Piotr Witwicki: "Wybory parlamentarne 2019. Po co nam właściwie Sejm?" (Opinia)
Rozgrzane do granic możliwości emocje, najważniejsze od lat wybory i brak chętnych do startu. Oficjalnie nikt tego nie przyzna, ale ze skompletowaniem list wyborczych miały w tym roku problem nawet największe komitety. Nie dlatego, że ludzie przestali się interesować polityką tylko dlatego, że wiedzą jak niewiele zależy od parlamentarzystów.
08.10.2019 18:10
Startują ci, którzy chcą sobie dorobić do pensji naukowca, politykę traktują hobbystycznie albo uzależnili się od niej. W samym Sejmie nie ma przecież miejsca na własne zdanie czy dyskusję, która byłaby czymś innym niż recytowaniem partyjnych przekazów.
Gdyby poddać parlament analizie psychologicznej, mielibyśmy do czynienia z mocno zawirowaną osobowością. Paradoksalną we wszystkim, co robi. Histeryczną w swej skrytości. Bo im Sejm mniej znaczy tym bardziej podkreśla swoją wagę. W akcie desperacji odgradza się kotarami od zainteresowania, które słabnie. Buduje zasieki przed ludźmi, którzy nie chcą przed nim protestować.
Wydmuszka
Wszystko to w momencie, gdy jego obecna pozycja ma się już mocno nijak do jego miejsca w historii i Konstytucji. Rolę Sejmu definiuje dziś system partyjny, który bez większej estymy podchodzi do czcigodnej instytucji. Jest bezwzględny i dawno już uczynił z niego wydmuszkę.
Złote czasy polskiego parlamentaryzmu były dla partyjnych liderów bardzo męczące. Na dwóch posłów przypadały trzy opinie. SLD-owcy jakoś to znosili, bo było im "mniej wolno”, ale AWS-owcy zupełnie się wysypali. Nie pomogły nawet algorytmy. Przegłosowanie każdej ustawy było dla rządu Buzka wyzwaniem.
Zobacz także
Dziś parlamentarna praca nad taką reformą samorządową mogłaby trwać trzy dni, a pod koniec lat 90. zajęła siedem miesięcy. Przed Sejmem przez cały czas trwały protesty, a klub AWS-u tak obradował, że aż stracił dwóch posłów. Ostatecznie formacja zapowiedziała, że województw będzie 12, ale w czasie głosowania odkryła, że nie ma większości. Później jeszcze kilka razy przewróciła się o własne nogi, nie mówiąc już o nodze podstawionej przez prezydenta Kwaśniewskiego.
Tusk i Kaczyński wyciągnęli wnioski
Doświadczeniom AWS-u przyglądał się zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Donald Tusk. Obydwaj wyciągnęli podobne wnioski: im więcej klubowego pluralizmu, tym więcej problemów. Dni Sejmu, jako politycznego centrum kraju, zostały policzone.
Dziś polityką kierują partyjne centrale. Na dobrą sprawę liderzy nie musieliby się już nawet pojawiać w Sejmie. Praca w komisjach interesuje garstkę fanatyków. Stwierdzić o sejmowych klubach, że to maszynki do głosowania, to powiedzieć banał. Parlament stał się jedną wielką ławką rezerwową dla tych, którzy liczą na to, że kiedyś nadejdzie ich wielki czas. Sama praca posła nie interesuje już praktycznie nikogo. Dyskusja straciła swój ciężar i moc.
Sprawczość
W dodatku przesadna debata polityczna zaczęła się kojarzyć z brakiem sprawczości. Tyle, że sprawczość bez debaty prowadzi do wynaturzeń. Cała metodologia przyjęcia ustawy jest dziś przecież pustym rytuałem. Zapomniano, że nie wymyślono jej przez przypadek i ma one swoje cele. Podstawowym jest wyeliminowanie potencjalnych zagrożeń, które mogą spowodować niedbali autorzy. To nie przypadek, że buble prawne z taką łatwością przechodziły cały cykl legislacyjny, a potem były w nieskończoność nowelizowane. Gdzie byli posłowie, którzy mogli zwrócić uwagę na potencjalne błędy? Byli zajęci głosowaniem. Od tego są.
Zobacz także
Kolejne akcje pro-frekwencyjne i apele o wzięcie udziału w wyborach mają umiarkowany sens, jeśli ludzie nie czują, że z ich głosowania coś wynika. Dlatego na wybory chodzą głównie partyjni kibice. Dziś indywidualny poseł nie kojarzy się nikomu ze sprawczością. Nie warto wychodzić z domu, by go wesprzeć w dniu wyborów. I choć nikt pewnie nie tęskni do czasów AWS, to od pewnego momentu zaczęło być jasne, że usprawnianie procesu legislacji osiągnęło taki wymiar, że w zasadzie Sejm przestaje być potrzebny.
Piotr Witwicki dla WP Opinie