Piotr Czerwiński: Polska na szarym końcu!
Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. W Irlandii ujawniono, że Irlandia ma zaniżoną samoocenę. Mieszkańcy Wyspy Skarbów zapytani, na którym miejscu ich kraj plasuje się w globalnym rankingu najlepszych miejsc do życia, podają liczbę trzydzieści pięć, podczas gdy z niedawnych statystyk ONZ wynika, że Irlandia zajęła siódmą pozycję, równolegle ze Szwecją, wyprzedzając Szwajcarię, Kanadę, Francję i parę innych cywilizowanych okolic. Tak czy owak, Polska jest na pozycji trzydziestej dziewiątej. A teraz jadziem.
Irlandia jest w rzeczy samej nie tak znowu tragiczna do życia, jeśli nie liczyć psychodelicznej pogody, wymagającej aktywnego zwalczania myśli samobójczych, o ile ktoś nie przyjechał z Antarktydy, w którym to przypadku Irlandia jest dla niego tropikalna. Ale wieść o siódmym miejscu, zajętym przez tę jakże oryginalną krainę w światowej klasyfikacji najlepszych miejsc do życia przeraziła mnie dość poważnie: jeśli to prawda, to znaczy, że większość pozostałych państw na świecie znajduje się w stanie połowicznego rozkładu, a także leży i kwiczy, oraz pije jabole, oraz nie myła się od dwóch miesięcy.
W przyrządzaniu owych statystyk brano pod uwagę zamożność, zdrowie – jak mniemam włączając służbę zdrowia, edukację, ogólne szczęście jednostki i jej bezpieczeństwo. W kategoriach ogólnego szczęścia jestem w stanie zgodzić się z przedmówcą, zwłaszcza po siedmiu guinnessach. Nie od parady mówi się, że Irlandczycy są najlepszym towarem eksportowym Irlandii, co zawdzięczają głównie swojemu legendarnemu bezstresowemu samopoczuciu, aczkolwiek radziłbym zwrócić wzmożoną uwagę na słowo „eksportowy”, bo od jakiegoś czasu znów uciekają drzwiami i oknami dokąd tylko się da, pod warunkiem, że można tam nie wiedzieć nic o poprawnym użyciu apostrofu, oczywiście. Choć to temat na inną gawędę. Niestety w obliczu braku publicznej vel darmowej służby zdrowia oraz przy systemie szkolnictwa, który w porównaniu z naszym robi satyryczne wrażenie, skłonny jestem powątpiewać w pozostałe zalety magicznej wyspy. Nie wiem na ile ONZ wierzy w to co mówi, ale przypuszczam, że autorzy tego rankingu albo nigdy nie byli w Irlandii, albo
byli tylko w Irlandii, nigdy nie zahaczając o żadne z wyżej wymienionych miejsc. Życie, jak wspomniałem, jest tu autentycznie nie najgorsze i być może faktycznie egzystuje się tu o niebo lepiej niż w Nigrze, gdzie, jeśli wierzyć relacjom ONZ, idzie się powiesić z ogólnego szczęścia, gdyż kraj ten znalazł się na miejscu ostatnim. Choć zapewne można się tam wieszać w dużo cieplejszym klimacie, oczywiście, a także w towarzystwie lwów i żyraf na sawannie, co też powinno być cenne. Co prawda w Irlandii jedyna zwierzyna egzotyczna składa się z przybyszów ze Wschodniej Europy, ze szczególnym uwzględnieniem niżej podpisanego, ale tendencje wisielcze są tu równie silne jak w środkowej Afryce.
Jeśli wierzyć lokalnym mediom, coraz więcej ludzi autentycznie wiesza się tutaj, podobno nie dla przyjemności, co akurat nie jest dobrym powodem do żartowania. Nie rozumiem przeto wspomnianych zachwytów, zważywszy, że dane mi było odwiedzić Luksemburg, Belgię i parę innych miejsc, które Irlandia rzekomo zostawia daleko w tyle. Z drugiej strony, dane mi też było osiedlić się w tej Irlandii, bez specjalnych stresów zapewniwszy sobie względnie znośne warunki życiowe, które jak rozumiem są odpowiednikiem raju dla potencjalnych samobójców z Polski. I nawet nie narzekam - oprócz pogody oczywiście. I tak jak kocham Irlandię, ze szczególnym uwzględnieniem wspomnianej już irlandzkiej mentalności, musiałbym mieć wyciętą przysadkę mózgową, żeby kochać tutejszą pogodę. Ale to jest w sumie do zniesienia. W takim Nigrze, jak zgaduję, człowiek musi cały dzień chodzić w samych gaciach i okładać się lodem, gdyby tylko posiadał lodówkę, co jak sądzę, z powodu braku mamony nie jest tam możliwe, pomijając udar słoneczny i
zagrożenie raka skóry, niechybnie zagrażające homo sapiensom, zwłaszcza białym, którzy byliby skłonni zamieszkać w tej okolicy. W zasadzie zdrowiej jest rozważyć notoryczne noszenie sztormiaka, przez co wcale nie jest mi aż tak znowu smutno z powodów meteorologicznych.
Wracając zaś do ojczyzny, czyli Polski, to w rzeczonym rankingu zostaje w tyle za Słowenią, Czechami, a nawet Brunei, nie wspominając o Irlandii, Republic Of, co by znaczyło, że w Polsce jest stosunkowo tragicznie, choć nie mamy tam sawanny z żyrafami i lwami, oczywiście, a i chodzenie w samych gaciach nie jest wskazane, przynajmniej nie przez okrągły rok. Mamy w Polsce pogodę, która pozwala na zdjęcie kaptura przynajmniej raz do roku, a także służbę zdrowia, dzięki której nie trzeba go nosić, bo wyleczy za darmo każde przeziębienie i grypę, przynajmniej jeśli wierzyć statystykom. W ich myśl mamy również szkolnictwo, które nie kwalifikuje do niczego oprócz znajomości globusa, co nas uprawnia głównie do emigrowania w rejony świata tak egzotyczne i rozwinięte cywilizacyjnie, jak na ten przykład Irlandia. I wszystko to jest bardzo śmieszne.
Reasumując powyższe dywagacje, wszystko wskazuje na to, że najlepsze miejsca do życia znajdują się tam, gdzie najlepiej żyje się wybranym jednostkom. Jest to też ewidentnie kwestia medialnej propagandy, no i rzecz jasna mentalności tłumu. Irlandczycy najwyraźniej zwątpili w siebie, po dekadzie dobrobytu doświadczywszy życia w systemie „od pierwszego-do pierwszego”, ale to akurat uważam za naturalne, skoro wcześniej występował tutaj syndrom szastania pieniędzmi, do granic tak absurdalnych, że normą stało się wynajmowanie polskiej sprzątaczki, której głównym zadaniem było wyrzucanie pustych butelek i mycie popielniczki. Jak wiadomo, samodzielne wynoszenie śmieci i uruchamianie zmywarki do naczyń jest zbyt frustrujące, by wykonywać je samemu bez konieczności rozważania emigracji do Australii. W końcu tam zawsze istnieje możliwość, że polska sprzątaczka też trafi się na każdym rogu, jak za dobrych czasów prosperity.
W Polsce, dla odmiany, gdzie oprócz przesadzonej edukacji, rozdmuchanej - jak na światowe standardy darmowej służby zdrowia oraz ogólnej industrializacji i autentycznego wzrostu poziomu życia, nikt nie chce przyjąć do wiadomości, że jest to kraj w zupełności nadający się do życia; wyjąwszy przybyszów z byłego Związku Radzieckiego, oczywiście. Co by wskazywało, że każdy ma swoją żabę i swojego bociana.
A co do mediów, choć wywnętrzałem się już na nich wiele razy: polskie media, przez co należy rozumieć media warszawskie, żyją w separacji z resztą kraju. Nikt, kto egzystuje w zaklętym obiegu między garażem podziemnym apartamentowca, garażem podziemnym biurowca i garażem centrum handlowego, do którego jeździ kupować koszulki z Che Guevarrą, nigdy nie zrozumie dlaczego cała Polska pewnego dnia wyjdzie rzucać w niego cegłami. A przecież powinien rozumieć doskonale, na czym polega rewolucja...
Dobranoc Państwu.
Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com.