PolitykaPiotr Nisztor: Giertycha musiałem nagrać

Piotr Nisztor: Giertycha musiałem nagrać

- Giertych i Piński chcieli robić dziwny interes, chciałem mieć
dowód. Nagrałem rozmowę, każdy dziennikarz śledczy zrobiłby to samo
- mówi Piotr Nisztor w rozmowie z tygodnikiem "Wprost".

Piotr Nisztor: Giertycha musiałem nagrać
Źródło zdjęć: © PAP | Paweł Supernak

Dlaczego poszedłeś na spotkanie z Romanem Giertychem, mając w kieszeni ukryty dyktafon?

- Najpierw dwa słowa wstępu. Gdy pojawiła się informacja o tym, że zbieram materiały do książki o Janie Kulczyku, zacząłem dostawać gigantyczną ilość telefonów, ludzie chcieli się ze mną spotykać - opowiada Nisztor. Dalej mówi, że podejrzewał wielkie zaskoczenie ludzi, którzy po prostu chcieli wyrwać pieniądze od Kulczyka. - Chociażby przekazując informacje, które zdobyliby po rozmowach ze mną - wyjaśnia Nisztor.

- Był sierpień 2011 r., telefonicznie dobijał się do mnie Jan Piński. Spotkałem się z nim w Warszawie po moim powrocie z urlopu w Egipcie. Piński zaproponował, żebym sprzedał prawa do książki. Padła konkretna suma - 300 tys. zł - opowiada Piotr Nisztor.

- Ale ja się, oczywiście, nie zgodziłem. Jestem dziennikarzem, który nie wchodzi w takie relacje. Gdybym sprzedał, książka nigdy nie ujrzałaby światła dziennego, a ja chciałem ją wydać - dodaje.

- Piński, z którym miałem wtedy dobre relacje, namawiał, żebym w tej sytuacji przynajmniej się spotkał z "Długim". Czyli z Giertychem, którego już wcześniej znałem. Podobnie jak z Janem Pińskim byłem z nim na ty. Takie spotkanie zostało zorganizowane. Odbyło się 18 sierpnia 2011 r.

Nisztor wspomina, że miał wtedy 26 lat i pracował w "Rzeczpospolitej" jako dziennikarz.

Na pytanie, czy kwota 300 tys. nie podziałała ci na jego wyobraźnię, Nisztor odpowiada: "Nigdy nie napisałem tekstu, za który wziąłbym pieniądze niebędące wierszówką albo pensją z gazety. Niektórzy mogą powiedzieć, że upadłem na głowę. Że mogłem zgarnąć kasę, miałbym spokój i nie byłoby tego całego zamieszania".

- Po tym, co zaproponował mi Piński, spodziewałem się, że w trakcie spotkania padną kolejne dziwne propozycje - opowiada dalej Nisztor. - Widziałem, że będę sam, a naprzeciwko mnie będą Piński i Giertych. Zaprzyjaźnieni ze sobą i mocno zainteresowani zrobieniem jakiegoś interesu na książce, którą szykowałem. Zaproponowali mi odkupienie praw do książki, nie zgodziłem się na to. Powiedziałem Pińskiemu, że nie wchodzę w takie interesy, i tyle.

Nisztor nagrał rozmowę, którą teraz przekazał tygodnikowi "Wprost". - Każdy dziennikarz śledczy, który szedłby na takie spotkanie, zrobiłby to samo co ja. Było dwóch blisko związanych z sobą ludzi, którzy mieli wspólny i dość dziwny interes. Chciałem mieć dowód. To chyba oczywiste - wyjaśnia Nisztor.

- Od dłuższego czasu słyszałem plotki rozsiewane przez osoby związane z Pińskim, że sprzedałem książkę, że się dogadałem. Totalna nieprawda, rozpowszechniana w ramach zemsty. Mam czyste sumienie. Rozważam występowanie na drogę sądową przeciw ludziom, którzy te kłamstwa kolportują - komentuje Nisztor zarzuty.

- Gdy odbywała się rozmowa z Giertychem, miałem rzeczywiście umowę z wydawnictwem. Jednak wkrótce potem osoby z wydawnictwa powiedziały, że nie mogą tej książki wydać pod własną firmą, że jest druga, która ją wyda tę książkę. Umowa poszła do kosza, podpisaliśmy drugą - opowiada dziennikarz.

- Dalej był kolejny zakręt. Ludzie z wydawnictwa zadzwonili do mnie ponownie z tekstem: "Słuchaj, bo tu jest problem. To podpiszemy trzecią umowę z jeszcze jakimś innym trzecim podmiotem". Odpowiedziałem im: "Panowie, bądźmy poważni, nie róbmy sobie jaj". Ewidentnie widać, że się czegoś bali.

Nisztor opowiada, że jego zdaniem przestraszyli się czegoś. - Tak to odebrałem. W tym samym czasie nastąpiły zmiany właścicielskie w "Rzeczpospolitej". Zacząłem otrzymywać nieformalne informacje, że jako osoba zajmująca się różnymi kontrowersyjnymi tematami wylecę z gazety. Nie myliłem się. Zostałem zwolniony - mówi Nisztor.

Nikt już się nie zgłosił do niego żeby wydać przygotowywaną książkę. - Nikt jej nie chciał - twierdzi Nisztor. Sam też nie szukał wydawcy. - Może to był błąd. Byłem strasznie zawiedziony tamtą sytuacją - kończy swoją opowieść.

Giertych opowiada o spotkaniu z Nisztorem

- Jeden z moich klientów, blisko współpracujący z Janem Kulczykiem, zlecił mi pośrednictwo w "wykupie" książki autorstwa Piotra Nisztora, w całości poświęconej rodzinie Kulczyków. Być może chciał panu Kulczykowi zrobić przyjacielski prezent - opowiada Roman Giertych w rozmowie z tygodnikiem "Newsweek".

Zdaniem Giertycha motywem tej transakcji miał być niepokój o stan zdrowia chorego ojca Jana Kulczyka, który mógł ciężko przeżyć tę publikację. - Także chęcią przeciwdziałania uderzeniu w samego Jana Kulczyka - dodaje mecenas.

Na pytanie dlaczego Nisztor chciałby sprzedać książkę, Giertych odpowiada: "Usłyszałem, że sam zgłosił się do Kulczyka, ale do transakcji nie doszło z powodu jego wygórowanych oczekiwań finansowych. Moja rola miała polegać na wynegocjowaniu niższej ceny".

* Źródło: wprost.pl. "Newsweek"*

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)