Trwa ładowanie...
10-05-2013 15:09

Piotr Gabryel: czy Tusk i Kaczyński boją się rządzić Polską?

Polską nie rządzą siły polityczne, ale równowaga sił politycznych, która nie pozwala im na przeprowadzenie zmian, których przeprowadzenie obiecują. Raz ta równowaga jest mniej zrównoważona, innym razem - bardziej zrównoważona, i to właśnie wtedy szanse na przeprowadzenie przez polityków, którzy udają, że rządzą Polską, jakichkolwiek zmian, spadają w zasadzie do zera.

Piotr Gabryel: czy Tusk i Kaczyński boją się rządzić Polską?Źródło: PAP, fot: Andrzej Rybczyński
d4ke1hz
d4ke1hz

Przeczytaj też: Będzie się działo! Nadchodzi czas rozliczeń!

Właśnie teraz tkwimy w samym środku tej - najmniej "płodnej" - części polskiego cyklu politycznego, czego sondaże Wirtualnej Polski mniej więcej od roku, z aktualnym włącznie, dowodzą: 31 proc. dla PO i 30 proc. dla PiS. A dwa tygodnie temu, przypomnijmy, PiS miało 29 proc., zaś PO - 28 proc., natomiast miesiąc wcześniej było dokładnie tak jak teraz: PO - 31 proc., a PiS - 30 proc. O wynikach sejmowego drobiazgu - SLD (13 proc.), RP (6 proc.), PSL (5 proc.), SP (3 proc.) - nie ma nawet co wspominać, tym bardziej, że część z tych skrótów najzwyczajniej w świecie kompletnie nic nie mówi zdecydowanej większości wyborców.

Innymi słowy: gdyby w Polsce w ciągu ostatniego roku odbyły się wybory według obowiązującej dziś ordynacji wyborczej, którekolwiek z liczących się ugrupowań - PiS czy Platforma - by je wygrało, dokonałoby tego z tak mikrą przewagą, że nawet gdyby było ono w stanie sformować koalicję rządzącą, miałaby ona tak małą przewagę, iż jej szanse na przeprowadzenie w Polsce radykalnych reform (a takich potrzebuje Polska i to w wielu dziedzinach) byłyby z góry skazane na niepowodzenie. Ale czyż nie o to właśnie - zaczynam coraz poważniej podejrzewać - chodzi politykom rządzącym polskimi partiami rządzącymi i opozycyjnymi?

"Polityka" opublikowała niedawno symulację, z której wynika, że gdyby w 2011 r. w Polsce wybierano posłów w jednomandatowych okręgach wyborczych (JOW) w oparciu o ordynację większościową, to przy ówczesnych wynikach Platforma Obywatelska miałaby dziś w sejmie 306 posłów, a PiS - 151, natomiast PSL zdobyłoby zaledwie trzy mandaty i żadnej innej partii w Sejmie by nie było.

Platforma miałaby więc "pełnię władzy" w Polsce, jeśli dodać do tego sprzyjającego jej prezydenta. I już nic nie mogłoby powstrzymać słynącego przecież z reformatorskiego zapału Donalda Tuska i jego dzielnych pretorian przed wprowadzeniem w życie ich dalekosiężnych planów. Na pewno w trymiga mielibyśmy poobniżane podatki, wprowadzony podatek liniowy, zlikwidowany NFZ i KRUS, polikwidowane wszystkie nienależne przywileje, w tym górnicze i rolnicze - słowem: hurtem zrealizowane wszystkie obietnice wyborcze Platformy z 2007 i 2011 r. No bo chyba nie inaczej, nieprawdaż? Czyż to nie kusząca oferta dla wszystkich zwolenników partii Tuska?

d4ke1hz

No dobrze, a czy podobnie kusząco nie działa na wyobraźnię zwolenników PiS taka oto symulacja: gdyby w Polsce posłów wybierano w okręgach jednomandatowych w oparciu o ordynację większościową, w 2005 r. "pełnię władzy" w Polsce zdobyłoby najpewniej Prawo i Sprawiedliwość. Nie musiałoby się nią dzielić ani z Samoobroną, ani z Ligą Polskich Rodzin, których przedstawicieli zapewne w ogóle nie byłoby w sejmie. Mogłoby za to, nie tracąc czasu na koalicyjne podchody, zapewne w tym wypadku w ciągu pełnej, czteroletniej kadencji zrealizować program IV Rzeczypospolitej, z którym szło do wyborów. Mogłoby go zrealizować tym swobodniej, że prezydent Lech Kaczyński na pewno nie utrudniałby wykonania tego zadania. A potem, w 2009 r. PiS poddałoby swe dokonania - i siebie! - osądowi wyborców. Czyż to nie interesująca i nęcąca wizja?

Przeczytaj też: Ale niespodzianka! Polacy coraz bardziej kochają Platformę

Dlaczego zatem żaden z liderów liczących się partii nie chce, aby w Polsce obowiązywał właśnie taki system wyłaniania rządzących? Czy aby nie dlatego, że JOW i ordynacja większościowa co prawda dawałyby zwycięskiej partii "pełną władzę" w Polsce, ale jednocześnie osłabiałyby władzę szefa w partii?

Czego zatem bardziej nie chcą lub boją się Donald Tusk i Jarosław Kaczyński, którzy - w tym wypadku zgodnie jak jeden mąż - nie chcą JOW i ordynacji większościowej? Bardziej nie chcą musieć na serio rządzić Polską (bez chowania się za koalicjantów, którzy "nie pozwalają im realizować obietnic wyborczych"), czy utraty swej w istocie niepodzielnej władzy nad członkami swych partii? No bo jeśli żadnej z tych ewentualności się nie obawiają, to dlaczego nie chcą JOW i ordynacji większościowej, które pozwoliłyby partii jednego z nich zdobyć "pełnię władzy" i (wzorem zwycięskiego i podziwianego przez nich Victora Orbana) zyskać prawdziwą szansę na przeprowadzenie w Polsce gruntownych zmian, które od lat zapowiadają?

Piotr Gabryel, zastępca redaktora naczelnego tygodnika "Do Rzeczy" specjalnie dla Wirtualnej Polski

d4ke1hz
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ke1hz
Więcej tematów