Piotr Gadzinowski: rząd nie słodzi

(RadioZet)

25.04.2003 | aktual.: 25.04.2003 11:06

Obraz
© (RadioZet)

Panie Pośle, czy po referendum premier Leszek Miller powinien ustąpić? Po referendum premier powinien zrobić rachunek sumienia i - o ile pamiętam - premier powiedział dawno temu, że referendum będzie takim punktem weryfikacji jego i rządu. Ale wycofał się z tego, powiedział, że nie chciałby, żeby to tak było traktowane. Nie wiem, czy pan zauważył, to było też kilka miesięcy temu. Zauważyłem to. Dobrze, jeżeli referendum będzie na „tak”, czy premier Miller powinien ustąpić? Jeśli referendum będzie na tak, premier Miller osiągnie sukces. I myślę, że człowiek, który osiągnął sukces, będzie mógł łatwiej przeanalizować, czy pozostać na tym stanowisku, czy nie. Myślę, że łatwiej samoustąpić w atmosferze sukcesu niż w atmosferze klęski. Pana koleżanka klubowa Izabela Sierakowska powiedziała w „Gazecie Pomorskiej”: „Leszku, zawiodłam się na tobie”. Czy pan również się zawiódł na Leszku Millerze? Ja nie miałem być może tak silnych uczuć do Leszka Millera. Bardzo lubię premiera jako człowieka, ale sondaże są
bezlitosne. Właśnie, co według pana mówią te sondaże? Sondaże mówią, że SLD i rząd, który jest firmowany przez SLD - my jesteśmy zapleczem politycznym dla rządu - jest niepopularny i przez to SLD jest niepopularne. Pamiętam, kiedy zaczynaliśmy rządzić, czy współrządzić jako zaplecze polityczne, to przyjęto następującą strategię: najpierw rząd podejmie niepopularne, acz konieczne decyzje, a następnie będzie podejmował decyzje bardziej popularne, żeby społeczeństwu osłodzić. Skończyło się na tym, że rząd jest niepopularny ze względu i na niepopularne decyzje, które podjął, a także ze względu na decyzje, które podjął, albo których nie podjął, a tej słodyczy nie ma. Co więcej, pojawiły się propozycje, żeby skrócić kadencję parlamentu. Moi koledzy, którzy stanowią zaplecze parlamentarne dla rządu, burzą się przeciwko temu. Tak, jak patrzą na wyniki, to trudno, żeby się nie burzyli - być może nie znajdą się w tym parlamencie, a jak znajdą się, to w małej grupce. Nie, nie to - nie chodzi tylko o to, żeby znaleźć
się w parlamencie czy nie znaleźć się w parlamencie, bo posłem, tak jak poetą, się bywa. Ale jeżeli klub parlamentarny SLD dawał poparcie bezwarunkowe dla rządu po to, żeby przepchnąć pewne niepopularne decyzje - licząc na to, że w drugiej części kadencji będziemy zajmować się sprawami bardziej popularnymi, zwłaszcza wśród naszego elektoratu - to teraz skrócenie tej kadencji powoduje, że firmujemy decyzje niepopularne, a nie mamy nawet szansy zrealizować części naszego programu i dlatego klub się burzy. Dobrze i dlatego SLD nie zgodzi się na wcześniejsze wybory? To wszystko będzie zależało od sytuacji kraju. Wcześniejsze wybory zależą... Przepraszam, ale premier Leszek Miller obiecał, powiedział, że wybory będą w 2004 roku, czyli co? Premier zaproponował taką datę, ale to nie zależy od premiera. To zależy od parlamentu. To nie zależy tylko od SLD. Dobrze, ale SLD jest ważną siłą. Czy według pana SLD powinna powiedzieć tak czy nie na wcześniejsze wybory? Wszystko będzie zależało od tego, co będzie się działo
wiosną 2004 roku. Bo jeżeli mamy połączyć wybory parlamentarne z wyborami do Unii Europejskiej, to może się zdarzyć tak, jak było w krajach, gdzie takie wybory odbywały się jednocześnie. I doświadczenia są negatywne, ponieważ wtedy kampania do Parlamentu Europejskiego dominowała kampanię wyborczą w kraju... Dobrze, czyli rozumiem, że prezydent i premier swoje, a SLD swoje. Ale nie, proszę mi jeszcze pozwolić powiedzieć, bo myślę, że to jest ważne. I wtedy okazywało się, że na fali tej niechęci, bojaźni wobec Unii Europejskiej dochodziły do głosu, czy zyskiwały, ugrupowania antyeuropejskie, populistyczne, demagogiczne. I tego można się obawiać. Dlaczego Leszek Miller ulega urokowi Jana Kulczyka? Na pewno czytał pan ostatnio „Politykę”. Jan Kulczyk bywa u premiera, wchodzi bez zaproszenia, bierze udział w ważnych decyzjach gospodarczych. Proszę Pani, Jan Kulczyk jest osobą pełną czaru i uroku, niezwykle osobistego. Ma olbrzymie zaplecze polityczne, publicystyczne, biznesowe. Ja kiedyś miałem okazję rozmawiać z
panem Janem Kulczykiem na, jak to się elegancko mówi, jednym z przyjęć. To było zaraz po tym, jak skończył się prezydent Wałęsa a zaczął się prezydent Kwaśniewski. I pamiętając admirację pana Kulczyka dla prezydenta Wałęsy, zapytałem: Panie Doktorze, co pan tutaj robi, w tym nowym środowisku? Na to pan Kulczyk, o ile dobrze pamiętam, powiedział: proszę pana, ja każdego prezydenta kocham. I myślę, że pan Kulczyk kocha każdą władzę. Dobrze, ale czy każda władza musi kochać pana Kulczyka? Nie, miłość nie musi być wzajemna. Właśnie, ale ja pytam poważnie. Wie pan, to jest chyba trochę niepokojące, kiedy ma się ukazać artykuł w „Polityce” na temat Jana Kulczyka, jeden z ministrów pana premiera przychodzi do „Polityki” i mówi, że nie przychodzi tutaj jako minister, tylko przychodzi jako przyjaciel Janka i nie chciałby, żeby ten artykuł się ukazał, dla ułatwienia powiem, że ten pan ma nazwisko zaczynające się na „D”. No... Jest pan trochę skonfundowany? Jestem skonfundowany. I taki minister powinien się elegancko
podać do dymisji. A czy dobrze jest, jeżeli premier dzwoni do tygodnika „Polityki” i mówi, że musi sprzedać Rafinerię Gdańską Rochowi, ponieważ namawia go do tego Tony Blair? To jest wiadomość z „Polityki”. Uważam, że premier nie powinien dzwonić do dużych tygodników, niezależnie, czy jest to „Polityka”, czy „Newsweek”, ponieważ premier jest wysokim urzędnikiem państwowym i ma odpowiednie służby, które komunikują się z mediami. To służby powinny dzwonić do tygodników i mówić, co właśnie Tony Blair ma na myśli, tak? Myślę, że Tony Blair też ma jakieś służby. Ale pytam na poważnie, czy to nie jest niepokojące? Pamiętam, że tygodnik „Nie” bardzo się martwił o to, że Jan Kulczyk jest za bardzo władny w Polsce, a pan - przypomnę słuchaczom Radia Zet - jest wicenaczelnym tygodnika „Nie”. Martwił się piórem Jerzego Urbana. Pan Jan Kulczyk ma abonament w tygodniku „Nie”. Stały. I był, jest i zapewne jeszcze będzie bohaterem publikacji. Ale mówiąc poważnie, po prostu źle się dzieje, jeżeli w państwie dominuje jeden
układ biznesowo-polityczno-towarzyski. Jutro jest ważny dzień dla premiera Leszka Millera - staje przed komisją śledczą. Jak pan myśli, którego z członków komisji śledczej powinien się obawiać premier Leszek Miller? Myślę, że premier nie powinien się nikogo obawiać. Oczywiście posłowie z opozycji, zwłaszcza pan poseł Ziobro, który będzie zapewne bardziej napastliwy i gorzej przygotowany, pan poseł Rokita, który będzie lepiej przygotowany i mniej napastliwy, bardziej wyrafinowany, będą zadawać premierowi pytania kąśliwe, ale nie sądzę, żeby to przesłuchanie premiera cokolwiek wyjaśniło. Nie wierzę w skuteczność tej komisji, o czym wielokrotnie mówiłem. Dlaczego pan nie wierzy w skuteczność komisji śledczej? Ponieważ ta komisja zajmuje się zupełnie innymi obszarami niż to, co się stało... Ta komisja praktycznie stała się seminarium, gdzie można się dowiedzieć, jak funkcjonują media w naszym kraju. Gdzie można się dowiedzieć krok po kroku, jaka była droga ustawy o radiofonii i telewizji. Ale też można się
dowiedzieć, jaki jest mechanizm władzy, mechanizm rządzenia. Oj... Nie? Nie bardzo. Nie bardzo? Kiedy słucham tych pytań, tych odpowiedzi, to po prostu ta komisja nawet o tę prawdę, o to, co się wydarzyło, się nie ociera. I nie podejrzewam, żeby ta komisja wyjaśniła, jak to było. Dobrze, ale myśli pan, że nie dowiemy się, dlaczego Lew Rywin przyszedł do Agory i dlaczego proponował łapówkę, i w czyim imieniu? Nie, nie dowiemy się. A pan wie, w czyim imieniu? Proszę pani, gdybym powiedział, że wiem, to prawdopodobnie musiałbym spędzić ileś tam czasu przed komisją, co jest czasem straconym.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)