuował proces trojga policjantów oskarżonych m.in. o niedopełnienie obowiązków podczas planowania i przeprowadzenia akcji w podwarszawskiej Magdalence w 2004 r. Zeznający w charakterze świadka pirotechnik Zbigniew Plucia stwierdził, że niemożliwe było wykrycie rozmieszczonych przez gangsterów bomb podczas szturmu.

Jego zeznania są o tyle istotne dla sprawy, że akt oskarżenia zarzuca trójce policjantów m.in. to, że teren nie został właściwie rozpoznany przed akcją. Bombę mogliby wykryć jedynie wykwalifikowani pirotechnicy, jednak zajęłoby to długie godziny. Urządzenia wybuchowe były zakamuflowane, nikt nie mógł ich wykryć po zwykłym spojrzeniu. Wykluczone by można to zrobić podczas szturmu - powiedział Plucia.

W momencie eksplozji policjanci znajdowali się pod ścianą budynku. W opinii pirotechnika była to "najbezpieczniejsza pozycja, jaką mogli zająć".

Pytany, czy bomby można było wykryć przy pomocy wyszkolonego psa, odpowiedział, że on nigdy nie wydałby takiego rozkazu. Psa musi prowadzić przewodnik. Jego życie byłoby zagrożone, przestępcy strzelaliby do niego - powiedział. Zaznaczył, że zdarza się, iż nawet wyszkolone psy mylą się przy wykrywaniu ładunku wybuchowego i na podstawie ich wskazań nie można podjąć ostatecznej decyzji co do jego umiejscowienia.

Pirotechnik podkreślił, że w Polsce przed wydarzeniami w Magdalence nigdy nie zdarzyło się, by przestępcy użyli bomb w walce z policją. Materiał wybuchowy to środek, który daje nieograniczone możliwości - dodał.

Zeznawało też dwoje policjantów z Komendy Głównej Policji (nie zgodzili się na ujawnienie ich nazwisk), którzy uczestniczyli w śledztwie w sprawie zabójstwa szefa policji gen. Marka Papały. Powiedzieli, że sprawdzany był udział jednego z bandytów ukrywających się w Magdalence - Igora Pikusa w tym zabójstwie. Według nich jednak nic nie wskazywało na związek bandyty ze śmiercią komendanta.

W procesie oskarżonych jest troje oficerów policji - b. naczelnik wydziału do walki z terrorem kryminalnym Komendy Stołecznej Policji Grażyna Biskupska, b. dowódca pododdziału antyterrorystów Kuba Jałoszyński i b. zastępca szefa stołecznej policji Jan P. (tylko on nie zgodził się na publikację swego nazwiska). Grozi im do ośmiu lat więzienia.

W nocy z 5 na 6 marca 2003 r. policyjni antyterroryści szturmowali kryjówkę groźnych bandytów Pikusa i Roberta Cieślaka w podwarszawskiej Magdalence. Gangsterzy - odpowiedzialni również za śmierć policjanta w Parolach w 2002 r. - zaminowali teren posesji. W wyniku eksplozji zginęło dwóch policjantów, a 16 zostało rannych. Obaj bandyci zaczadzieli w płonącym, ufortyfikowanym domu, którego nie udało się zdobyć policjantom.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)